W naszej parafii nabożeństwo Drogi
Krzyżowej w piątek ma miejsce trzy razy w ciągu dnia. Myślę, że najwięcej
uczestników tego nabożeństwa jest po południu, kiedy uczestniczą w nim dzieci i
młodzież, ale o 9:00 też jest wyjątkowo dużo obecnych. Widać, że jest potrzeba
parafian w autentycznym przeżywaniu męki Pana Jezusa od niesłusznego oskarżenia
poprzez drogę na Golgotę i śmierć na krzyżu aż do złożenia w grobie.
Dawnymi czasy wszyscy uczestnicy
nabożeństwa chodzili po kościele za krzyżem, zatrzymując się przy stacjach
Drogi Krzyżowej. Obecnie panują inne zwyczaje i po stacjach chodzi tylko ksiądz
z ministrantami, którzy niosą krzyż i dwie świece, a wierni klęczą w ławkach.
W każdy piątek u nas są inne rozważania,
ale każde uświadamiają nam, jakimi strasznymi jesteśmy grzesznikami, co jest
oczywiście prawdą. Ale nawet jak popadamy w grzechy, do czego mamy prawo, jak to
powiedział jeden z naszych księży, to zawsze przecież można się podnieść.
Dzisiaj szczególnie zwróciłem uwagę na
stację ósmą, w której prowadzący ksiądz uzmysławiał nam w rozważaniu, jak to
łatwo jest widzieć u kogoś grzechy, a jak trudno nie dostrzegać ich u siebie.
Kiedy wspomniał o krytykowaniu parafii, jakbym poczuł, że zapaliła się u mnie
czerwona lampka. Nie chcę krytykować parafii, ale nie widzę niczego zdrożnego w
zwróceniu uwagi nawet parafii. Tylko jak na przykład powiedzieć, że na Drodze
Krzyżowej wolałbym śpiewać „Któryś za nas cierpiał rany, Jezu Chryste zmiłuj
się nad nami” na jedną modłę, a nie na dwie. Dlaczego śpiewamy raz normalnie,
tak, jak powinno być, a raz na melodię „Jezu Chryste, Panie miły…” - to nie
bardzo rozumiem.
Z rozważań Drogi Krzyżowej w ostatnich
latach szczególnie zapamiętałem dwie. Jedna, to rozważania napisane przez
błogosławionego Gerharda Hirschfeldera i prowadzone przez ks. proboszcza
rozważania napisane przez Jana Dobraczyńskiego. Te ostatnie szczególnie mnie
zaskoczyły ze względu na autora, ale o tym może innym razem.
W okresie Wielkiego Postu czeka nas
jeszcze Droga Krzyżowa w przedostatni piątek Wielkiego Postu „ulicami miasta”.
Właściwie to tylko jedną ulicą – komunisty gen. broni Zygmunta Berlinga. Ta
Droga Krzyżowa jest okazją do publicznego zademonstrowania swojej wiary na os.
XXV-lecia PRL. I jest prawie wszystko tak, jak być powinno, ale wg mnie krzyż
mógłby być cięższy i nie niesiony przez wyczytywane grupy w parafii, ale
spontanicznie przez wszystkich i niekoniecznie tylko tych z przodu procesji z
krzyżem. No i wg mnie nie potrzebne są w tej scenerii żadne publiczne
podziękowania i antygrypina. Rozejdźmy się w atmosferze autentycznego smutku,
że nasz Mistrz został zamęczony i umarł. To nie happening. Na podziękowania i alleluja przyjdzie
czas.
No i to, co mnie najbardziej martwi, to Wielki
Piątek, kiedy na uroczystości w kościele najważniejszym momentem jest adoracja
Krzyża przez wszystkich zgromadzonych w świątyni. Chyba mamy problem, że za dużo
ludzi przyjdzie w tym dniu do kościoła, bo nie wszyscy będą godni dostąpić
adoracji krzyża. Nie dla wszystkich wystarczy. I dlatego to wcześniej napisane „momentem”,
ku utrapieniu prowadzących modlitwy, może przerodzić się w „godziny”. Kto uczestniczy
w wielkopiątkowej uroczystości w naszym kościele, wie, o co chodzi.
Kiedy lektorka Ola będzie informować, że
najpierw adorować krzyż będzie celebrans, potem księża, siostry zakonne, służba
liturgiczna, a na ostatku lud wierny, nie łudźmy się za bardzo, że cały „lud
wierny”. Może połowa - w skrajnie najlepszym przypadku. Indywidualna adoracja zostanie przerwana, bo trwałaby za
długo. Może właśnie tak trafić, że to właśnie mi zabiorą krzyż sprzed nosa.
A gdyby tak w tym roku zrobić odwrotnie
i zarządzić: najpierw lud wierny, a potem służba liturgiczna, siostry zakonne i
księża? Wszak ostatni niech będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi.
Przyznam, że to, co zobaczyłem w zeszłym
roku podczas liturgii wielkopiątkowej, bardzo mnie zdziwiło. Służba porządkowa
w osobach księży i służby liturgicznej „wypuszczała” ludzi z ławek jak do pierwszej
Komunii Św. No i wypuścili tylko połowę środkowej nawy. Że nie wszyscy mogli właściwie
wyrazić swoją wiarę w Jezusa Ukrzyżowanego poprzez indywidualną adorację, to
nic, ale był za to porządek i zmieściliśmy się w czasie.
A przecież rozwiązanie jest proste.
Tylko celebrans adoruje krzyż
w imieniu wszystkich zgromadzonych, lub wystawia się do adoracji więcej krzyży,
jak to było za ks. proboszcza Franciszka Foksa. Były trzy krzyże i chyba przez
to nikt nie zgrzeszył, a wszyscy mieli świadomość, że przychodzą w Wielki Piątek
na adorację krzyża i tej adoracji dostąpili.
Mam takie osobiste przeżycie z jednego z
dawnych Wielkich Piątków w naszym kościele, które zawsze co roku wraca mi przed
oczy. Otóż, kiedy do adoracji krzyża podchodziło się dla porządku tylko
środkiem kościoła, a odchodziło bokami pilnowanymi przez ministrantów, aby ktoś
nie podszedł z bocznej nawy, właśnie z boku stał „zniszczony życiem człowiek” o
kuli i bardzo starał się, aby go przepuszczono do krzyża. Nie było szans. On jednak
swoją postawą z determinacją prosił, żeby dopuszczono go do Mistrza. Trwało to
jakąś chwilę, kiedy po interwencji jednej z pań tego człowieka puszczono do
krzyża. Jego wiara w tym momencie naprawdę zasługiwała na uznanie. To tak jak w
Ewangelii, gdy uczniowie nikogo do Chrystusa nie dopuszczali.
I jeszcze jedno spostrzeżenie. Nigdzie w
opowiadaniach, ani na religijnych obrazach, nie widziałem na Golgocie pod
krzyżem wiklinowego koszyczka. Widocznie tam nie pasuje. U nas też nie. Na koszyczek
będzie czas w Wielką Sobotę podczas poświęcenia pokarmów.
Czy w ten Wielki Piątek, Wielki Piątek Anno
Domini 2015 wystarczy w naszym parafialnym kościele Ukrzyżowanego Chrystusa dla
wszystkich?
Cóż dodać cóż napisać zgadzam się z autorem tego tekstu ,ale czy tylko ja??? a może warto jednak rozważyć i uprościć ten "ścisk i przepychankę", na rzecz powagi i świętej oprawy tak wielkich uroczystości i wydarzeń kościelnych.
OdpowiedzUsuńJuż w niektórych parafiach tak się praktykuje, że do adoracji krzyża są wyznaczone osoby (nie muszę to być ja) a reszta wiernych na adorację ma czas przez całą noc.
OdpowiedzUsuńDuży krzyż: http://wpolityce.pl/kosciol/192241-abp-nycz-nie-oceniam-tych-ktorzy-przychodza-do-kosciola-wylacznie-na-wielkanoc
OdpowiedzUsuńWitam ja zaqwse pamiętam, żeby w wielki piątek nie jeść wędlin, ani nic takiego żadnego mięsa zero alkoholu i ogólnie spędzić aktywnie dzień, na pracy. Jednak jakoś nie mam w ten dzień czasu póki co, żeby uczestniczyć w nabożeństwach wielkiego piątku. Za rok postaram się chodzić regularnie jak będę miał troszkę więcej czasu, a tak już niedługo będzie.
OdpowiedzUsuńPanie Bolku w kilku kwestiach nie ma Pan wogóle racji:(
OdpowiedzUsuńnp. pisząc o kolejności podchodzenia do adorowanego krzyża. kolejność podchodzenia do Krzyża w W.Piątek jest ściśle określona w Mszale. Nie można ignorować przepisów. polecam zapoznać się z opisem całego Triduum paschalnego, pozwoli to zrozumieć tą kwestię i wiele innych, tak jak kolejny problem poruszany przez Pana tzn. wiele krzyży w W.Piątek. Wg przepisów w centrum stawia się jeden i tylko jeden krzyż! co za tym idzie - za ks. Foksa nie było to zgodne z przepisami. I jeszcze jedna kwestia nie prawdą jest że tylko część ludzi ma możliwość adoracji podczas W.Piątku. Jak dobrze Pan wie adoracja trwa całą dobę i po skończonej liturgii nikt nie zabiera Krzyża, ale jest on wystawiony dla wszystkich. mam nadzieje że chociaż w niewielkim stopniu wyjaśniłem Panu Pana wątpliwości. Pozdrawiam
Dziękuję za wyjaśnienia. Jednak upieram się, że wszyscy obecni w Wielki Piątek w kościele powinni mieć możliwość takiego adorowania Krzyża, jak kapłani, siostry zakonne i służba liturgiczna. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby być w kościele nawet trzy godziny, jak to było podczas pamiętnych rekolekcji wielkopostnych z udziałem pana Dokowicza. Ludzie poczekają. A tak kojarzę to jednoznacznie z dyskryminacją wiernych i to w Kościele. W Kościele prawosławnym nabożeństwa są długie i nikt nie narzeka i my też, ten jeden raz w roku możemy być w kościele dłużej.
OdpowiedzUsuń