21 lutego 2015

Jak to jest...?

 
          Zapewne nie wszyscy parafianie, ale i nie tylko parafianie, mają głębokie przekonanie, że to, co dzieje się podczas Mszy św. i nabożeństw w kościele, jest w pełni zrozumiałe. Stąd powtarzanie tych samych tematów w homiliach, kazaniach, naukach rekolekcyjnych i misyjnych. I należałoby sądzić, że już młodzież po Sakramencie Bierzmowania wszystko doskonale zna, rozumie i stosuje w sprawach, które wiary i Kościoła dotyczą.
            Nie jest to jednak prawdą, bo i dorośli nie wszystko rozumieją i stąd ciągłe pytania, dyskusje, panele i rozmowy na tematy kościelne i tematy wiary. Napisałem „kościelne”, aby rozdzielić sprawy duchowe od wizualnych, w pewnym sensie zmaterializowanych.
            Nie uważam, żeby na tematy kościelne, tematy wiary, zarządzania parafią czy wszystkie inne, nie można było się publicznie wypowiadać. Nakazuje to nawet piąte przykazanie kościelne – „Troszczyć się o potrzeby wspólnoty Kościoła”. Zarzut, że w takiej sytuacji szkodzi się Kościołowi jest bezpodstawny. Potrzeby wspólnoty Kościoła są różne i nie chodzi chyba w tym przykazaniu tylko o to, żeby płacić, bo wtedy napisane byłoby – potrzeby materialne Kościoła.
Wczoraj pisząc o św. siostrze Faustynie Kowalskiej i jej Dzienniczku mieliśmy przykład, że swoimi przemyśleniami, wątpliwościami w ostateczności podzieliła się z całym światem niczego nie ukrywając. I ja, jak zresztą każdy, komu chce się myśleć, niekoniecznie szukając dziury w całym, takie przemyślenia też mam, a pisząc o nich, piszę w trosce o to, żeby było lepiej, logiczniej i bardziej zrozumiale.
Onego czasu podczas kazania usłyszałem, że właściwie będąc na Mszy św. możemy czuć się jak na prawdziwej uczcie. Żeby zbliżyć się do czasów Chrystusa, przedstawiono nam wizję uczty za czasów rzymskich, kiedy to gościło się w pozycji półleżącej zajadając się tym, co donoszono. Taką ucztę porównano do uczty eucharystycznej, jaką jest Msza św. Nie trudno na takiej uczcie wyobrazić sobie najważniejszej postaci w osobie Pana Jezusa w Najświętszym Sakramencie. Tym razem jednak chodzi mi o nabożeństwa z Najświętszym Sakramentem, czyli Pana Jezusa wystawionego na ołtarzu w monstrancji. I nie modlimy się podczas nabożeństwa do monstrancji, tylko właśnie do Jezusa Eucharystycznego, do Jezusa Prawdziwego, obecnego wśród nas tak rzeczywiście, że można z Nim sobie porozmawiać a nawet uściskać.
Gdzie Pan Jezus jest podczas nabożeństwa? To proste – jest na ołtarzu w monstrancji. Pomińmy jednak ramy i ograniczenia monstrancji i dochodzimy wtedy do wniosku, że prawdziwy, żywy Pan Jezus jest na ołtarzu. Można pokusić się o wyobrażenie, czy na ołtarzu stoi, czy siedzi, czy może z podpartą jedną ręką głową – leży, jak na wspomnianej uczcie. Ja przyjmuję sytuację, że na ołtarzu siedzi, twarzą zwrócony do wiernych zgromadzonych w kościele i wsłuchuje się w modlitwy do niego zanoszone za pośrednictwem kapłana.
I tutaj powstaje problem nie do przeskoczenia, który już wymaga poważnej interwencji osoby duchownej, która bez wątpienia na Eucharystii zna się zapewne lepiej niż ja. Co widzimy? Kapłan zanoszący modły w imieniu wszystkich zgromadzonych w świątyni do siedzącego na ołtarzu Pana Jezusa, jest schowany za Jego plecami. Nie patrzy Mu w oczy, tylko na plecy. Zgromadzeni na nabożeństwie wierni, co prawda głos słyszą, ale osoby nie widzą. I tak jeszcze niedawno realny ksiądz, jest już nierealny, pozostał po nim tylko realny głos. Nawet, jeśli ktoś nie potrafi sobie wyobrazić postaci Chrystusa, to i tak widzi tyko głowę, lub czubek głowy klęczącego za ołtarzem kapłana, a jeśli jest kapłan niższego wzrostu, to zza ołtarza nie widać go zupełnie.
I jak to jest? Czy przez taką oprawę liturgii czasami czegoś nie tracimy?  Czy kapłan prowadzący modlitwy nie byłby bardziej wskazany przed ołtarzem, patrząc Panu Jezusowi w oczy, a nie na plecy? Czy nie byłoby to bardziej wyraziste, gdyby był widocznym przewodnikiem w modlitwach do prawdziwego Chrystusa na ołtarzu?
Personifikowany Chrystus na ołtarzu w Hostii w monstrancji autentycznie ma „przód” i „tył”. Świadczy o tym odpowiednie ustawienie monstrancji podczas błogosławieństwa. Chrystus w konsekrowanej Hostii, to nie Światowid, do którego modlono się ze wszystkich stron.
To, że można w kościele modlić się do Pana Jezusa patrząc Mu w oczy, a nie plecy, potwierdza choćby praktyka środowych, wieczornych adoracji prowadzonych przez księdza Pawła.
Być może mylę się w swoim rozumowaniu i swoich spostrzeżeniach, jednak to co robię, chciałbym robić świadomie i jeżeli mam możliwość rozmawiania z kimś patrząc mu w oczy lub w plecy, to wybieram wersję pierwszą.


4 komentarze:

  1. Panie Bolesławie!
    Moim zdaniem większość wiernych nie rozmyśla nad tego typu problemami. Ja kiedyś nad tym myślałem właśnie w czasie adoracji. Doszedłem do wniosku że nie modle się patrząc w Jezusa oczy bo moje w czasie gorącej modlitwy raczej są zamknięte. Mój Pan jest wszechmogący i nie ma znaczenia czy jestem do niego przodem, tyłem czy bokiem bo On w tym czasie nie jest na ołtarzu tylko właśnie obok mnie i nie bardzo interesują Go moje niebieskie oczy a zdecydowanie bardziej moje serce, dusza i to co mam Chrystusowi do powiedzenia. Czasem udaje mi się tez usłyszeć co Adorowany chce mi powiedzieć i nie robi tego krzycząc przez cały kościół.
    Pozdrawiam serdecznie A. Karasiński

    OdpowiedzUsuń
  2. Chrześcijaństwo to proteza dla intelektualnych i moralnych kalek.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. ...i kto tu jest kaleką? Współczuje!

      Usuń
    2. Islam dla Anonimowy-22:56- ?

      Usuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.