Nie będę opisywał papieru do
drukarki poza zapewne trafnym spostrzeżeniem, że do następnych urodzin z
powodzeniem mi go wystarczy, a jeśli nie, to po drodze są jeszcze imieniny, ale
intrygująca książka zainspirowała mnie do napisania co nieco w temacie
blogowania i w temacie samej świętej siostry.
Może na początek pochwalę się, że w
Łagiewnikach, gdzie znajduje się światowe centrum Bożego Miłosierdzia, byłem z
parafialną pielgrzymką w 2013 roku i atmosfery tamtego wyjątkowego miejsca
doświadczyłem.
Obdarowanie mnie taką książką było
trafnym strzałem, gdyż przeczytałem ją jednym tchem pozostawiając na ten czas w
odstawce inne pozaczynane pozycje. Było warto. Sposób napisania książki bardzo
mi odpowiadał. Jest to kompendium wiedzy o samej siostrze Faustynie przekazanej
przez autora Marcina Kornasa, ale uzupełniane cytatami z Dzienniczka, wspomnień osób związanych z siostrą Faustyną i
pytaniami młodych internautów, co sprawia, że całość składa się na ciekawą
publikację, zachęcającą do pogłębienia wiedzy na temat kultu Miłosierdzia
Bożego w świecie.
Niewątpliwie wymownym czynnikiem w
tej publikacji jest wprowadzenie autorstwa Ani Golędzinowskiej - „Dzięki
Faustynie Jezus dał mi zupełnie nowe życie”, którą mieliśmy okazję gościć w
naszym parafialnym kościele w Niedzielę Palmową w zeszłym roku.
Książka napisana jest bardzo
przystępnym językiem, takim na współczesne czasy, bardzo przybliżając postać
świętej siostry Faustyny Kowalskiej i fenomen kultu Miłosierdzia Bożego. W
czasach życia siostry Faustyny nie wszystko było oczywiste. Brak zrozumienia,
podejrzenia, cyniczne uwagi – z tym na bieżąco musiała zmagać się sekretarka
Pana Jezusa, jak sam ją określał.
„Krążyły już pogłoski, że ma ona jakieś
objawienia, ale nie wiadomo dokładnie jakie. Kiedy czegoś nie wiadomo
dokładnie, fantazja dorabia sobie całą resztę. Już w Warszawie nazywano ją więc
histeryczką i dziwaczką”
To
cytat z książki. Ale i nawet współcześnie objawienia siostry Faustyny są
wyśmiewane.
Tylko my gnijemy pogrążeni w sentymentach. Wzruszamy się
bredniami siostry Faustyny…
Książki przepisywać nie zamierzam, ale
do jej przeczytania zachęcam. Niemniej jednak od krótkiego przedstawienia jej
treści uchylać się nie będę.
Ze wstępu autora:
„ Nigdy wcześniej nie zastanawiałem się
nad tym, że Dzienniczek to taki
współczesny blog (ang. web log – dziennik
sieciowy). Te dwa pojęcia zainteresowały mnie najbardziej, a szczególnie to
drugie – sieciowy. Wszystko jest sieciowe. Ale czy zastanawiamy się czasem,
czym jest sieć?
Nad tym, jak Helena Kowalska (później
siostra Faustyna) doszła do stworzenia własnego bloga i co ma wspólnego
Internet z Niebem, zastanowimy się na tym nietypowym, bo książkowym, wydaniu
bloga poświeconego tej świętej. Właściwie zrobiła się z tego lista dyskusyjna –
zapis pytań, jakie stawiają młodzi, wśród których jest pewien
osiemdziesięcioletni duchowny, który zaraża młodością i wolnością ducha jak
mało który nastolatek. Ale pytań zadawanych przez młodzież też jest sporo.”
Tak dla informacji, aby zaciekawić
czytelnika, krótko przedstawię kilka wątków z książki. Jeden z nich dotyczy
okoliczności, w jakich powstał „Dzienniczek” siostry Faustyny. To było już w
Wilnie, kiedy spowiednikiem siostry Faustyny był ks. Michał Sopoćko, którego
już dwa lata wcześniej w wizji siostra Faustyna poznała. Autor tak to
przedstawia:
„Spowiedzi Faustyny trwały bardzo długo.
Opowiadała o spotkaniach z Jezusem ze szczegółami, ale ksiądz w zasadzie nie
miał z czego rozgrzeszać. Nie miało więc sensu zajmować jego czas w
konfesjonale, tym bardziej że inne siostry musiały czekać w kolejce. Dlatego
powiedział jej, żeby zaczęła pisać wszystko w zeszycie. Dzienniczek składa się z sześciu zwykłych zeszytów szkolnych w
linie i kratkę średnio ponad sto kartek każdy. Faustyna pisała w nim piórem,
bardzo starannie i, co ciekawe, nie ma w nim prawie żadnych skreśleń albo
poprawek.
Badacze tekstu Dzienniczka mówią, że była ona nadzwyczajną sekretarką, bo styl
zmienia się w zależności od tego, czy spisywała słowa Jezusa, czy swoje własne
myśli albo kazania księży. Miała fenomenalną pamięć i potrafiła dosłownie
zacytować raz usłyszane słowa. Dla Jezusa było to ważne. Gdyby miał jako
sekretarkę – bo tak ją nazywał – jakąś bardziej kreatywną osobę, pewnie zdziwiłby
się, gdyby zobaczył, że Jego słowa są zmienione. Z Faustyną tak nie było. Co
usłyszała, to zapisała.”
Był taki okres w życiu siostry Faustyny,
że z takim przejęciem pisane teksty w Dzienniczku
po prostu spaliła za namową złego ducha. Autor tak to zapisał:
„A
co ze spaleniem Dzienniczka?
Gdyby Faustyna prowadziła współczesnego bloga nie byłoby problemu z tym
incydentem. Nie wiadomo dokładnie, od którego miejsca Dzienniczek jest pisany na bieżąco. Prawdopodobnie są to wpisy z
przełomu 1934 i 1935 roku. Właśnie w połowie 1934 roku Faustyna miała
specyficzne objawienie. Przyszedł do niej anioł, który przekonywał, że nie ma
sensu prowadzenie tych zapisków, bo one nikomu niczego dobrego nie przyniosą, a
jej tylko przysparzają przykrości. Ksiądz Sopoćko tak wspominał to wydarzenie.
W roku 1934 w lecie przez kilka tygodni byłem nieobecny, a
siostra Faustyna nie zwierzała się innym spowiednikom ze swoich przeżyć. Po powrocie
dowiedziałem się, że ona spaliła swój dzienniczek w następujących okolicznościach.
Ponoć zjawił się jej anioł i kazał wrzucić go do pieca, mówiąc: „Głupstwo
piszesz i narażasz tylko siebie i innych na wielkie przykrości. Cóż ty masz z
tego miłosierdzia? Po co czas tracisz na pisanie jakichś urojeń? Spal to
wszystko, a będziesz spokojniejsza i szczęśliwsza!”
Jak przyszedł anioł, to trzeba robić to,
co nakazuje. Dziwne jest to, że Faustyna, mając już spore doświadczenie w
spotkaniach z mieszkańcami Nieba, nie zorientowała się, że to podpucha. Anioł musiał
wyglądać tak autentycznie i mówić tak przekonująco, że dała się nabrać. Zresztą,
jak wiadomo, Lucyfer jest aniołem, a jego imię oznacza niosący światło.”
I dalej jest ciekawie opisane, jak to z
tym Dzienniczkiem było. A trzeba
dodać, że siostra Faustyna ukończyła tylko trzy klasy szkoły podstawowej. W
książce nie znalazłem żadnej wzmianki o późniejszym uzupełnieniu wykształcenia.
Nie mniej ciekawa jest historia z
obrazem „Jezu Ufam Tobie”.
„A
co w końcu z obrazem?
Obraz,
który miała namalować, spędzał jej sen z powiek. Kiedy tylko ksiądz Sopoćko
zgodził się być jej kierownikiem, powiedziała mu o swojej wizji i prosiła, żeby
pomógł w znalezieniu kogoś, kto wreszcie namaluje to, co zobaczyła. Wizja musiała
być na tyle silna, że Faustyna nawet po latach dokładnie potrafiła ją opisać.
Wreszcie, wiedziony raczej ciekawością, jaki to będzie obraz,
niż wiarą w prawdziwość widzeń Siostry Faustyny, postanowiłem przystąpić do
namalowania tego obrazu. Porozmawiałem z mieszkającym w jednym ze mną domu
malarzem Eugeniuszem Kazimirowskim, który się podjął za pewną sumę malowania,
oraz z siostrą Przełożoną, która zezwoliła Siostrze Faustynie dwa razy na
tydzień przychodzić do malarza, by wskazać, jaki to ma być ten obraz.
Malowanie
zajęło kilka miesięcy. Kiedy Faustyna zobaczyła gotowy obraz, była – delikatnie
mówiąc – niezadowolona z efektu.”
Ostatecznie obraz, który obecnie jest
najbardziej popularny, namalował w 1944 roku Adolf Hyła. Wcześniej namalował
również obraz Jezusa Miłosiernego w 1943 r. Współczesnego obrazu siostra Faustyna
Kowalska nie widziała, ponieważ zmarła w 1938 r.
We wspomnianej książce zaznaczyłem
jeszcze wiele cytatów, które chciałem przekazać, ale byłby to już zbyt długi
artykuł. Zanim zakończę, wspomnę jeszcze jedną ciekawą sytuację.
„Gdy przełożona klasztoru w Krakowie –
Łagiewnikach poszła zobaczyć się z Faustyną tuż przed jej śmiercią, była świadkiem
niezwykłego wyznania.
Krótko przed śmiercią, gdy przyszłam do Siostry Faustyny,
uniosła się na łóżku, prosząc, bym zbliżyła się do niej i powiedziała do mnie
kilka słów tej treści: „Pan Jezus chce mnie wywyższyć i uczynić świętą”.
Odczułam w niej wiele powagi dziwnego uczucia, że Siostra Faustyna przyjmuje to
zapewnienie jako dar miłosierdzia Bożego bez cienia pychy.”
Siostra Faustyna została ogłoszona świętą 30
kwietnia 2000 roku. Kanonizacji dokonał papież Jan Paweł II.
Bliski naszej parafii ks. kardynał
Henryk Gulbinowicz, który często bywał w naszym kościele, przyjeżdżając jakby w
odwiedziny do rodziny, kiedyś wspominając swoje dziecięce lata mówił, że ma
świadomość, że mieszkając w Wilnie, być może spotykał się z siostrą Faustyną.
Jego mama opowiadała mu, że właśnie tu mieszka święta siostra, co świadczyło,
że o siostrze Faustynie mówiło się.
I to już koniec. Serdecznie zapraszam do
głębszego zainteresowania się osobą św. Siostry Faustyny Kowalskiej i studiowania
jej Dzienniczka, który pisała jako sekretarka Pana Jezusa.
Człowiek się rodzi po to by umrzeć-nic więcej. Cudów nie ma.
OdpowiedzUsuńGdyby istniał jakiś Stwórca,to nie dopuścił by do takiego bagna jakie mamy na Ziemi,wziął by to całe towarzystwo za mordy i zrobił prządek.Co to za Stwórca,co pozwala żeby cierpiały dopiero co narodzone dzieci?Kto mi to wytłumaczy?Gdzie był Stwórca gdy banderowcy przybijali dzieci gwoździami do drzew?Co kraj To inny Stwórca,religia-i wojny.Więcej świętych nam potrzeba!!
lavieestbelleijatez.blogspot.com
Henryk
Szanowny Panie Henryku! Należę podobnie jak Pan do takich krewkich ludzi, którzy nawet nie oglądając się na Pana Boga chciałby to całe towarzystwo wziąć za mordy i zrobić porządek. No i oczywiście racja jest po mojej stronie. Podstawą jednak do takiego myślenia jest dla nas chrześcijan dekalog, gdzie napisane jest w piątym przykazaniu - nie zabijaj, co przenosi się również na - nie szkodzić, a odnosi się również do nienoszenia szalika w zimie. Jak się jednak okazuje w praktyce w obecnych czasach interpretacja Bożych przykazań należy wyłącznie do człowieka. Putin i Poroszenko żegnają się tym samym znakiem krzyża, wierząc przecież w tego samego Boga. Boko Haram i IS to też bardzo religijni ludzie, którzy zabijając innych zapewniają sobie od razu niebo. Ale jak oni sobie to niebo wyobrażają, to ja już sobie wyobrazić nie mogę. W Starym Testamencie dobrze mieli Żydzi, jako naród wybrany. Pan Bóg na ich drodze konsekwentnie niszczył fizycznie ich przeciwników w drodze do Ziemi Obiecanej. I jak mamy się zachować my "Kiedy przyjdą podpalić dom, dom w którym mieszkam - Polskę..."? Czy Pan Bóg rękoma naszych księży będzie nam błogosławił na wojnę? Bo przecież racja będzie po naszej stronie i chyba nikt w to nie wątpi. Leszek Kołakowski w swojej filozofii skłonny jest do stwierdzenia, ze Pan Bóg po stworzeniu świata tak naprawdę to nim się nie interesuje. Jednak Bóg również mówi "Beze mnie nic uczynić nie możecie". Czy to znaczy, że przyzwala na to zło, które działo się i dzieje dalej, a czego nawet pan Henryk zrozumieć nie potrafi? I wymownym jest przykład siostry Judyty przedstawionej w linku, która, jak to się mówi po ludzku, odeszła przedwcześnie, a która również pisała swojego bloga. Potrzeba świętych. Potrzeba takich świętych, którzy swoją świętością zarażają. Pan Bóg tez powiedział - "Macie pisma i proroków". I ich trzeba słuchać. Ci sami Żydzi, jako naród wybrany przez Boga, potrafili ostatnio zmordować ponad 2500 sąsiadów - Palestyńczyków. Bronili się w odwecie za rakietowe ostrzały, jeśli nie zbombardowali by Gazy, Palestyńczycy zniszczyli by cały Izrael. No i gdzie tu jet Bóg? Bóg jest, ale wyrzuciliśmy go ze swojego życia, ze swoich serc, stając się narzędziem szatana.
OdpowiedzUsuń