W ostatni
weekend razem z kol. Jankiem przeżyliśmy rowerową przygodę, uczestnicząc w 38.
Szkoleniowym Zlocie Przewodników Turystyki Kolarskiej PTTK Województwa
Opolskiego „Szlakiem nyskiej drogi św. Jakuba”. Co roku jestem zapraszany na w/w imprezę i z
zaproszenia korzystam, lecz ciągle mam problem z towarzystwem na dość
wymagającej trasie. W tym roku bardzo chętnie zadeklarował się kol. Janek,
dzięki któremu średnia prędkość na trasie była nieco wyższa od przeciętnej.
W piątek 24
kwietnia o godz. 10.00 wyruszyliśmy z Ronda Miast Partnerskich, aby pokonać
dystans pomiędzy Bielawą a Głuchołazami. Na początek podjazd pod Kietlice –
niezła rozgrzewka. W Przedborowej zatrzymujemy się przy plebanii w celu
uzyskania ostatniego potwierdzenia, czyli pieczątki na Kolarską Odznakę
Pielgrzyma (obiekty sakralne). Chciałbym nadmienić, że zdobyłem już wszystkie
stopnie Kolarskiej Odznaki Turystycznej i trudno jest zrezygnować w zdobywaniu
dalszych odznak.
W szybkim
tempie mijamy Ząbkowice Śląskie, Kamieniec Ząbkowicki – pamiątkowe zdjęcie na
tle zamku z czterema wieżami, Byczeń i droga, którą nie lubią cykliści;
monotonna, nierówna (płyty betonowe), duży ruch samochodowy. W Paczkowie w
rynku robimy dłuższą przerwę na posiłek oraz korzystamy z informacji
turystycznej młodego gimnazjalisty na temat zabytków tego miasta. Następnie
przejeżdżamy przez Ujeździec i w Dziewiętlicach przekraczamy granicę państwa na
55 km . W
Republice Czeskiej jazda rowerem to czysta przyjemność, dlatego wybraliśmy ten
wariant trasy. W pewnym momencie powiedziałem do kolegi: „ - Jeśli znajdziesz
dziurę w jezdni, stawiam czeskie piwo”. Wiedziałem, co robię, ponieważ na tym
odcinku (30 km) nie ma ani jednej dziury w asfalcie. Jeżeli Czech użyje sygnału
dźwiękowego, to raczej jest to gest pozdrawiający aniżeli ostrzegawczy.
I tak mijamy
kolejne miejscowości: Bernartice, Vidnava, Vielkie Kunetice, Mikulovice i
ponownie wracamy do kraju już w Głuchołazach. O godz. 16.00 meldujemy się w
bazie Zlotu, a licznik rowerowy wskazał przejechanych 86 km . Kwaterunek, prysznic,
kolacja i prelekcja uczestników pieszej pielgrzymki szlakiem św. Jakuba do
Santiago de Compostella. Właściciele obiektu, w którym byliśmy zakwaterowani
(Czerwony Kozioł) w Głuchołazach co roku pokonują pieszo etap szlaku, a na ścianie
korytarzowej widnieje mapa pokazująca stan faktyczny; ile przeszli i ile
jeszcze zostało. Były zdjęcia, komentarze, przeżycia, świadectwa. Po
zakończeniu nabrałem chęci, aby szlak św. Jakuba przejechać rowerem. Do późnych
godzin nocnych rozmawialiśmy z kolegami, wspominając wspólne zloty, tysiące
razem przejechanych kilometrów.
Następnego
dnia po śniadaniu o godz. 9.00 - wyjazd na wcześniej zaplanowaną trasę przy
pięknej słonecznej pogodzie. Z Głuchołaz przez rynek do Bodzanowa, następnie
Nowy Świętów i Biskupów. Tu się zatrzymujemy i zwiedzamy Klasztor Benedyktynów
oraz robimy sesję zdjęciową pod pomnikiem św. Jana Pawła II. Dalej przez Morów,
Białą Nyskę i w Nysie dłuższa przerwa na zwiedzanie zabytków tego pięknego
miasta. W pierwszej kolejności Katedra Nyska, Muzeum oraz Twierdza. Ze względu
na napięty program nie było szans na zwiedzenie większej ilości obiektów, więc
przez Siestrzechowice dotarliśmy do miejscowości Koperniki. Tam dowiedziałem
się, że przodkowie naszego astronoma pochodzili z tej miejscowości i aby to
uczcić w świetlicy utworzyli małe planetarium z wysokiej klasy teleskopem i
rozsuwanym dachem. Panie z koła gospodyń trudnią się wypiekiem pysznych
pierników, postawiono drewniane wiaty, aby strudzony turysta miał gdzie
odpocząć. Hitem dnia była miejscowość, w której przed tabliczką z nazwą Kijów
ustawiała się kolejka. Każdy chciał sobie zrobić zdjęcie na pamiątkę.
Przez
Sławniowice wjeżdżamy na teren Czeskiej Republiki i podobnie jak dzień wcześniej
pokonujemy analogiczną trasę do Głuchołaz. W tym dniu licznik wskazał 70 km . Wieczorem
obiadokolacja i posiedzenie Komisji Turystyki Kolarskiej PTTK, gdzie omawiane
były sprawy organizacyjne, a następnie ognisko i pieczenie kiełbasek. W
niedzielę rano śniadanie i o godz. 10.00 podsumowanie i zakończenie Zlotu, w
którym wzięło udział 92 uczestników. A był to międzynarodowy Zlot ze względu na
udział dużej grupy z Ukrainy, było kilku Czechów i Słowaków oraz Niemiec. Z
zazdrością spoglądałem na kilkunastoosobową grupę ze Strzelec Opolskich w
jednakowych kamizelkach odblaskowych z logiem swojego klubu. Podobnych do
naszych z „Wirażu” z tą jednak różnicą, że oni jeżdżą i ich widać.
O godz. 11.00
wyruszamy w drogę powrotną, która pokrywa się z sobotnią, lecz z drugiej strony
wygląda inaczej. Dojeżdżamy do Bernartic, ale nie przekraczamy granicy jadąc w
kierunku Javornika, Bila Voda i tu wjeżdżamy na teren kraju w Złotym Stoku.
Przed nami Przyłęk, gdzie zaczyna padać deszcz i trzeba było uruchomić
pelerynki, Potworów, Brzeźnica, Jemna, Grodziszcze, Ostroszowice i Bielawa. Na
liczniku ukazała się cyferka 104
km .
Tak jak
wspomniałem jest to impreza cykliczna i co roku odbywa się w innej miejscowości
woj. opolskiego. W przyszłym roku ma się odbyć nad Jeziorem Turawskim i już
dzisiaj serdecznie zapraszam chętnych do wzięcia udziału. Trasę Bielawa – baza
zlotu - można również pokonać samochodem, a dopiero w sobotę wsiąść na rower i
przejechać ustaloną trasę rajdową w powolnym tempie z przerwami na zwiedzanie
ciekawych obiektów.
Tadeusz
Gonet
Bardzo popieram i gratuluję. Podziwiam szczególnie odwagę podjęcia decyzji, aby wyruszyć w taką drogę.
OdpowiedzUsuńDrogi Tadziu! Nie bardzo rozumie Twojej zazdrości grupy ze Strzelc. Koledzy z "WIRAŻA" też jeżdżą a nie widać ich dlatego że wstydzą się założyć "grupową" kamizelkę czego przykład jest na zdjęciach zaprezentowanych na stronie. Przykre.
OdpowiedzUsuńA. Karasiński
Kolego Andrzeju! Przykre to jest to, ze Grupa Wiraż własnie nie jeździ. Nasza mała grupa, która co sobotę jeździ, nie będzie robić na konto Wirażu, który robi wszystko, oprócz jazdy na rowerach, jak to onegdaj było. A kolega Janek jeździ w kamizelce i jest w tym konsekwentny. Koledzy, którzy z Tadeuszem jeździli na zgrupowania i on nawet gdy jeździł sam, też jeździli w kamizelkach Wirażu, a nawet nie wklejono na stronę Wirażu sprawozdania z tej imprezy, choć Tadeusz o to prosił w pierwszej kolejności. Tym razem też mnie pytano, czy mają jechać w kamizelkach. Odradziłem, bo nie reprezentowali grupy, tylko siebie, jako prywatne osoby. Jutro jedziemy do Sulistrowiczek, to pogadamy.
OdpowiedzUsuńKolego Andrzeju na wyjazd do Głuchołaz nie zakładałem kamizelki Wirażu ponieważ nie utożsamiałem się z grupą rowerową. Wyjaśniam dlaczego: rozpoczęcie sezonu 2 maja trochę późno, jak również dwie czy trzy pielgrzymki w roku za mało.
OdpowiedzUsuń