16 grudnia 2014

16 grudnia 2014 rok

EWANGELIA
Mt 21, 28-32 Grzesznicy uwierzyli Janowi

Słowa Ewangelii według świętego Mateusza
Jezus powiedział do arcykapłanów i starszych ludu: 
«Co myślicie? Pewien człowiek miał dwóch synów. Zwrócił się do pierwszego i rzekł: „Dziecko, idź dzisiaj i pracuj w winnicy!” Ten odpowiedział: „Idę, panie!”, lecz nie poszedł. Zwrócił się do drugiego i to samo powiedział. Ten odparł: „Nie chcę.” Później jednak opamiętał się i poszedł. Któryż z tych dwóch spełnił wolę ojca?» Mówią Mu: «Ten drugi.» 
Wtedy Jezus rzekł do nich: «Zaprawdę, powiadam wam: Celnicy i nierządnice wchodzą przed wami do królestwa niebieskiego. Przyszedł bowiem do was Jan drogą sprawiedliwości, a wyście mu nie uwierzyli. Celnicy zaś i nierządnice uwierzyli mu. Wy patrzyliście na to, ale nawet później nie opamiętaliście się, żeby mu uwierzyć.»
Oto słowo Pańskie.


Dlaczego celnicy i nierządnice nas ubiegną?

Ks. Andrzej Dragułateolog i publicysta

Prze­cież nie z po­wo­du grze­chu i jego wiel­ko­ści. To wię­cej niż pewne. Trud­no żeby praw­do­po­do­bień­stwo wej­ścia do nieba było wprost pro­por­cjo­nal­ne do ka­li­bru grze­chu.


Kon­tekst Je­zu­so­wej de­kla­ra­cji wiele nam wy­ja­śnia. Słowa "Za­praw­dę po­wia­dam wam: cel­ni­cy i nie­rząd­ni­ce wcho­dzą przed wami do kró­le­stwa nie­bie­skie­go" na­stę­pu­ją bez­po­śred­nio po krót­kiej przy­po­wie­ści o dwóch sy­nach wy­sła­nych do pracy w win­ni­cy: o pierw­szym - nad­gor­li­wym, co to na­tych­miast za­de­kla­ro­wał swoje po­słu­szeń­stwo, i o dru­gim - któ­re­mu się zrazu nie chcia­ło, ale w końcu się opa­mię­tał.
Która z tych dwóch po­staw jest godna po­chwa­ły? Naj­le­piej, gdyby po­łą­czyć pierw­szą z drugą: gor­li­wość de­kla­ra­cji pierw­sze­go syna z fak­tycz­nym po­słu­szeń­stwem dru­gie­go. Tak ide­al­nie jed­nak w życiu nie ma, przy­naj­mniej nie­zbyt czę­sto. I Jezus do­brze o tym wie, dając nam za wzór nie tyle ideał bez skazy, co moż­li­wą do zre­ali­zo­wa­nia ży­cio­wą po­sta­wę. Po­etyc­ko wy­ra­ził to ostat­nio ze­spół Lao Che w pio­sen­ce "Oko": "Oko ma świa­do­mość, że pisać jest trud­no / Nie trak­tuj­cie jed­nak no­ta­tek jak gdyby były na brud­no".
Jezus sam wy­ja­śnia, skąd w dro­dze do nieba bie­rze się pierw­szeń­stwo dla tych naj­bar­dziej po­gar­dza­nych: "Przy­szedł bo­wiem do was Jan drogą spra­wie­dli­wo­ści, a wy­ście mu nie uwie­rzy­li. Cel­ni­cy zaś i nie­rząd­ni­ce uwie­rzy­li mu. Wy pa­trzy­li­ście na to, ale nawet póź­niej nie opa­mię­ta­li­ście się, żeby mu uwie­rzyć" - mówi Jezus. "Za­słu­ga" nie­rząd­nic i cel­ni­ków jest jasna. Uwie­rzy­li Ja­no­wi, który gło­sił na­wró­ce­nie, i wzię­li się za sie­bie.
Nie było to za­pew­ne pro­ste. Nie ma na­wró­ce­nia bez uzna­nia grze­chu. To boli. Na­wró­ce­nie to naj­pierw go­to­wość na ból, który rodzi się ze świa­do­mo­ści tego, kim się jest. Ci, któ­rych Jezus daje za przy­kład swoim słu­cha­czom, mieli od­wa­gę, by sta­nąć w praw­dzie o samym sobie.
Jezus nie lubił spra­wie­dli­wych, a wła­ści­wie tych, co się za ta­kich mieli. Nie lubił, bo wie­dział, że spra­wie­dli­wych nie ma, że nie ma ta­kich, co nie po­trze­bu­ją uspra­wie­dli­wie­nia. Wy­star­czy tylko przy­po­mnieć sobie przy­po­wieść o cel­ni­ku i fa­ry­ze­uszu mo­dlą­cych się w świą­ty­ni, którą Jezus opo­wie­dział tym, "któ­rzy byli prze­ko­na­ni o swej spra­wie­dli­wo­ści, a in­ny­mi gar­dzi­li". Nie ma nic bar­dziej ośle­pia­ją­ce­go na Boga i Jego mi­ło­sier­dzie niż prze­ko­na­nie o wła­snej cno­cie. Prze­cież - jak śpie­wał Le­onard Cohen w "Zu­zan­nie" - mogą wi­dzieć Go tylko to­ną­cy.
"Grzech" po­tę­pio­nej przez Je­zu­sa spra­wie­dli­wo­ści po­le­ga nie tyle na fał­szy­wym po­czu­ciu, że jest się lep­szym od in­nych, co na pysze wobec Boga. Po­le­ga na prze­ko­na­niu o zbaw­czej sa­mo­wy­star­czal­no­ści. Na prze­ko­na­niu, że niebo jest kon­se­kwen­cją ludz­kiej spra­wie­dli­wo­ści, tzw. cno­tli­we­go życia, które czyni zbęd­nym Boże mi­ło­sier­dzie. Nikt nie może ucho­dzić za spra­wie­dli­we­go przed Bo­giem na pod­sta­wie wła­snych do­brych czy­nów, po­stów i mo­dlitw, jeśli Bóg nie od­pu­ści mu grze­chów.
Czy trze­ba zejść do dna mo­ral­ne­go, któ­re­go ewan­ge­licz­nym ob­ra­zem jest pro­sty­tut­ka i ko­la­bo­rant, aby to zro­zu­mieć? Nie wiem. Dla każ­de­go jest za­pew­ne prze­zna­czo­na jakaś inna miara. Na Mszy św. po­grze­bo­wej ksiądz mówi za­zwy­czaj: "Wiemy, że wsku­tek ludz­kiej skłon­no­ści do złego wszy­scy po­peł­nia­my grze­chy. Przed Naj­święt­szym Bo­giem nikt nie jest bez winy". Do­brze by­ło­by to usły­szeć tro­chę wcze­śniej niż na wła­snym po­grze­bie. Bóg mówi bo­wiem nie­ustan­nie: "Nie bądź taki ważny. Daj się zba­wić, czło­wie­ku".

Czytelnia

16 grudnia
Błogosławiona Maria od Aniołów, dziewica



Maria Anna Fontanella urodziła się 7 stycznia 1661 r. w Balde Rino koło Turynu, w Piemoncie (północne Włochy), w rodzinie hrabiowskiej. Była dziewiątym z jedenaściorga dzieci. Odznaczała się nieprzeciętną inteligencją i pobożnością, co ujawniło się zwłaszcza podczas ciężkiej choroby. Przez krótki czas uczyła się u cystersów w Saluzzo. Mimo oporu rodziny, wstąpiła w listopadzie 1676 r. do klasztoru karmelitanek bosych Santa Cristina w Turynie i przyjęła imię Marii od Aniołów. W pierwszych latach życia zakonnego doświadczyła "nocy wiary", ale pod wpływem opiekuna duchowego, o. Laurentego, i dzięki praktykom ascetycznym po trzech latach osiągnęła równowagę duchową, a jej wiara umocniła się. W wieku 30 lat została mianowana mistrzynią nowicjatu, a trzy lata później - przeoryszą. Funkcję tę przyjęła z oporami, ale bardzo dobrze się z niej wywiązywała. Na wniosek bł. Sebastiana Valfre założyła nowy klasztor w Moncaglieri ku czci św. Józefa, do którego miała wielkie nabożeństwo. Klasztor ten został otwarty 16 września 1703 r. Maria chciała pozostać w nowej fundacji, ale była ceniona przez szlachtę i ludzi w Turynie za jej rady i modlitwy, co sprawiło, że właśnie tam ją przeniesiono.
Siostra Maria miłowała cierpienie i troszczyła się o dusze czyśćcowe. Mieszkała bardzo ascetycznie i dużo się modliła, a wokół jej osoby roznosił się szczególny, przyjemny zapach świętości. Jako przeorysza była bardzo pracowita i odpowiedzialna, zajmowała się rachunkami i nad wszystkim miała pieczę, ale była coraz słabsza. Gdy wybrano ją ponownie na tę funkcję, czuła, że może sobie nie poradzić z powierzonymi zadaniami. Poprosiła Boga o rychłą śmierć, jeśli jest to zgodne z Jego wolą. Jej ostatnia choroba rozpoczęła się trzy tygodnie później. Zmarła 16 grudnia 1717 r. Pozostawiła po sobie wiele listów i zapisków duchowych.
Jej proces beatyfikacyjny rozpoczął się na wniosek króla Sardynii i Włoch, Wiktora Emanuela II. Beatyfikował ją papież Pius IX 14 maja 1865 r. Była pierwszą błogosławioną wśród karmelitanek bosych we Włoszech.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.