18 kwietnia 2015

18 kwietnia 2015 r., sobota

J 6, 16-21 Jezus chodzi po wodzie

Słowa Ewangelii według świętego Jana
Po rozmnożeniu chlebów, o zmierzchu uczniowie Jezusa zeszli nad jezioro i wsiadłszy do łodzi przeprawili się przez nie do Kafarnaum. Nastały już ciemności, a Jezus jeszcze do nich nie przyszedł; jezioro burzyło się od silnego wiatru. 
Gdy upłynęli około dwudziestu pięciu lub trzydziestu stadiów, ujrzeli Jezusa kroczącego po jeziorze i zbliżającego się do łodzi. I przestraszy li się. On zaś rzekł do nich: «To Ja jestem, nie bójcie się». Chcieli Go zabrać do łodzi, ale łódź znalazła się natychmiast przy brzegu, do którego zdążali.
Oto słowo Pańskie.

Kilka słów o Słowie: legan.eu

Komentarz: Rev. D. Vicenç GUINOT i Gómez (Sitges, Barcelona, Hiszpania)
«To Ja jestem, nie bójcie się!»
Dzisiaj, Jezus nas zaskakuje. Przywykliśmy już widzieć Odkupiciela uciekającego się do Bożej mocy, który w tej sposób odpowiada na wszelką niedolę człowieka. Zdarzenie ma miejsce tuż po rozmnożeniu chleba i ryb wobec głodnego tłumu. Zaskakuje nas cudem – chodzeniem po wodzie – który tylko na pierwszy rzut wydaje się działaniem tej samej natury. Ależ nie!, Jezus już zrezygnował z krzystania ze swej Bożej mocy, by poszukać światłości w osobistej sile na początku swej misji, gdy odrzucił kuszenie Złego.

Chodząc po wodzie Jezus pokazuje swe panowanie nad rzeczami stworzonymi. Ale możemy w tym także ujrzeć scenę panowania nad Złem, które tutaj przestawione jest jako wzburzone w ciemnościach morze.

«Nie lękajcie się» (J 6,20), powiedział im wtedy Jezus. «Jam zwyciężył świat» (J 16,33), powie im w Wieczerniku. Ostatecznie to Jezus jest tym, który powstały z grobu mówi do kobiet rano w Niedzielę Zmartwychwstania: «Nie lękajcie się». A my dzięki świadectwu Apostołów wiemy o jego zwycięstwie nad wrogami człowieka, nad grzechem i nad śmiercią. I dlatego dziś jego słowa brzmią w naszych sercach ze szczególną siłą, ponieważ są to słowa Tego, który żyje.

Te same słowa, które Jezus skierował do Piotra i do Apostołów powtórzył następca Piotra Jan Paweł II na początku swojego pontyfikatu: «Nie lękajcie się». Było to wezwanie do otwarcia serc na istnienie Odkupiciela, abyśmy wraz z Nim nie lękali się zmagań z wrogami Chrystusa.

Wobec słabości każdego z nas w doprowadzaniu do dobrego portu misji, które Pan nam powierza (powołanie, plan apostolski, służba...), pociesza nas fakt, że także Maria – tak samo ludzka jak my – usłyszała od anioła te same słowa przed przyjęciem misji, jaką Pan przygotował dla niej. Uczmy się zatem przyjmować zaproszenie Jezusa każdego dnia, w każdych okolicznościach.

Czytelnia

18 kwietnia
Błogosławiona
Maria od Wcielenia, zakonnica




Barbara Avrillot urodziła się 1 lutego 1566 r. w rodzinie wyższej burżuazji w Paryżu. Oddano ją na wychowanie do klarysek, u których odkryła swoje powołanie do życia zakonnego; powołania tego nie zmieniło całe jej późniejsze życie.
Z posłuszeństwa wyszła za mąż za Piotra Acarie, zamożnego i wysoko postawionego człowieka, a przy tym płomiennego chrześcijanina. Urodziła mu sześcioro dzieci. Jej trzy córki wstąpiły do klasztoru karmelitanek, a syn został księdzem. Była wzorową żoną i matką. Wykonując zwyczajne prace domowe i znosząc cierpliwie różne przeciwności, osiągnęła szczyty życia mistycznego.
Piotr Acarie był jednym z najbardziej lojalnych członków Ligi Katolickiej, która po śmierci Henryka III sprzeciwiała się próbom objęcia francuskiego tronu przez hugenockiego księcia Henryka z Nawarry. Razem z piętnastoma innymi osobami Piotr zorganizował akcję oporu w Paryżu. Bezlitosny głód, który towarzyszył oblężeniu miasta, dał madame Acarie okazję do pokazania swojej hojności. Po rozwiązaniu Ligi Piotr musiał opuścić Paryż. Barbara pozostała jednak w mieście, aby móc zatroszczyć się o fortunę ich dzieci, zabezpieczoną wcześniej przez męża. W dodatku była doświadczana fizycznym cierpieniem po upadku z konia; bardzo wymagająca rehabilitacja upośledziła ją do końca życia.
U progu siedemnastego wieku madame Acarie słynęła ze swej prawości, nadprzyrodzonych darów i ogromnej hojności wobec ubogich i chorych w szpitalach. Do jej posiadłości przybywały największe postaci ówczesnego Paryża, m.in. św. Wincenty a Paulo i św. Franciszek Salezy, który był jej kierownikiem duchowym przez pół roku.
Pod wpływem pism św. Teresy Wielkiej, a potem jej wizji, madame Acarie odkryła wezwanie do ufundowania karmelitańskich klasztorów we Francji. W 1602 r. powołała do życia - wraz z innymi zamożnymi damami - pierwszy klasztor w Paryżu, na Rue St. Jacques. W lipcu 1602 r. podjęła decyzję o założeniu zreformowanego Karmelu we Francji. Dzięki poparciu biskupa Genewy, w 1603 r. otrzymała na to zgodę papieża Klemensa VIII. Do pierwszego klasztoru sprowadzono karmelitów z Hiszpanii. Dzieło bardzo szybko rozszerzało się; w ciągu kolejnych 15 lat powstało jeszcze 13 innych fundacji.
Po śmierci męża w 1613 r., wstąpiła do klasztoru w Amiens, stając się w nim zwykłą siostrą i przyjmując imię Marii od Wcielenia. Jedna z jej córek była podprzeoryszą tego klasztoru. W 1615 r. złożyła profesję. Rok później decyzją przełożonych została wysłana do klasztoru w Pontoise, gdzie zmarła w kwietniu 1618 r. Beatyfikowana została 24 kwietnia 1791 r.




4 komentarze:

  1. Takie wlasnie fragmenty z Pisma zawsze bardzo mnie zastanawiaja. Widac tutaj bowiem cos, co wydaje sie byc az tak niewyobrazalne, ze wiara w to wydaje sie czyms naprawde absurdalnym. Wiem, ze nalerzy wierzyc a nie wiedziec, ale mimo wszystko, po prostu bardzo mi to nie pasuje i nie przekonuje mnie.

    OdpowiedzUsuń
  2. Jedyna sensowna odpowiedz dla Dari oddaj wszystko dla Pana Boga bo i tak nic nie jest Twoje a wtedy przyjdzie wiara moc i nie będzie zbędnych pytań zwątpień.Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. "Wiem, że należy wierzyć, a nie wiedzieć" - to bardzo trafne spostrzeżenie, ale właśnie, co z tym zrobić, jeśli uwierzyć trudno? Właśnie wierzyć. Przypomina mi się wspomnienie ks. Mieczysława Malińskiego, być może w książce "Wierzyć w Chrystusa" dotyczące rozmowy z wykształconym mężczyzną na temat przejścia Izraelitów przez Morze Czerwone. Ten fragment książki często mi się przypomina. Nie znalazłem cytatu, dlatego piszę z pamięci. Jak przystało na rozmówcę, ks. Maliński tłumaczył temu człowiekowi od strony naukowej, jak to było z tym cofnięciem wody; że to odpływ, co stwierdzono współcześnie naukowo, a rozmówca całe te skomplikowane wywody słuchał z uśmiechem. Kiedy już ksiądz skończył, ten pan powiedział: Proszę księdza, nie trzeba mi tego tłumaczyć, ja wierzę tak, jak jest napisane w Piśmie Świętym. I to jest właściwe stanowisko. Ale warto ciągle szukać i poznawać. Wspomnianą książkę bardzo polecam i choć mówi się o pisaniu ks. Malińskiego, że to tylko beletrystyka, to jednak przystępny sposób przekazywania swojej wiedzy i bogatego duszpasterskiego doświadczenia sprawia, że książkę czyta się jednym tchem. Ks. Maliński potrafi też zaskoczyć. Bardzo dawno temu czytałem w "Tygodniku Powszechnym", kiedy redaktorem naczelnym był jeszcze Jerzy Turowicz, wspomnienie jego najkrótszego kazania. Z ambony w czasie świąt Wielkanocnych powiedział: "Chrystus zmartwychwstał, ale wy i tak w to nie wierzycie". Cytowałem z pamięci, ale gdy poszukać w internecie, kazanie to jest przedstawiane w różnych wersjach, nawet jako anegdota.( http://gosc.pl/doc/1121740.Wielkanocne-zadziwienie - cytat na końcu artykułu). Piszę to po to, aby uzmysłowić sobie, jakie jest nasze podejście do wiary, do wierzenia, do uwierzenia. Wymownym przykładem "wiary" są również święci, których Zofia Kossak określiła w tytule swojej książki - "Szaleńcy Boży". Nie dziwię się, że wiara może być postrzegana jako coś irracjonalnego, ale właśnie prawdziwie wierzyć i zawierzyć, jak to jest wspomniane w następnym komentarzu, to piękna sprawa i sama wolność. I jeszcze - w wierze nigdy nie jest się samotnym.

    OdpowiedzUsuń
  4. jbc.jelenia-gora.pl/Content/515/hofman_spowiedz_d.jpg
    Miłej niedzieli!Henryk

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.