15 czerwca 2015

Bielawa - Góra Św. Anny - Dzikowiec

     
     Obawiałem się, co prawda, że może padać, ale ryzykować trzeba. Sobota 13 czerwca 2015 r. to kolejna możliwość przeżycia przygody na rowerach. Na miejsce zbiórki stawił się kolega Janek i kolega Zbyszek. Jak zwykle – krótka narada – gdzie jedziemy. Janek zgadza się na wszystko, bo już praktycznie i tak wszędzie był. Ja, podobnie jak Zbyszek, również nasze okolice przez lata zjeździliśmy dokumentnie, ale zawsze coś nowego się znajdzie.

            Kolega Zbyszek zaproponował Górę św. Anny i sprzeciwu nie było, bo i nas, to znaczy Janka i mnie też tam nie było. Słyszałem o tej górze niejednokrotnie i wierzyłem, że kiedyś tam zajadę.
            Pojechaliśmy na Jodłownik. Po drodze, po lewej stronie, urzekająco prezentowały się czerwone maki, zapewne jako chwast w rzepaku.


     W Jodłowniku nie mniej uroczo wyglądało malowidło na ścianie zapewne jakiejś sali w upadłym zakładzie i plenerowa galeria rzeźb miejscowego artysty.



     W tym roku po raz pierwszy wjeżdżamy na Przełęcz Woliborską. Widoki te same, ale zawsze przyciągające wzrok.


       Pomyślałem sobie, że może w tym roku naszą rowerową turystykę uda się rozszerzyć o jakieś śmielsze spotkania z autochtonami i innymi napotkanymi po drodze ludźmi. Może nie zawsze wypada zagadać, ale przynajmniej można próbować. Już podczas wykonywania zdjęcia na podjeździe zatrzymał się po przeciwnej stronie samochód i starszy, sympatyczny pan dwuznacznie do mnie się zwrócił:
            - Udaje pan, że podziwia widoki?
            Zrozumiałem, o co mu chodzi. 
            - Myśli pan, że odpoczywam, bo nie daję rady wjechać na górę? Nie ma strachu, dam radę – odpowiedziałem uprzejmie.
            Faktycznie odcinek do pierwszego mostka jest najbardziej uciążliwy. Właśnie za pierwszym mostkiem zaczyna się teren należący do gminy Ząbkowice aż do Przełęczy Woliborskiej. Zjazd podlega już Nowej Rudzie. I tu prośba do gminy Ząbkowice. Warto byłoby pomalować dla bezpieczeństwa pasy brzegami szosy, a dla estetyki posprzątać pobocze. Na puszkach po napojach można sobie jeszcze zarobić.


           
      Ostatnio czytałem o tym w Internecie, że dla polskich turystów udostępniono część Puszczy Białowieskiej po stronie białoruskiej. Nie trzeba aż tak daleko jechać, żeby nasycić się zdrową, jędrną przyrodą. U nas brakuje tylko żubrów, ale można by postawić takie, jakiego mają przed Niemczą albo w Przyłęku. Ileż to roboty. I puszcza jest.




            
     Na przełęczy było kilka samochodów, a więc ludzie w lesie sobie spacerują.


           
     W Woliborzu skręciliśmy na prawo, na Nową Rudę. Było z górki i nie zatrzymywałem się, aby zrobić zdjęcia ciekawych obiektów. Rondo, i zaraz Nowa Ruda z widoczną z daleka „bramą” na drodze. Jednak wcześniej skręciliśmy na lewo, bo tak kolega Zbyszek prowadził. A tu będziemy skręcać też na lewo. W oddali widać już górę, na którą mamy wjechać. Widać nawet wieżę widokową.





            Jednak wjazd okazał się miejscami silniejszy ode mnie i zostałem przez wzniesienie pokonany. Koledzy radzili sobie lepiej, a Janek to zaraz zniknął gdzieś w przedzie. To zgodne z zasadą, że na górę wjeżdża się swoim tempem. W miarę wbijania się w górę, obserwować można było coraz śmielsze widoki.






            
    Czy ktoś widzi tu jakieś konie?


            
     Ostatni odcinek podjazdu na szczyt.


            
     Ta ścieżka prowadzi chyba z Nowej Rudy.


            
     Na górze niespodzianka – nie ma Janka. Wjechaliśmy akurat na Anioł Pański. Zjadłem drugie śniadanie i porobiłem zdjęcia zaniedbanego kościoła. Msza św. jednak w nim się odprawia, ale tylko w niedzielę o godz. 16:00. Nie ma porównania z odrestaurowanym kościołem na sąsiedniej górze, Górze Wszystkich Świętych. Na miejscu – duży ruch turystyczny.















          
       Zaczynaliśmy się bać o kolegę, ale odnalazł się niebawem. Jak się okazało, pojechał sobie pod wieżę widokową, na którą nam już brakowało czasu.







            Zjechaliśmy kawałek tą sama drogą, by zaraz skręcić na prawo w wąską szosę. Jechaliśmy gdzieś górą równolegle do głównej trasy. Za to widzieliśmy prawdziwe krowy i widoki do pozazdroszczenia dla tych, co w Bielawie w tym czasie siedzieli przy telewizorach.





           
    Dojechaliśmy do głównej drogi i kawałek wracaliśmy się nią do Nowej Rudy. Z daleka widać było bojowy samolot Mig – 21, który związany jest jakąś mroczną historią z Wielką Orkiestrą Świątecznej Pomocy.


            
    Skręciliśmy na prawo w drogę, która miała nas zaprowadzić bezpośrednio do Dzikowca. Zaraz po lewej stronie ukazał się nam niecodzienny widok związany z czerwonym piaskowcem. Trzeba było się zatrzymać by sprawę obadać.


            
   Jakież było moje zaskoczenie, gdy na cokole krzyża zobaczyłem imię i nazwisko naszego krajana.



           
     Tak, to znany w Bielawie budowniczy – Dariusz Paterek. Serce jakoś inaczej zabiło.
To, co zobaczyliśmy, to zakład przetwórczy z różnymi cudeńkami, a pan Dariusz ma jeszcze kopalnię tego czerwonego piaskowca. Była szansa spotkania się z nim, ale trzeba byłoby go poszukać gdzieś niżej. Przekazaliśmy pracownikom pozdrowienia od nas dla niego.



          
      Z dala była widoczna Nowa Ruda – Słupiec.


           
       Po drodze widzieliśmy wiele budujących się rodzin. W tych okolicach na widoki narzekać na pewno nie mogą.


           
      Kiedy obejrzeć się do tyłu, można jednocześnie zobaczyć dwie sąsiednie góry – św. Anny i Wszystkich Świętych. Widać wyraźnie na nich wieże widokowe. Na Górze Wszystkich Świętych widoczna jest po lewej stronie od świerku.



           
     Przed nami rozległa dolina ze znajomą sylwetką kościoła w Dzikowcu w oddali. Piękny widok. Koledzy już pojechali, a ja jeszcze z góry mogę sobie popatrzeć jak niewiele stanowią w tym krajobrazie. Mam nadzieję, że gdzieś poczekają na mnie.





           
    Ludzie sobie tu spokojnie żyją. Mają stawy, łowią sobie ryby i nawet jest kawałek sosnowego lasu, co raczej jest rzadkością na Dolnym Śląsku.




            
   Koledzy poczekali w ciekawym miejscu – przy posesji, na której znajdowało się swego rodzaju muzeum regionalne na świeżym powietrzu. Można było wejść i te cuda dokładnie obejrzeć, a miła gospodyni z chęcią służyła za przewodnika. To jej mąż zbiera te różne przedmioty domowego użytku, które nie znajdują już uznania w domowym gospodarstwie. Co do hebla, siekiery i tarki do kartofli, oraz pomysłowej karafki i kieliszków do wódki – to myślę, że jeszcze mogłyby się przydać.
           
















Lokówek do włosów – raczej już nie.



I zadanie – co to jest?




Pożegnaliśmy miłą panią i już za chwilę byliśmy na znajomej trasie z Dzikowca do Woliborza. Ale teraz jazda tą drogą to prawdziwa przyjemność. Nie zauważa się nawet, że jedzie się pod górkę. To za sprawą nowej nawierzchni. O starej, fatalnej, pisałem w zeszłym roku.



Z daleka – swojskie widoki zwałowanego siana, do złudzenia przypominające pasące się na rozległej łące owce.



Jeszcze tylko podjazd pod przełęcz i zjazd „za darmo” praktycznie do samej Bielawy.
Przejechaliśmy zaledwie 42 km, a ile było wspaniałych widoków i ile wrażeń.
Myślałem po drodze, aby wpaść do pana Henryka na jakiegoś „Tymbarka”, ale…  może innym razem.




            

3 komentarze:

  1. odpowiedź na zagadkę; przyrząd do zdejmowania butów z cholewami? A.K.

    OdpowiedzUsuń
  2. No tak. Pierwsza odpowiedź się liczy i jest poprawna. podczas spotkania w Dzikowcu były wymieniane zwyczajowe nazwy tego przyrządu, ale nie zapamiętałem.

    OdpowiedzUsuń
  3. Tą fotorelację można tylko opisać wierszem:)
    Góry Sowie
    Nieduże,lecz przepiękne są nasze Góry Sowie,
    Coś może ciekawego,wam o nich opowiem.
    Prastare jest to pasmo i wielce tajemnicze,
    Sudety je nam dają i ich cuda tu wyliczę.

    Krajobraz piękny stron tych,paletą barw swych tryska;
    Dopełnią je nam sztolnie i hałdy,zapadliska.
    Kopalnie w górach drzemią,bo kruszec w skałach siedzi,
    Śpią tutaj rudy złota,ołowiu,srebra,miedzi.

    Baryty,turmaliny,granatów arsenały,
    Lutomię Górną sobie,schronieniem swym obrały.
    Rubinu zaś kryształki Pieszyce i Bystrzycę;
    Beryle,ametysty,kwarc także wam wliczę.

    Na Wzgórzach Wyrębińskich,złóż węgla kamiennego
    Pokłady się skrywają.A oprócz jeszcze tego,
    Ciekawe,tajemnicze podziemne korytarze.
    Gór Sowich mroczne wnętrze,ciemnością się ukaże.

    Kopuły swych wierzchołków,to pasmo skrzętnie chowa,
    Najwyższa Wielka Sowa i także Mała Sowa,
    A na dodatek jeszcze:Szeroka z Kalenicą.
    Poezją swych widoków omamią i zachwycą.

    W tych poetyckich górach świat fauny jest szeroki,
    Gdzie wiją się i mają,przełęcze i roztoki.
    Utkały piękne skały,tu gnejsy i wapienie,
    By w sercach naszych zasiać przemiłe ich wspomnienie.

    Gór zbocza zalesione,bajkowe,tajemnicze.
    Uskokiem brzeżnym dążą w tereny zaś rolnicze,
    Przedgórza Sudeckiego od wschodu i północy,
    Zakątek ten ojczysty,rozkocha,zauroczy./Skaut/

    Panie Bolesławie! Nie myślał Pan o tym aby z każdej takiej wycieczki rowerowej zrobić film.
    Zauważyłem wędrując po górach,że bardzo dużo rowerzystów ma kamerki na kaskach.
    Można zarobić 100 tys.-nie żartuję.
    Ze Wzgórz Włodzickich roztaczają się widoki na całą Ziemię Kłodzką,a to tylko małe górki rozciągające się od Bożkowa do Świerk.

    Ta"brama"do Nowej Rudy jest dość pechowa dla dużych pojazdów,wielu kierowców zaczepiło o ten
    niski wiadukt kolejowy.Niektórym trzeba było pomagać przejechać bo mieli problemy się zmieścić.
    Osobiście jeden raz naprowadzałem kierowcę Tira z przyczepą-przejechał.
    Teraz jest obwodnica N.Rudy,toteż problem zniknął.

    Takie"muzeum"jak w Dzikowcu,jest także w Łomnicy koło Głuszycy.Ale tam jest kilka,
    a może nawet kilkadziesiąt tysięcy eksponatów,i kilka stawów rybnych gdzie można zjeść smażoną
    rybkę.Okolica jest przepiękna.Można zajechać przy okazji na głuszyckie"Kamyki"i popływać na
    zalanym kamieniołomie-jest dojazd asfaltową drogą,okolica urocza.

    Ja służyłem jako"przyrząd"przy ściąganiu oficerek.Mój Ojciec chodził w pięknych oficerkach
    i bryczesach.Oficerki robił szewc jeszcze przed wojną dla dziadka,szewc korzystał z kołków drewnianych,tylko"blaszki"były przybite gwoździami.Ja te lśniące oficerki jeszcze mam razem ze specjalnymi prawidłami.Chodzić w nich nie mogę bo mam za duże"kopyto":)Jak założę to nie mogę ściągnąć:)

    Proponuję zagłosować TUTAJ: polskazdrona.pl
    Gdyby zalew bielawski był odpowiednio zagospodarowany,to film zrobiony z drona o tym miejscu
    byłby perełką.
    Drony i roboty stają się coraz popularniejsze-zastąpią wkrótce ludzi.

    www.youtube.com/watch?v=b1AqPEdggOo
    Pozdrawiam.Henryk

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.