25 kwietnia 2014

Nasi: siostry i bracia

        Uważajcie, abyście nie pogardzali żadnym z tych maluczkich. Powiadam wam bowiem, że ich aniołowie zawsze widzą twarz mego Ojca w niebie. Jak myślicie? Jeśli człowiekowi, który ma sto owiec, zginie jedna z nich, to czyż nie zostawi w górach dziewięćdziesięciu dziewięciu i nie ruszy na poszukiwanie zabłąkanej? A gdy mu się uda ją znaleźć, zaprawdę powiadam wam, że cieszy się nią więcej niż dziewięćdziesięciu dziewięcioma, które nie zbłądziły.   Mt 18, 10 – 13

    Temat trudny, który bulwersuje nie tylko mnie już od bardzo wielu lat. To sprawa niepełnosprawnych na wózkach inwalidzkich, którzy nie mają szans, aby dostać się do naszego parafialnego kościoła. Temat ten nie pozwala mi już dłużej pozostawać bez działania w formie, która być może trafi do decydentów i pozwoli rozwiązać problem. Przedstawiając ten temat publicznie, nie mam sobie nic do zarzucenia. Wielokrotnie sprawa ta była przedstawiana naszemu księdzu proboszczowi i poprzednim, ale pozostawała bez odzewu.
 Celowo wybrałem z Pisma św. powyższy fragment Ewangelii, żeby w sposób sugestywny odnieść się do tematu.
            Uważam, że zaniechanie wykonania podjazdu dla niepełnosprawnych w naszym kościele, choć zapewne nie jest pogardą dla nich, to jednak jest ich odrzuceniem. Owce błądzą i ludzie błądzą, a Dobry Pasterz je i ich odnajduje. I cieszy się sam i ze wspólnotą, że mógł choć jedną z tych zbłąkanych owiec odnaleźć i przygarnąć ponownie do swojej owczarni.
            W przypadku tych „Owiec” na wózkach inwalidzkich, to one nie pobłądziły, one do „owczarni” podchodzą, ale do „owczarni” nie są wpuszczane, bo nie ma dla nich odpowiednich schodów. A co na to pasterz? Czy wychodzi do tych swoich owiec? Nie wychodzi! Nie zaprasza ich do środka, nie stwarza im warunków, aby mogły we wspólnocie cieszyć się sprawowaną Eucharystią.
            Jest jakiś ogromny dramat w takim postępowaniu. Jest jakiś chichot beznadziei. Dla jednych, zdrowych, wysportowanych stworzono warunki, żeby mogli po kościele biegać i bić nawet w tym bieganiu rekordy (coroczny bieg na wieżę kościelną) bez względu na to nawet, czy są wierzący czy nie, a serca tych, których aniołowie widzą twarz … Ojca, w czasie „uczty” wyrywają się ponad kościelne, nie do pokonania schody. Czy taka msza św. przeżywana przed kościołem jest ważna? Księża twierdzą, że nie i zapraszają wiernych do kościoła. A dla tego parafianina, którego do parafialnego kościoła „nie wpuszczono”, ta msza św. na zewnątrz, będzie zaliczona?
            Świat, nawet wokoło naszego kościoła, poszedł naprzód. Podjazdy dla niepełnosprawnych wyrastają wszędzie jak grzyby po deszczu. Znikają architektoniczne bariery nawet przy budynkach starych, zabytkowych. Podobno chorzy są skarbem kościoła. Czy w naszej parafii skarby te dostrzegamy?
            Ja, zamieszczając reportaż fotograficzny na blogu pt. „Schody w Bielawie” wspomniany temat przedstawiłem jednoznacznie. Jakoś jednak nikt kompetentny nim się nie zainteresował, stąd ten artykuł. Problem pozostaje problemem, a sprawa wydaje się tak prosta. Gdyby żył śp. pan Jurek Usik, kierownik CWM (Centralny Warsztat Mechaniczny) „Bieltexu” i gdybym zwrócił się do niego o rozwiązanie tematu podjazdu pod kościół dla niepełnosprawnych na wózkach inwalidzkich, po wnikliwym wysłuchaniu, myślami byłby już przy kościele, a za chwilę usłyszałbym jego ciepłe słowa wypowiedziane ze specyficznym uśmiechem: „Panie Bolesławie, niech pan przyjdzie jutro!” Dla pana Jurka w kwestiach mechanicznych nie było żadnych barier. Mechanika, to była jego pasja. W ciągu tygodnia byłby podjazd i można by go poświęcić.

http://boleslawstawicki.blogspot.com/2014/01/schody-w-bielawie.html

            Może to jest kwestia, czy warto dla jednej „owcy” tak się poświęcać? Może to jest kwestia „zeszpecenia” pięknej bryły naszego neogotyckiego kościoła? A może są inne problemy, z tym związane, z którymi nasz proboszcz nie może sobie poradzić?
            Wszyscy w Bielawie dobrze znają i pamiętają Ewę z dwójki na os. XXV-Lecia PRL. Mieszkaliśmy przez długie lata w tej samej klatce. Na wózku inwalidzkim od dzieciństwa; zawsze młoda, uśmiechnięta i wyzywająco zaradna. Często bywała w naszym kościele jako parafianka. Zawsze było wielu chętnych, aby wnieść ją z wózkiem po schodach. Przestała przychodzić, gdy przez nieuwagę z tych schodów z wózkiem spadła i potłukła się. Jeździła do kościoła autobusem do Dzierżoniowa. Już nie żyje. Nie doczekała podjazdu w naszym kościele. Bardzo przychylny był jej ks. Eugeniusz Bojakowski. Sam widziałem, jak ksiądz, koledzy i koleżanki wsadzali ją do księdza samochodu, by razem jeździć na wycieczki.
            Przez dość długi już okres swojego życia widziałem pod kościołem wielu parafian na wózkach. Może i ja kiedyś do nich dołączę, choć tego nie pragnę. Teraz najczęściej widzę tylko panią Krysię. Ma ciężki wózek z baterią akumulatorową. Takiego wózka nie da się wnieść po schodach do kościoła.
            Kiedy był ostatnio u nas ks. biskup podczas wizytacji duszpasterskiej, jako Grupa Rowerowa „Wiraż” staliśmy przed wejściem do kościoła z feretronami w procesji, aby ks. biskupa uroczyście wprowadzić na liturgię do świątyni. Podjechała na swoim wózku pani Krysia. Widać było troskę księdza biskupa, żeby i ona też mogła być w kościele. Tylko jak to zrobić? Zaproponował: „- Może Wiraż?!” Pani Krysia odmówiła. Wózek był stanowczo za ciężki.
            Dla osób niepełnosprawnych na wózkach robi się wiele dobrego, aby mogli oni w pełni korzystać z życia. Podjazdy, windy, toalety – to już jest standard. Nowe kościoły też buduje się z podjazdami i nie ma problemu. W starych, nawet zabytkowych kościołach, naprawia się błędy sprzed wieków i wprowadza się nowe rozwiązania przyjazne naszym siostrom i braciom na wózkach. 
Czy nasz proboszcz, po szesnastu latach prowadzenia „naszej owczarni” jest jeszcze w stanie zrozumieć ten problem i nad nim z troską się pochylić jako dobry pasterz?
Wierzę, że tak!


           
           

            

4 komentarze:

  1. To skandal ,żeby w XXI wieku do kościoła nie można było wjechac wózkiem inwalidzkim ,bo nie ma podjazdu.
    Mieszkam w Niemczech i tu każdy kosciół ma podjazd dla inwalidów. Nasz proboszcz Chomiak tak się zasiedział w tym swoim dobrobycie i udaje że problemu niema. Niepełnosprawny parafianin jest mu w kosciele niepotrzebny.
    Być może kiedyś on na wózku zapragnie do koscioła wjechać ,może wtedy zrozumie. Przerażające.

    OdpowiedzUsuń
  2. To Ewa nie żyje??? Dawno jej nie widziałem, to bardzo smutna wiadomość. RIP [']

    Ech, szkoda, znaliśmy się, co się stało?

    TA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wydaje mi się, że zrobienie ramp, przy bocznym wejściu do kościoła to nie jest skomplikowana sprawa technicznie, jak i kosztowo.

      Usuń
  3. na wózku czytaj: biedny, niestety naszych polskim księżą tacy wierni są niepotrzebni.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.