Nie jest to jednak prawdą, bo i
dorośli nie wszystko rozumieją i stąd ciągłe pytania, dyskusje, panele i
rozmowy na tematy kościelne i tematy wiary. Napisałem „kościelne”, aby rozdzielić
sprawy duchowe od wizualnych, w pewnym sensie zmaterializowanych.
Nie uważam,
żeby na tematy kościelne, tematy wiary, zarządzania parafią czy wszystkie inne,
nie można było się publicznie wypowiadać. Nakazuje to nawet piąte przykazanie
kościelne – „Troszczyć się o potrzeby wspólnoty Kościoła”. Zarzut, że w takiej
sytuacji szkodzi się Kościołowi jest bezpodstawny. Potrzeby wspólnoty Kościoła
są różne i nie chodzi chyba w tym przykazaniu tylko o to, żeby płacić, bo wtedy
napisane byłoby – potrzeby materialne Kościoła.
Wczoraj pisząc o św. siostrze Faustynie
Kowalskiej i jej Dzienniczku mieliśmy przykład, że swoimi przemyśleniami, wątpliwościami
w ostateczności podzieliła się z całym światem niczego nie ukrywając. I ja, jak
zresztą każdy, komu chce się myśleć, niekoniecznie szukając dziury w całym,
takie przemyślenia też mam, a pisząc o nich, piszę w trosce o to, żeby było
lepiej, logiczniej i bardziej zrozumiale.
Onego czasu podczas kazania usłyszałem,
że właściwie będąc na Mszy św. możemy czuć się jak na prawdziwej uczcie. Żeby zbliżyć
się do czasów Chrystusa, przedstawiono nam wizję uczty za czasów rzymskich,
kiedy to gościło się w pozycji półleżącej zajadając się tym, co donoszono. Taką
ucztę porównano do uczty eucharystycznej, jaką jest Msza św. Nie trudno na
takiej uczcie wyobrazić sobie najważniejszej postaci w osobie Pana Jezusa w
Najświętszym Sakramencie. Tym razem jednak chodzi mi o nabożeństwa z Najświętszym
Sakramentem, czyli Pana Jezusa wystawionego na ołtarzu w monstrancji. I nie modlimy
się podczas nabożeństwa do monstrancji, tylko właśnie do Jezusa
Eucharystycznego, do Jezusa Prawdziwego, obecnego wśród nas tak rzeczywiście,
że można z Nim sobie porozmawiać a nawet uściskać.
Gdzie Pan Jezus jest podczas
nabożeństwa? To proste – jest na ołtarzu w monstrancji. Pomińmy jednak ramy i
ograniczenia monstrancji i dochodzimy wtedy do wniosku, że prawdziwy, żywy Pan
Jezus jest na ołtarzu. Można pokusić się o wyobrażenie, czy na ołtarzu stoi,
czy siedzi, czy może z podpartą jedną ręką głową – leży, jak na wspomnianej
uczcie. Ja przyjmuję sytuację, że na ołtarzu siedzi, twarzą zwrócony do
wiernych zgromadzonych w kościele i wsłuchuje się w modlitwy do niego zanoszone
za pośrednictwem kapłana.
I tutaj powstaje problem nie do
przeskoczenia, który już wymaga poważnej interwencji osoby duchownej, która bez
wątpienia na Eucharystii zna się zapewne lepiej niż ja. Co widzimy? Kapłan
zanoszący modły w imieniu wszystkich zgromadzonych w świątyni do siedzącego na
ołtarzu Pana Jezusa, jest schowany za Jego plecami. Nie patrzy Mu w oczy, tylko
na plecy. Zgromadzeni na nabożeństwie wierni, co prawda głos słyszą, ale osoby
nie widzą. I tak jeszcze niedawno realny ksiądz, jest już nierealny, pozostał
po nim tylko realny głos. Nawet, jeśli ktoś nie potrafi sobie wyobrazić postaci
Chrystusa, to i tak widzi tyko głowę, lub czubek głowy klęczącego za ołtarzem
kapłana, a jeśli jest kapłan niższego wzrostu, to zza ołtarza nie widać go
zupełnie.
I jak to jest? Czy przez taką oprawę
liturgii czasami czegoś nie tracimy? Czy
kapłan prowadzący modlitwy nie byłby bardziej wskazany przed ołtarzem, patrząc
Panu Jezusowi w oczy, a nie na plecy? Czy nie byłoby to bardziej wyraziste,
gdyby był widocznym przewodnikiem w modlitwach do prawdziwego Chrystusa na
ołtarzu?
Personifikowany Chrystus na ołtarzu w
Hostii w monstrancji autentycznie ma „przód” i „tył”. Świadczy o tym odpowiednie
ustawienie monstrancji podczas błogosławieństwa. Chrystus w konsekrowanej
Hostii, to nie Światowid, do którego modlono się ze wszystkich stron.
To, że można w kościele modlić się do Pana Jezusa patrząc Mu w oczy, a nie plecy, potwierdza choćby praktyka
środowych, wieczornych adoracji prowadzonych przez księdza Pawła.
Być może mylę się w swoim rozumowaniu i
swoich spostrzeżeniach, jednak to co robię, chciałbym robić świadomie i jeżeli
mam możliwość rozmawiania z kimś patrząc mu w oczy lub w plecy, to wybieram wersję
pierwszą.
Panie Bolesławie!
OdpowiedzUsuńMoim zdaniem większość wiernych nie rozmyśla nad tego typu problemami. Ja kiedyś nad tym myślałem właśnie w czasie adoracji. Doszedłem do wniosku że nie modle się patrząc w Jezusa oczy bo moje w czasie gorącej modlitwy raczej są zamknięte. Mój Pan jest wszechmogący i nie ma znaczenia czy jestem do niego przodem, tyłem czy bokiem bo On w tym czasie nie jest na ołtarzu tylko właśnie obok mnie i nie bardzo interesują Go moje niebieskie oczy a zdecydowanie bardziej moje serce, dusza i to co mam Chrystusowi do powiedzenia. Czasem udaje mi się tez usłyszeć co Adorowany chce mi powiedzieć i nie robi tego krzycząc przez cały kościół.
Pozdrawiam serdecznie A. Karasiński
Chrześcijaństwo to proteza dla intelektualnych i moralnych kalek.
OdpowiedzUsuń...i kto tu jest kaleką? Współczuje!
UsuńIslam dla Anonimowy-22:56- ?
Usuń