14 czerwca 2015

Zabiły dzwony

     
         Nikogo, co prawda, nie zabiły, a jednak zabiły.
            W sobotę zabiły niespodziewanie na wieży naszego kościoła o godzinie 21:52. To zupełnie nietypowa pora na dzwonienie, a więc sprawa jasna – coś się wydarzyło nadzwyczajnego. Ze zgrozą popatrzeliśmy z żoną na siebie – na pewno wojna. Ruscy już chyba w Dzierżoniowie.
            Dzwony biją i to chyba wszystkie, bo słychać i największego „Jana Pawła II”. Wtóruje mu mniejszy „Henryk” (Gulbinowicz) i „Franciszek” (Foks). Do telewizora – śpiewają sobie, jakby nigdy nic – „Opole”. Do Internetu – wojny nie ma, żaden papież nie umarł. A więc coś się stało w Bielawie i to w naszej parafii, bo innych dzwonów nie słychać. Jutro się dowiemy, co się stało. Może ktoś znaczny…?

            Nie wszyscy jednak do jutra czekali. Niektórzy Bielawianie, jak dawnymi czasy, na wezwanie dzwonów pośpiesznie udali się do kościoła z różańcami w ręku, aby w tej „strasznej chwili” móc wspólnie modlić się w swoim parafialnym kościele. I to było naprawdę spontaniczne i szczere zaangażowanie.
Raczej do „strasznych chwil” nie można zaliczyć sytuacji, gdy zwariowała (podobno) instalacja od dzwonienia. Dawnymi czasy, kiedy dzwonami rządził kościelny, pan Roman Kalus, taka sytuacja nie mogłaby się zdarzyć. Tak więc widać, że technika też wymyka się spod kontroli i lubi sobie czasami zaszaleć. Proszę jednak Technikę - tylko nie o drugiej w nocy.
Tak na wszelki wypadek proszę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.