Uważajcie,
abyście nie pogardzali żadnym z tych maluczkich. Powiadam wam bowiem, że ich
aniołowie zawsze widzą twarz mego Ojca w niebie. Jak myślicie? Jeśli
człowiekowi, który ma sto owiec, zginie jedna z nich, to czyż nie zostawi w
górach dziewięćdziesięciu dziewięciu i nie ruszy na poszukiwanie zabłąkanej? A
gdy mu się uda ją znaleźć, zaprawdę powiadam wam, że cieszy się nią więcej niż
dziewięćdziesięciu dziewięcioma, które nie zbłądziły. Mt 18, 10 – 13
Temat trudny, który bulwersuje nie tylko mnie już od bardzo wielu lat. To sprawa niepełnosprawnych na wózkach inwalidzkich, którzy nie mają szans, aby dostać się do naszego parafialnego kościoła. Temat ten nie pozwala mi już dłużej pozostawać bez działania w formie, która być może trafi do decydentów i pozwoli rozwiązać problem. Przedstawiając ten temat publicznie, nie mam sobie nic do zarzucenia. Wielokrotnie sprawa ta była przedstawiana naszemu księdzu proboszczowi i poprzednim, ale pozostawała bez odzewu.
Celowo wybrałem z Pisma św. powyższy
fragment Ewangelii, żeby w sposób sugestywny odnieść się do tematu.
Uważam, że zaniechanie wykonania
podjazdu dla niepełnosprawnych w naszym kościele, choć zapewne nie jest pogardą
dla nich, to jednak jest ich odrzuceniem. Owce błądzą i ludzie błądzą, a Dobry
Pasterz je i ich odnajduje. I cieszy się sam i ze wspólnotą, że mógł choć jedną
z tych zbłąkanych owiec odnaleźć i przygarnąć ponownie do swojej owczarni.
W przypadku tych „Owiec” na wózkach
inwalidzkich, to one nie pobłądziły, one do „owczarni” podchodzą, ale do
„owczarni” nie są wpuszczane, bo nie ma dla nich odpowiednich schodów. A co na
to pasterz? Czy wychodzi do tych swoich owiec? Nie wychodzi! Nie zaprasza ich
do środka, nie stwarza im warunków, aby mogły we wspólnocie cieszyć się
sprawowaną Eucharystią.
Jest jakiś ogromny dramat w takim
postępowaniu. Jest jakiś chichot beznadziei. Dla jednych, zdrowych,
wysportowanych stworzono warunki, żeby mogli po kościele biegać i bić nawet w
tym bieganiu rekordy (coroczny bieg na wieżę kościelną) bez względu na to
nawet, czy są wierzący czy nie, a serca tych, których aniołowie widzą twarz … Ojca, w czasie „uczty” wyrywają się ponad
kościelne, nie do pokonania schody. Czy taka msza św. przeżywana przed kościołem
jest ważna? Księża twierdzą, że nie i zapraszają wiernych do kościoła. A dla
tego parafianina, którego do parafialnego kościoła „nie wpuszczono”, ta msza
św. na zewnątrz, będzie zaliczona?
Świat, nawet wokoło naszego
kościoła, poszedł naprzód. Podjazdy dla niepełnosprawnych wyrastają wszędzie
jak grzyby po deszczu. Znikają architektoniczne bariery nawet przy budynkach
starych, zabytkowych. Podobno chorzy są skarbem kościoła. Czy w naszej parafii
skarby te dostrzegamy?
Ja, zamieszczając reportaż
fotograficzny na blogu pt. „Schody w Bielawie” wspomniany temat przedstawiłem
jednoznacznie. Jakoś jednak nikt kompetentny nim się nie zainteresował, stąd
ten artykuł. Problem pozostaje problemem, a sprawa wydaje się tak prosta. Gdyby
żył śp. pan Jurek Usik, kierownik CWM (Centralny Warsztat Mechaniczny)
„Bieltexu” i gdybym zwrócił się do niego o rozwiązanie tematu podjazdu pod
kościół dla niepełnosprawnych na wózkach inwalidzkich, po wnikliwym wysłuchaniu,
myślami byłby już przy kościele, a za chwilę usłyszałbym jego ciepłe słowa
wypowiedziane ze specyficznym uśmiechem: „Panie Bolesławie, niech pan przyjdzie
jutro!” Dla pana Jurka w kwestiach mechanicznych nie było żadnych barier.
Mechanika, to była jego pasja. W ciągu tygodnia byłby podjazd i można by go
poświęcić.
http://boleslawstawicki.blogspot.com/2014/01/schody-w-bielawie.html
http://boleslawstawicki.blogspot.com/2014/01/schody-w-bielawie.html
Może to jest kwestia, czy warto dla
jednej „owcy” tak się poświęcać? Może to jest kwestia „zeszpecenia” pięknej
bryły naszego neogotyckiego kościoła? A może są inne problemy, z tym związane,
z którymi nasz proboszcz nie może sobie poradzić?
Wszyscy w Bielawie dobrze znają i
pamiętają Ewę z dwójki na os. XXV-Lecia PRL. Mieszkaliśmy przez długie lata w
tej samej klatce. Na wózku inwalidzkim od dzieciństwa; zawsze młoda,
uśmiechnięta i wyzywająco zaradna. Często bywała w naszym kościele jako
parafianka. Zawsze było wielu chętnych, aby wnieść ją z wózkiem po schodach.
Przestała przychodzić, gdy przez nieuwagę z tych schodów z wózkiem spadła i
potłukła się. Jeździła do kościoła autobusem do Dzierżoniowa. Już nie żyje. Nie
doczekała podjazdu w naszym kościele. Bardzo przychylny był jej ks. Eugeniusz
Bojakowski. Sam widziałem, jak ksiądz, koledzy i koleżanki wsadzali ją do księdza
samochodu, by razem jeździć na wycieczki.
Przez dość długi już okres swojego życia
widziałem pod kościołem wielu parafian na wózkach. Może i ja kiedyś do nich
dołączę, choć tego nie pragnę. Teraz najczęściej widzę tylko panią Krysię. Ma
ciężki wózek z baterią akumulatorową. Takiego wózka nie da się wnieść po
schodach do kościoła.
Kiedy był ostatnio u nas ks. biskup
podczas wizytacji duszpasterskiej, jako Grupa Rowerowa „Wiraż” staliśmy przed
wejściem do kościoła z feretronami w procesji, aby ks. biskupa uroczyście
wprowadzić na liturgię do świątyni. Podjechała na swoim wózku pani Krysia.
Widać było troskę księdza biskupa, żeby i ona też mogła być w kościele. Tylko
jak to zrobić? Zaproponował: „- Może Wiraż?!” Pani Krysia odmówiła. Wózek był
stanowczo za ciężki.
Dla osób niepełnosprawnych na
wózkach robi się wiele dobrego, aby mogli oni w pełni korzystać z życia.
Podjazdy, windy, toalety – to już jest standard. Nowe kościoły też buduje się z
podjazdami i nie ma problemu. W starych, nawet zabytkowych kościołach, naprawia
się błędy sprzed wieków i wprowadza się nowe rozwiązania przyjazne naszym
siostrom i braciom na wózkach.
Czy nasz proboszcz, po szesnastu latach
prowadzenia „naszej owczarni” jest jeszcze w stanie zrozumieć ten problem i nad
nim z troską się pochylić jako dobry pasterz?
Wierzę, że tak!
To skandal ,żeby w XXI wieku do kościoła nie można było wjechac wózkiem inwalidzkim ,bo nie ma podjazdu.
OdpowiedzUsuńMieszkam w Niemczech i tu każdy kosciół ma podjazd dla inwalidów. Nasz proboszcz Chomiak tak się zasiedział w tym swoim dobrobycie i udaje że problemu niema. Niepełnosprawny parafianin jest mu w kosciele niepotrzebny.
Być może kiedyś on na wózku zapragnie do koscioła wjechać ,może wtedy zrozumie. Przerażające.
To Ewa nie żyje??? Dawno jej nie widziałem, to bardzo smutna wiadomość. RIP [']
OdpowiedzUsuńEch, szkoda, znaliśmy się, co się stało?
TA
Wydaje mi się, że zrobienie ramp, przy bocznym wejściu do kościoła to nie jest skomplikowana sprawa technicznie, jak i kosztowo.
Usuńna wózku czytaj: biedny, niestety naszych polskim księżą tacy wierni są niepotrzebni.
OdpowiedzUsuń