26 kwietnia 2015

Jak to jest...?

     
    Trafiliśmy dzisiaj na „Mszę chrzcielną”. Świetnie. Mamy w naszej parafii oficjalnie przyjętych do Kościoła nowych chrześcijan zapewne z chrześcijańskich rodzin. Dzieci ze swoimi rodzicami i chrzestnymi czekały na uroczyste, procesyjne doprowadzenie spod chóru w bezpośrednią bliskość ołtarza. Wszyscy pięknie ubrani. Co właśnie jest charakterystyczne to to, jak ci młodzi potrafią gustownie i okazyjnie przygotować się zewnętrznie do tej uroczystości. Właściwie to nikogo nie znałem nawet z widzenia, choć tego dobrze zbudowanego młodziana z kolczykiem w uchu gdzieś już widziałem.
Zajmując miejsce w ławce, zawsze bacznie sprawdzam, aby nie usiąść tam, gdzie nie dane będzie mi skupić się podczas Mszy św., a chodzi mi szczególnie o młodzież, ale również o innych wyróżniających się swoim zachowaniem parafian. Minąłem ławkę, w której pani ostentacyjnie żuła gumę. Jak usiądę przed nią, to tego widział nie będę. Ponieważ o 12:30 zbyt wielu wiernych nie ma w kościele, to i ja w ławce byłem pierwszy, siadając dla porządku na samym jej końcu w środkowej nawie. Nie bardzo dosłyszałem odpowiedzi na pytanie ks. Łukasza: „– Jakie imię wybraliście dla swojego dziecka?”, ale w orszaku naliczyłem czworo dzieci w tym część w wózkach. Na pewno była jedna dziewczynka i trzech chłopców, co ks. Łukasz w Niedzielę Dobrego Pasterza nie omieszkał wykorzystać do zachęcenia ich do kapłaństwa. O kapłaństwie, w tym o przygotowaniu do kapłaństwa, mogliśmy usłyszeć również od alumnów Świdnickiego Seminarium Duchownego, którzy zagościli dzisiaj do naszej parafii dzieląc się z nami swoim świadectwem wiary i powołania. Te wspomniane wózki odegrały również znaczącą rolę w końcowej części liturgii.
            Jeśli rzadko chodzi się do kościoła, albo nie chodzi się wcale, to jeśli już w kościele się znajdzie, najgorzej jest usiąść w pierwszej ławce. Nie bardzo wtedy wiadomo, kiedy siedzieć, kiedy stać, a kiedy klęczeć. Czasami sam celebrans podpowie i wtedy jest dobrze, ale jeśli nie podpowie, to bywa z tym uczestnictwem we Mszy św. na stojąco, siedząco i klęcząco czasem dziwnie.
Fotografowie oczywiście być muszą, a najlepiej po kilku z rodziny, bo zawsze dwa tysiące zdjęć to nie to co tysiąc, albo jeszcze gorzej, tylko pięćset.
            Przede mną siedział jakiś chyba dziany gościu w rozpiętej marynarce, z rozkraczonymi nogami z butami na klęczniku. Koło niego chyba jakiś pradziadek, ale dobrze jeszcze trzymający się i bardzo zainteresowany naszą piękną świątynią, bo ciągle coś pokazywał i do tego młodszego gościa komentował mu do ucha, choć ten jakoś zainteresowania niczym nie przedstawiał. Liturgią zresztą też nie. Chyba goście.
            Do mojej ławki dosiadło się bardzo szanowane w Bielawie małżeństwo z dzieckiem w niewątpliwie trudnym wieku, może trzecia gimnazjum, które miałem dość blisko siebie. Chłopak nudził się okropnie, do tego stopnia, że oparł się łokciami na kolanach, z nogami na klęczniku, podpierając znudzoną głowę. Na: „- Przekażcie sobie znak pokoju”, przytulił się do mamusi, nikogo więcej nie widząc. Właściwie to nic nie stało na przeszkodzie, żeby sobie wziął do poczytania w kościele lekturę szkolną, to chociaż z tego byłby jakiś pożytek.
            Ale dalej nie będę już wymieniał różnych dziwacznych zachowań w kościele w dniu dzisiejszym, bo jeszcze zostanę posądzony o dewotyzm.
            Podczas ceremonii udzielanie Chrztu Św., znalazło się jeszcze jedno dziecko, a więc razem było pięcioro dzieciaczków. Co jakby nowe, a może po prostu nowe tylko dla mnie, to to, że przed ołtarzem była chrzcielnica, nad którą chrzczone były dzieci. I pomyśleć, że jednak jakieś zmiany w naszym kościele parafialnym mają miejsce i są możliwe. I to odbieram z uznaniem.
            Dość zaskakująco zabrzmiało imię dziecka podczas chrztu – Mieszko. „ – Mieszko, ja ciebie chrzczę…”. Powiało 966 rokiem i chrztem Polski. Ciarki na grzbiecie były usprawiedliwione. I to imię jedynej dziewczynki – Zuzanna. Marzę już od dziewięciu lat, aby moja wnuczka miała takie imię, choć Małgorzata, Hanna, Liliana i Nela – też ładne. Może Zuzanny doczekam wśród prawnuków?
            Podczas udzielania Komunii św. wspomniane wózki, stojąc po jednej i drugiej stronie przy ławkach w głównej nawie, przyblokowały skutecznie przejście do balustrady. Doszło do takiej sytuacji, że ksiądz i diakon stali, czekając na komunikujących, a nie chodzili udzielając Komunii. To tak właśnie, jak w mojej propozycji onegdaj.
            W sumie było sympatycznie.
I ten życiodajny deszcz w czasie liturgii i po niej. Wszystko będzie rosło. A młodzi chrześcijanie niech rosną również - na chwałę Pana Boga, Kościoła, ojczyzny i rodziny.

            

1 komentarz:

  1. Panie Bolesławie! może to posądzenie o "dewotyzm" nie było by takie straszne. :)
    Adoro te devote (łac. Kłaniam Ci się nabożnie) – jeden z łacińskich średniowiecznych hymnów eucharystycznych przypisywany św. Tomaszowi z Akwinu.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.