Trzeba było bardzo rano wstać, a
dotyczyło to szczególnie tych pielgrzymów, którzy przyjechali ze Świdnicy z ks.
Krzysztofem Krzakiem, z Wir i sąsiednich wiosek z ks. Adamem Woźniakiem oraz ze
Strzelina i okolic.
W kościele przywitał nas ciepło ks.
proboszcz, opowiedział trochę ciekawych rzeczy o zabytkach w świątyni.
Poczuliśmy się jakoś dowartościowani, gdy ks. proboszcz stwierdził, że jest dla
niego zaszczytem to, że pielgrzymka wyrusza właśnie z tego kościoła. Żeby się
do końca obudzić, zaśpiewaliśmy „Kiedy ranne…”. Choć wydawało się, że kościół
jest pustawy, to jednak podczas prezentacji okazało się, że wcale nas tak mało
nie jest.
Ksiądz Adam, jako główny przewodnik,
wydał odpowiednie rozporządzenia i po błogosławieństwie, przed kościołem
ustawiliśmy się w kolumnę. Zmieściliśmy się w jednej grupie, choć wg mojej
opinii było nas co najmniej dwustu pięćdziesięciu. Rozpiętość wieku – bardzo
szeroka. Widziałem może sześcioletnią dziewczynkę i brata, który ma już
siedemdziesiąt lat. Były też wśród nas dwie siostry zakonne.
Wyruszyliśmy z krzyżem na czele, ze
śpiewem i nagłośnieniem zaraz po godz. 6:30. Grupa szła dziarsko przez zaspane
jeszcze miasto, kierując się szosą na Ząbkowice. Było trochę zimno i bardzo
mglisto. W Piławie Dolnej skręciliśmy na prawo, w jakąś polną drogę, by po
przejściu przez gospodarstwo wyjść na wąską drogę dochodzącą do tej, co
prowadzi do Owiesna. Kiedy było już na tyle jasno, aby móc czytać tekst,
zaczęliśmy śpiewać Godzinki o Niepokalanym Poczęciu Najświętszej Maryi Panny.
Miałem tekst w śpiewniku pielgrzyma, który towarzyszył mi w 2010 roku na Jasną Górę i włączałem się
do wspólnego śpiewu.
Te Godzinki są pewnego rodzaju
przeżyciem, podczas tej pielgrzymki do Matki Bożej Strażniczki Wiary pięknie
śpiewane przez dwoje młodych ludzi, chłopca i dziewczynę.
Zbliżaliśmy się do Owiesna, idąc
cały czas w rozśpiewanej atmosferze. Mimo obiekcji Księdza Przewodnika o
śpiewających i grających na gitarze, okazało się, że takiej młodzieży i młodych
księży jest sporo. Na początku śpiewały dwie dziewczyny z młodzieńczą swadą,
próbując jednocześnie rozruszać towarzystwo. Potem byli inni i jeszcze inni i
następni. Były nawet organki, które w połączeniu z gitarą dawały już namiastkę
prawdziwej orkiestry.
W grupie było wielu moich znajomych,
nawet z pielgrzymki do Częstochowy. Naprawdę wielu. Oczywiście, nie wypadało
gadać podczas marszu, ale ich obecność dawała poczucie jedności i stwarzała
jakieś bezpieczeństwo – nie jestem sam. Ale cała grupa, jak to jest wśród
pielgrzymkowej braci, w jakiś sposób stanowiła jedność. Miałem wrażenie, że
każdy z każdym mógł porozmawiać jak z przyjacielem, jak z siostrą i bratem.
Doszliśmy do kościoła w Owieśnie,
który witał nas gościnnym swoim wnętrzem wiejskiej świątyni. Można było zapisać
się na powrotny autokar i poczęstować przygotowaną herbatą, kawą i różnego rodzaju
ciastami. Nie było zbyt dużo czasu na odpoczynek, bo i porządkowi „gonili” w
dalszą drogę. Jak to ks. Adam powiedział na początku – będą cztery odcinki i trzy
odpoczynki. Pierwszy mieliśmy za sobą.
Poszliśmy ze śpiewem szosą w dół
Owiesna, by potem skręcić na Różaną. Zaczęła się polna droga, ale dobrze, że
nie było błota, choć rosa na trawie dawała się trochę we znaki zwłaszcza tym,
którzy mieli lekkie buty, a byli nawet tacy, co mieli na nogach sandały.
Zbliżaliśmy się do strefy ciszy, do której przygotowywał nas ks. Adam tekstem z
ewangelii dotyczącym pojmania Pana Jezusa w Ogrójcu i wypadkami, które miały
miejsce bezpośrednio po tym. A chodziło o trudny temat prawdy, w oparciu o zachowanie
się Piotra, Piłata i Judasza.
Ks. Adam tak ładnie nam wszystko
wyłożył, że z niecierpliwością czekaliśmy na prelekcję księdza Grzegorza, która
miała dotyczyć właśnie tych tematów. Ale wśród pól wschodzącej już oziminy,
stojącej jeszcze kukurydzy i świeżo zaoranej ziemi, zaczęła się strefa ciszy,
strefa, w której mamy wsłuchiwać się przede wszystkim w to, co poprzez nasze
sumienia ma nam do powiedzenia sam Pan Bóg. Jak przetrwać te pół godziny na
rozmyślaniu, gdy nauczeni jesteśmy gwaru, gadaniny, słuchania bezwiednie radia
i telewizji? Ks. Adam uprzedzał, że to trudne, ale czy zawsze musi być łatwo?
Idziemy, każdy zamyślony, z pochyloną głową patrząc pod nogi, aby nie
przewrócić się na nierównej drodze. Towarzyszy nam tylko szum kroków - naszych
i sąsiadów. W oddali widać wieżę rudnickiego kościoła.
Doszliśmy do szosy w Rudnicy. I znów to
charakterystyczne tupanie, aby choć w części pozbyć się błota z butów, które
miejscami jednak występowało. Raźnie idziemy szosą i potem znów polną, ale
utwardzoną droga, na skróty do Budzowa. To na tej drodze wysłuchaliśmy
konferencji ks. Grzegorza. Warto było wsłuchać się dokładnie w słowa tego
młodego kapłana, koncentrującego się na postawie Piotra, Piłata i Judasza w
kontekście jakby egzaminu, jaki te osoby zdawały swoim zachowaniem wobec Prawdy,
jaką jest Chrystus. Przyznaję, że wiele ciekawych skojarzeń bardzo mnie
zaskoczyło i choć konferencja była długa, to jednak wszystko, co było
powiedziane, głęboko zapadało w pamięć.
Postój w Budzowie, jak co roku, w okolicy
parku maszyn rolniczych. Zbliżała się godzina 12:00. Ciekaw byłem, czy znów
znajdą się chętni, aby z zapamiętaniem poddać się Belgijskiemu Tańcowi.
Zabrzmiała muzyka i zaraz zrobiono podwójne koło, aby, zaczynając podskokami w
odpowiednim momencie wejść z tańcem. To osobliwy taniec, który jest
nieodłącznym atrybutem świdnickiej pielgrzymki. Skąd ludzie mają siłę, żeby
jeszcze po drodze tak żywiołowo tańczyć, to ja wyobrazić sobie nie bardzo
potrafię.
Po odpoczynku poszliśmy dalej ze śpiewem
w kierunku Koloni Budzów. Tym razem słabo widać Srebrną Górę, bo słońce jakoś
nie może przebić się przez mgłę. Przy studio śpiewa dwóch młodzieńców i
dziewczyna. To bardzo żywiołowy śpiew z akompaniamentem gitary w rękach kleryka
i wspomagany organkami. Pomaga im diakon. Razem tworzą zgraną grupę, której entuzjazm
udziela się wielu, szczególnie młodym. Bo młodzież króluje w grupie. Jest jej
dużo i to jest młodzież, która wie, co tu i teraz robi. To katolicka młodzież
związana zapewne z religijnymi grupami w swoich parafiach.
Ale przyszedł czas na Różaniec, który w
miesiącu październiku, miesiącu Matki Bożej Różańcowej, ma swoją szczególną
wymowę. Każdą dziesiątkę różańca odmawia inna osoba. Są intencje, najczęściej
powtarzające się prośby o uzdrowienie z różnych chorób i nałogów. Często są to
sprawy bardzo osobiste, za które modlimy się wspólnie w drodze.
Dochodzimy do Brzeźnicy. Ostatni postój
i krótki odpoczynek w parku przy boisku sportowym. Jest jednak czas, by coś
zjeść i sprawdzić, czy są już pod stopami pęcherze.
Jest już po 14:00, gdy wyruszamy na ostatni
etap. Przewodnicy wprowadzają nas w Góry Bardzkie. Idziemy na skróty do Barda.
Nie jest łatwo, bo zmęczenie daje się już dobrze we znaki, no i jest pod górę.
Ale wiemy, że to już niedaleko. O 15:00, w Godzinie Miłosierdzia, odmawiamy
jeszcze koronkę do Bożego Miłosierdzia, wspominając przedtem św. Faustynę
Kowalską. I już z górki i znane miejsca na zboczu, potwierdzające, że zaraz
będziemy przy bazylice. Za nami 35 km trasy. Kiedy ze śpiewem wchodzimy na ulice miasta, zgromadzeni
mieszkańcy witają nas ze szczerym wzruszeniem. Śpiewają razem z nami, co daje
poczucie szerokiej wspólnoty. Zachodzimy na plac przed wejściem do kościoła.
Trzeba jednak poczekać, bo wychodzą ludzie z uroczystości, jaka miała niedawno
tu miejsce. Mamy jeszcze pół godziny do Mszy Świętej, która jest ukoronowaniem
naszej pątniczej drogi do Matki Bożej.
Mszy Świętej przewodniczy nasz świdnicki
ordynariusz ks. bp Ignacy Dec. Jest dużo księży w koncelebrze: naszych i z
innych pielgrzymek, które dotarły do Barda na to spotkanie. Jest ks. Kustosz
bardzkiego sanktuarium i ks. Przewodnik całej świdnickiej pielgrzymki.
Uroczystej Mszy Św. towarzyszy śpiew
profesjonalnego chóru kameralnego z Katedry Świdnickiej. Jak oni śpiewali! To
prawdziwy kunszt. No i ta niesamowita dyrygentka!
Kazanie wygłosił nasz biskup Ignacy Dec.
Jak zawsze mówił składnie, ładnie i odważnie. Rzeczowo nawiązał do różańcowej
krucjaty, która bardzo jest potrzebna obecnie w świecie. Widać było w homilii
troskę o ojczyznę.
Kiedy usłyszałem o różańcu, wiedziałem,
że będzie o Lepando i bitwie morskiej stoczonej w 1571 roku z turecką flotą. I
nie pomyliłem się. To chyba nieodłączny atrybut w mowie biskupa przy okazji
wspomnienia różańca i jego modlitewnej mocy.
Po uroczystościach w bazylice był na
zewnątrz poczęstunek w postaci gorącej herbaty i kawy ze słodkimi bułeczkami.
Wystarczyło dla każdego.
Planowany odjazd autokarem opóźnił się o
pół godziny, ale wszyscy szczęśliwie dotarliśmy do swoich domów.
Mam nadzieję, że za rok znów się
spotkamy w wędrówce do Matki Bożej Strażniczki Wiary w Bardzie Śląskim.
Dziękuję za pięknie opisaną drogę.Czytając czułam jak bym była z Wami. Ewa
OdpowiedzUsuń