Kolega Zbyszek zaproponował Górę św.
Anny i sprzeciwu nie było, bo i nas, to znaczy Janka i mnie też tam nie było.
Słyszałem o tej górze niejednokrotnie i wierzyłem, że kiedyś tam zajadę.
Pojechaliśmy na Jodłownik. Po
drodze, po lewej stronie, urzekająco prezentowały się czerwone maki, zapewne
jako chwast w rzepaku.
W Jodłowniku nie mniej uroczo wyglądało
malowidło na ścianie zapewne jakiejś sali w upadłym zakładzie i plenerowa galeria rzeźb miejscowego artysty.
W tym roku po raz pierwszy wjeżdżamy
na Przełęcz Woliborską. Widoki te same, ale zawsze przyciągające wzrok.
Pomyślałem sobie, że może w tym roku
naszą rowerową turystykę uda się rozszerzyć o jakieś śmielsze spotkania z
autochtonami i innymi napotkanymi po drodze ludźmi. Może nie zawsze wypada
zagadać, ale przynajmniej można próbować. Już podczas wykonywania zdjęcia na
podjeździe zatrzymał się po przeciwnej stronie samochód i starszy, sympatyczny
pan dwuznacznie do mnie się zwrócił:
- Udaje pan, że podziwia widoki?
Zrozumiałem, o co mu chodzi.
- Myśli pan, że odpoczywam, bo nie
daję rady wjechać na górę? Nie ma strachu, dam radę – odpowiedziałem uprzejmie.
Faktycznie odcinek do pierwszego
mostka jest najbardziej uciążliwy. Właśnie za pierwszym mostkiem zaczyna się
teren należący do gminy Ząbkowice aż do Przełęczy Woliborskiej. Zjazd podlega
już Nowej Rudzie. I tu prośba do gminy Ząbkowice. Warto byłoby pomalować dla bezpieczeństwa
pasy brzegami szosy, a dla estetyki posprzątać pobocze. Na puszkach po napojach
można sobie jeszcze zarobić.
Ostatnio czytałem o tym w Internecie,
że dla polskich turystów udostępniono część Puszczy Białowieskiej po stronie
białoruskiej. Nie trzeba aż tak daleko jechać, żeby nasycić się zdrową, jędrną
przyrodą. U nas brakuje tylko żubrów, ale można by postawić takie, jakiego mają
przed Niemczą albo w Przyłęku. Ileż to roboty. I puszcza jest.
Na przełęczy było kilka samochodów,
a więc ludzie w lesie sobie spacerują.
W Woliborzu skręciliśmy na prawo, na
Nową Rudę. Było z górki i nie zatrzymywałem się, aby zrobić zdjęcia ciekawych
obiektów. Rondo, i zaraz Nowa Ruda z widoczną z daleka „bramą” na drodze.
Jednak wcześniej skręciliśmy na lewo, bo tak kolega Zbyszek prowadził. A tu
będziemy skręcać też na lewo. W oddali widać już górę, na którą mamy wjechać.
Widać nawet wieżę widokową.
Jednak wjazd okazał się miejscami
silniejszy ode mnie i zostałem przez wzniesienie pokonany. Koledzy radzili
sobie lepiej, a Janek to zaraz zniknął gdzieś w przedzie. To zgodne z zasadą,
że na górę wjeżdża się swoim tempem. W miarę wbijania się w górę, obserwować
można było coraz śmielsze widoki.
Czy ktoś widzi tu jakieś konie?
Ostatni odcinek podjazdu na szczyt.
Ta ścieżka prowadzi chyba z Nowej
Rudy.
Na górze niespodzianka – nie ma
Janka. Wjechaliśmy akurat na Anioł Pański. Zjadłem drugie śniadanie i porobiłem
zdjęcia zaniedbanego kościoła. Msza św. jednak w nim się odprawia, ale tylko w
niedzielę o godz. 16:00. Nie ma porównania z odrestaurowanym kościołem na
sąsiedniej górze, Górze Wszystkich Świętych. Na miejscu – duży ruch
turystyczny.
Zaczynaliśmy się bać o kolegę, ale
odnalazł się niebawem. Jak się okazało, pojechał sobie pod wieżę widokową, na
którą nam już brakowało czasu.
Zjechaliśmy kawałek tą sama drogą,
by zaraz skręcić na prawo w wąską szosę. Jechaliśmy gdzieś górą równolegle do
głównej trasy. Za to widzieliśmy prawdziwe krowy i widoki do pozazdroszczenia
dla tych, co w Bielawie w tym czasie siedzieli przy telewizorach.
Dojechaliśmy do głównej drogi i
kawałek wracaliśmy się nią do Nowej Rudy. Z daleka widać było bojowy samolot
Mig – 21, który związany jest jakąś mroczną historią z Wielką Orkiestrą
Świątecznej Pomocy.
Skręciliśmy na prawo w drogę, która
miała nas zaprowadzić bezpośrednio do Dzikowca. Zaraz po lewej stronie ukazał
się nam niecodzienny widok związany z czerwonym piaskowcem. Trzeba było się
zatrzymać by sprawę obadać.
Jakież było moje zaskoczenie, gdy na
cokole krzyża zobaczyłem imię i nazwisko naszego krajana.
Tak, to znany w Bielawie budowniczy
– Dariusz Paterek. Serce jakoś inaczej zabiło.
To,
co zobaczyliśmy, to zakład przetwórczy z różnymi cudeńkami, a pan Dariusz ma
jeszcze kopalnię tego czerwonego piaskowca. Była szansa spotkania się z nim,
ale trzeba byłoby go poszukać gdzieś niżej. Przekazaliśmy pracownikom
pozdrowienia od nas dla niego.
Z dala była widoczna Nowa Ruda –
Słupiec.
Po drodze widzieliśmy wiele
budujących się rodzin. W tych okolicach na widoki narzekać na pewno nie mogą.
Kiedy obejrzeć się do tyłu, można
jednocześnie zobaczyć dwie sąsiednie góry – św. Anny i Wszystkich Świętych.
Widać wyraźnie na nich wieże widokowe. Na Górze Wszystkich Świętych widoczna
jest po lewej stronie od świerku.
Przed nami rozległa dolina ze
znajomą sylwetką kościoła w Dzikowcu w oddali. Piękny widok. Koledzy już
pojechali, a ja jeszcze z góry mogę sobie popatrzeć jak niewiele stanowią w tym
krajobrazie. Mam nadzieję, że gdzieś poczekają na mnie.
Ludzie sobie tu spokojnie żyją. Mają
stawy, łowią sobie ryby i nawet jest kawałek sosnowego lasu, co raczej jest rzadkością
na Dolnym Śląsku.
Koledzy poczekali w ciekawym miejscu
– przy posesji, na której znajdowało się swego rodzaju muzeum regionalne na
świeżym powietrzu. Można było wejść i te cuda dokładnie obejrzeć, a miła
gospodyni z chęcią służyła za przewodnika. To jej mąż zbiera te różne
przedmioty domowego użytku, które nie znajdują już uznania w domowym
gospodarstwie. Co do hebla, siekiery i tarki do kartofli, oraz pomysłowej
karafki i kieliszków do wódki – to myślę, że jeszcze mogłyby się przydać.
Lokówek do włosów – raczej już nie.
I zadanie – co to jest?
Pożegnaliśmy miłą panią i już za chwilę
byliśmy na znajomej trasie z Dzikowca do Woliborza. Ale teraz jazda tą drogą to
prawdziwa przyjemność. Nie zauważa się nawet, że jedzie się pod górkę. To za
sprawą nowej nawierzchni. O starej, fatalnej, pisałem w zeszłym roku.
Z daleka – swojskie widoki zwałowanego
siana, do złudzenia przypominające pasące się na rozległej łące owce.
Jeszcze tylko podjazd pod przełęcz i
zjazd „za darmo” praktycznie do samej Bielawy.
Przejechaliśmy zaledwie 42 km, a ile
było wspaniałych widoków i ile wrażeń.
Myślałem po drodze, aby wpaść do pana
Henryka na jakiegoś „Tymbarka”, ale… może innym razem.
odpowiedź na zagadkę; przyrząd do zdejmowania butów z cholewami? A.K.
OdpowiedzUsuńNo tak. Pierwsza odpowiedź się liczy i jest poprawna. podczas spotkania w Dzikowcu były wymieniane zwyczajowe nazwy tego przyrządu, ale nie zapamiętałem.
OdpowiedzUsuńTą fotorelację można tylko opisać wierszem:)
OdpowiedzUsuńGóry Sowie
Nieduże,lecz przepiękne są nasze Góry Sowie,
Coś może ciekawego,wam o nich opowiem.
Prastare jest to pasmo i wielce tajemnicze,
Sudety je nam dają i ich cuda tu wyliczę.
Krajobraz piękny stron tych,paletą barw swych tryska;
Dopełnią je nam sztolnie i hałdy,zapadliska.
Kopalnie w górach drzemią,bo kruszec w skałach siedzi,
Śpią tutaj rudy złota,ołowiu,srebra,miedzi.
Baryty,turmaliny,granatów arsenały,
Lutomię Górną sobie,schronieniem swym obrały.
Rubinu zaś kryształki Pieszyce i Bystrzycę;
Beryle,ametysty,kwarc także wam wliczę.
Na Wzgórzach Wyrębińskich,złóż węgla kamiennego
Pokłady się skrywają.A oprócz jeszcze tego,
Ciekawe,tajemnicze podziemne korytarze.
Gór Sowich mroczne wnętrze,ciemnością się ukaże.
Kopuły swych wierzchołków,to pasmo skrzętnie chowa,
Najwyższa Wielka Sowa i także Mała Sowa,
A na dodatek jeszcze:Szeroka z Kalenicą.
Poezją swych widoków omamią i zachwycą.
W tych poetyckich górach świat fauny jest szeroki,
Gdzie wiją się i mają,przełęcze i roztoki.
Utkały piękne skały,tu gnejsy i wapienie,
By w sercach naszych zasiać przemiłe ich wspomnienie.
Gór zbocza zalesione,bajkowe,tajemnicze.
Uskokiem brzeżnym dążą w tereny zaś rolnicze,
Przedgórza Sudeckiego od wschodu i północy,
Zakątek ten ojczysty,rozkocha,zauroczy./Skaut/
Panie Bolesławie! Nie myślał Pan o tym aby z każdej takiej wycieczki rowerowej zrobić film.
Zauważyłem wędrując po górach,że bardzo dużo rowerzystów ma kamerki na kaskach.
Można zarobić 100 tys.-nie żartuję.
Ze Wzgórz Włodzickich roztaczają się widoki na całą Ziemię Kłodzką,a to tylko małe górki rozciągające się od Bożkowa do Świerk.
Ta"brama"do Nowej Rudy jest dość pechowa dla dużych pojazdów,wielu kierowców zaczepiło o ten
niski wiadukt kolejowy.Niektórym trzeba było pomagać przejechać bo mieli problemy się zmieścić.
Osobiście jeden raz naprowadzałem kierowcę Tira z przyczepą-przejechał.
Teraz jest obwodnica N.Rudy,toteż problem zniknął.
Takie"muzeum"jak w Dzikowcu,jest także w Łomnicy koło Głuszycy.Ale tam jest kilka,
a może nawet kilkadziesiąt tysięcy eksponatów,i kilka stawów rybnych gdzie można zjeść smażoną
rybkę.Okolica jest przepiękna.Można zajechać przy okazji na głuszyckie"Kamyki"i popływać na
zalanym kamieniołomie-jest dojazd asfaltową drogą,okolica urocza.
Ja służyłem jako"przyrząd"przy ściąganiu oficerek.Mój Ojciec chodził w pięknych oficerkach
i bryczesach.Oficerki robił szewc jeszcze przed wojną dla dziadka,szewc korzystał z kołków drewnianych,tylko"blaszki"były przybite gwoździami.Ja te lśniące oficerki jeszcze mam razem ze specjalnymi prawidłami.Chodzić w nich nie mogę bo mam za duże"kopyto":)Jak założę to nie mogę ściągnąć:)
Proponuję zagłosować TUTAJ: polskazdrona.pl
Gdyby zalew bielawski był odpowiednio zagospodarowany,to film zrobiony z drona o tym miejscu
byłby perełką.
Drony i roboty stają się coraz popularniejsze-zastąpią wkrótce ludzi.
www.youtube.com/watch?v=b1AqPEdggOo
Pozdrawiam.Henryk