To pytanie towarzyszyło mi przez 7 lat szkoły podstawowej w latach 1957 – 1964. Chociaż nie zawsze, ale tak na wszelki wypadek. Wiadomo, jak to dzieciaki, chociaż ambitne w naszej rodzinie, jednak przypilnować było trzeba. Czasem trzeba było też się przyznać, że nie można poradzić sobie z pracą domową. Pytała i pomagała najczęściej mama, a proszę sobie wyobrazić siedmioro dzieci przy różnicy 17 lat od najstarszego do najmłodszego i od 1959 roku już ośmiolatka w podstawówce!
Nie umiałem rysować aniołów w zeszycie do religii – mama pomogła. Nie umiałem napisać najprostszej odpowiedzi do zadania z matematyki – mama pomogła. W ogóle, napisanie z polskiego czegokolwiek, to była udręka.
Nasza mama zakończyła naukę na czwartej klasie szkoły podstawowej. 1 września 1939 roku do szkoły już nie poszła. Szkoła podstawowa nr 1 we Włocławku w tym dniu stanęła w płomieniach. Po wojnie – były już inne czasy i inne obowiązki – do szkoły nie wróciła, ale, co jest ewenementem, pomagała nam od pierwszej klasy - i w siódmej, i w ósmej klasie też. Po prostu przy tylu dzieciach uczyła się razem z nami i całkiem uprawnione jest stwierdzenie, którego nasza mama jest autorem, że jednak podstawówkę skończyła, a nawet pokończyła licea i technika, o uniwersytetach i politechnikach już nie wspominając.
Coś pękło! Coś odchodzi! Pytanie o zadaną pracę domową staje się pytaniem nie na miejscu, może odruchowym, bo zawsze przecież tak było. Czy takim postanowieniem dzieciom, uczniom, coś się daje, czy coś się zabiera?
Według mnie, a przecież nie tylko – niewątpliwie się zabiera.
Dzieci nie są świadome tego, co się zadziało. Cieszą się, że nie będą po południu ślęczeć nad zeszytami i ćwiczeniami. Będą miały więcej czasu na gry na komórkach i na komputerze. Więcej czasu będą miały na nicnierobienie, bo przecież teraz to już jest standard.
A może chodzi o wychowywanie pokoleń ludzi niewykształconych, którym opiekuńcze państwo zapewni piękne mieszkania, piękne samochody i zagraniczne wycieczki co roku w zamian za wtórne niewolnictwo?
Trzeba nad tym poważnie zastanowić się i swoje dzieci kształcić, uczyć i wychowywać do odpowiedzialności. Święty papież Jan Paweł II w przemówieniu do młodzieży na Jasnej Górze w 1983 roku mówił:
"Musicie od siebie
wymagać, nawet gdyby inni od was nie wymagali".
Nie umiem powiedzieć, czy prawdziwe jest twierdzenie doświadczonej,
emerytowanej nauczycielki, pani Izabeli Brodackiej-Falzmann:
„Jak to się stało, że w ciągu ostatnich dwudziestu lat
przeciętny maturzysta osiągnął poziom niższy od ucznia V klasy w PRL?”
Co będzie wobec tego dalej, gdy do władzy nad szkołą
dorwali się ludzie o poglądach liberalnych i lewicowych? Czy rodzice potrafią
obronić swoje dzieci przed szkołą, która ich czeka?
To nie są pytania retoryczne, bo teraz udział rodziców w
wychowywaniu swoich pociech jest zupełnie inny niż kiedyś, kiedy w rodzinie
dominowały więzi rodzinne, przynajmniej na etapie wychowania.
Ja lubiłem się uczyć od pierwszej klasy szkoły
podstawowej. Zacząłem chodzić do nowej, świeżo wybudowanej szkoły tysiąclatki.
Przez pierwsze trzy lata jedyną naszą nauczycielką od wszystkich przedmiotów
była wychowawczyni, pani Teresa Kulińska. W zeszytach stawiała ogromne oceny
czerwonym, kopiowym ołówkiem. Taki jeden zeszyt z II klasy z piątkami i jedną
czwórką mam do dziś. Ale pamiętam, że kiedyś za pracę domową z matematyki
dostałem dwóję. Byłem zaskoczony, bo wszystko było rozwiązane dobrze, ale dwója
była za to, że pani „zadała” tylko dwa zadania z książki, a ja zrobiłem
wszystkie. Lubiłem matematykę.
I jeszcze zadanie domowe z IV klasy szkoły podstawowej,
jakie zadał nam nauczyciel matematyki, pan Galas:
Wykonać z kartonu bryłę geometryczną: graniastosłup o postawie trójkąta o wymiarach 6cm x 3cm x 3cm i wysokości 6cm.
Może ktoś to zrobi? Co najzdolniejsze uczennice w naszej klasie, takie bryły do klasy przyniosły.
https://wmeritum.pl/reaguje-ksiadz-wachowiak/408165
Jak zwykle pisanie bzdur bez pokrycia.
OdpowiedzUsuńPo pierwsze z zadań domowych w pełni będą zwolnieni uczniowie klas I-III. To ma sens, ponieważ dzieci w wieku 7,8 lat nie są w stanie samemu, bez pomocy rodziców odrobić takiego zadania.
Po drugie starsze dzieci będą miały zadawane zadania sporadycznie. Dlaczego? Ponieważ podstawa programowa w ich przypadku będzie odchudzona o 20% przy zachowaniu tych samych godzin lekcyjnych. To oznacza, że nauczyciel będzie miał więcej czasu np. na powtórzenie danego materiału lub zrobienie zadania domowego z uczniami na lekcji.
A pan Stawicki jak zwykle coś usłyszał, ale nie do końca zrozumiał.... chyba słabo w młodości odrabiał zadania domowe😂
No i właśnie o to chodzi, żeby Komentatorzy wyjaśniali. Ja kończyłem szkoły bardzo dawno temu, a uczyłem się 17 lat. Wtedy była inna szkoła i nie słyszałem nawet o podstawie programowej.
UsuńA najważniejsze jest to, że jeśli podstawa będzie odchudzona to nauczyciel nie będzie musiał gonić z materiałem jak głupi tylko będzie miał czas na przeprowadzenie porządnej i ciekawej lekcji. I to jest największy plus według mnie. A teraz było tak, że nauczyciel zadawał zadanie, ale według przepisów nie mógł postawić oceny niedostatecznej za brak zadania. Paranoja
UsuńNasza edukacja wymaga ogromnej reformy. Np. na wzór fińskiej. W Finlandii nie ma żadnych egzaminów i ocen, jest duże nastawienie na umiejętności praktyczne. Nauczyciel ma dwa, trzy punkty narzucone z góry, resztę zagadnień układa sam i uczy tego co uważa za istotne (w Finlandii trudniej skończyć pedagogikę niż medycynę, czy prawo, więc nauczyciele cieszą się ogromnym zaufaniem społecznym oraz bardzo dobrze zarabiają). Dziecko kończąc podstawówkę płynnie mówi po angielsku, potrafi grać na giełdzie, założyć firmę, czy stworzyć prosta stronę internetową. Nie mówiąc już o szyciu, czy zdrowym gotowaniu. W zimę dzieci przyjeżdżają do szkoły na nartach i łyżwach. W lato na rowerach, deskorolkach, rolkach, itp. Nikt tam nie widzi dzieci jak w Polsce autem pod samą szkołę.
OdpowiedzUsuńOtóż to, a my debatujemy, czy dzieci powinny mieć dwie, czy jedną religię w tygodniu. Albo, czy powinna być na pierwszej, czy ostatniej lekcji.
UsuńA propos korepetycji, to tego tematu nie chcę dotykać, ale faktycznie, gdy byłem w szkole średniej pomagałem kolegom i koleżankom. Prosił mnie o to wychowawca, rodzice uczniów, a nawet sami uczniowie. To wtedy nazywała się pomoc koleżeńska. Raz nawet dostałem czekoladę, innym razem 20 zł, a od kolegi z innej klasy dostałem za pomoc rybkę do akwarium, choć akwarium w domu nie miałem. Nigdy nie umawiałem się na żadne pieniądze. Tuż przed maturą nawet mieszkałem w jednej rodzinie na wsi chyba przez miesiąc. Kolega zdał maturę i dostał się razem ze mną na studia. Ale była radość.
Usuń
OdpowiedzUsuńZadania domowe mają niewielką wartość edukacyjną i nie wnoszą nic do czasu spędzonego w szkole.Szkoły w których jest zadanie domowe uzyskują gorsze wyniki.
Przez zadania domowe wiele dzieci zaczyna nienawidzić edukacji.
Wracałem do domu zmęczony długim pobytem w szkole,wrzucałem coś na ruszt i do zmierzchu gra w gałę.Zadanie domowe odrabiałem na parapecie w szkole,albo zadanie domowe nie było mojego autorstwa.
Dzisiaj zadanie domowe wykonuje Internet.
Najlepsze zadania domowe, które pamiętam z Biologii w latach 80- tych w SP nr. 6, to przepisywanie i przerysowywanie fragmentów podręcznika...Ale w razie hospitacji p. dyrektora- wszystko było Ok.
OdpowiedzUsuńTeż chodziłem do tej szkoły w Bielawie (1981-1989). Ta kobieta od biologii to był ewenement. Jak piszesz przepisywanie podręcznika do zeszytu, a w domu uczenie się tego na pamięć.
UsuńA do tego, jak któraś z matek pracowała w mięsnym, to dawała listę zakupów dziecku, albo recepty-jak matka pracowała w szpitalu-wszystko do realizacji😅🤣😂
Maciek z mojego rodzinnego miasta Włocławka - https://oko.press/likwidacja-prac-domowych-bo-tak-chce-maciek-z-wloclawka-tusk-i-nowacka-wchodza-na-mine
OdpowiedzUsuń