Zbliżają
się wybory i dla zaangażowanych znów będzie sporo zajęcia. Niezaangażowani siłą
rzeczy na pewno zorientują się, że coś się dzieje, bo w miastach powyklejają
plakaty z bardziej lub mniej znanymi osobami, ale ich wybory nie dotyczą. Oni
zgadzają się na wszystko i wpływu na nic mieć nie chcą. Zresztą, jak zawsze
podkreślają - to i tak nic nie da, jak pójdzie się na wybory.
Już
wkrótce czas podsumowań ustępujących samorządów i chwalenie się osiągnięciami,
aby przekonać wyborców, jak to wszystko było dobrze i jak to burmistrzowie,
wójtowie czy prezydenci miast zasłużyli sobie na następną kadencję, w wielu
przypadkach już kolejną. Burmistrz Bielawy, Piotr Łyżwa, już ogłosił w haśle
swojego komitetu wyborczego, że za jego urzędowania miasto osiągnęło sukces.
Niejeden z burmistrzów przekona się na koniec, jakie żmije wyhodował na swojej
piersi, kto go opuścił podczas kadencji, kto wykorzystał do końca, mając na
względzie tylko własny interes; bo kogo burmistrzowie wyrzucili z pracy i za
co, to zainteresowani przecież dobrze wiedzą i pamiętają. Czy radni, którzy
siedzą w radach już po kilkanaście lat, kolejny raz uznają, że są najlepsi i
niezastąpieni? Demokracja i system wyborczy sprawiają to, że mają prawo do
takiej samooceny.
Wybory
to też świetny interes. Dobrze zainwestowane pieniądze w kampanię wyborczą,
zwracają się potem stokrotnie, gdy już osiągnie się zamierzony cel. A jak się
jest widowiskowym i zjawiskowym, i pociągnie się kilka kadencji? No to już
wtedy sukces murowany. Oczywiście pomijam patologie z kupowaniem głosów, bo
przecież to aż nie do uwierzenia, aby takie rzeczy się działy. Niewątpliwie
jednak, jeśli wybory traktować jako biznes, najlepiej na tym wychodzą
producenci różnych gadżetów, banerów i wszelkiego rodzaju materiałów propagandowych
łącznie z czasem antenowym. Pracy nawał.
Terminologia
dotycząca wyborów jest bardzo bogata. Skoro są wybory, to przecież terminologia
musi być. Niewątpliwie ciekawym terminem jest „kampania negatywna”, która jest
często z wyrafinowaniem stosowana. Na czym ona polega, to tłumaczyć nie
potrzeba. Jednak nie należy się obrażać, gdy ktoś w kampanii zwraca uwagę na
głupoty, jakie podawane są publicznie przez kandydatów do publicznej
wiadomości. Traktuję to wtedy jako element kampanii informacyjnej wobec dezinformacji.
Takim prostym przykładem dezinformacji jest załączone w numerze 14 Wiadomości
Bielawskich zdjęcie budynku przy ulicy Wolności 123 w Bielawie. Nawet załączone
są aż trzy zdjęcia. Podane jest rzeczowo i zgodnie z prawdą, że „wykonano tynki
elewacji” i odbiorca widzi na zdjęciach kawał dobrze wykonanej roboty, a w
rzeczywistości tak nie jest.
A
potem? Po wyborach? Euforia wygranej, gorycz porażki. Bo przecież jacyś radni
będą, jakiegoś burmistrza, prezydenta, wójta czy sołtysa wybiorą. I po co te emocje
i te wyrzucone w błoto pieniądze na kampanię, a potem bałagan w miastach i
wsiach? Może by wymyśleć co innego?
Ale
wybory, te raz na kilka lat, o których wspomniałem, są tylko epizodem wobec
tego, z czym spotykamy się każdego dnia i przez całe swoje życie. Wybory
wpisane są w naszą rzeczywistość, choć czasem i tak się zdarza, że wyboru już
nie ma. Mówi się wtedy: „- Nie mam wyboru”. Te cząstkowe wybory rzutują na
nasze życie, życie naszych rodzin, całych pokoleń i tożsamość narodową. Przez
złe wybory nawet upadają narody, odchodzą od swojej kultury, swojej
indywidualności i wyjątkowości.
My,
jako Polacy, gnębieni podczas zaborów, okupacji hitlerowskiej i dominacji w
naszym powojennym okresie przez socjalistyczne, obce nam wartości, patrzyliśmy
z nostalgią na Zachód. Mojemu pokoleniu wmawiało się, że to zgniły Zachód, aby
przestać marzyć. Przyszedł jednak czas, że i my w tym Zachodzie znaleźliśmy
się, z przemożną ideą jego naprawy, po zachłystnięciu się jego wartościami.
Staje się inaczej. Zamiast naprawiać, ulegamy temu faktycznie zgniłemu
Zachodowi, małpując wszystko, co się da. Arcybiskup Stanisław Gądecki,
przewodniczący Konferencji Episkopatu Polski, w homilii wygłoszonej 13 sierpnia
w sanktuarium w Kalwarii Pacławskiej mówił nawet o nowej ideologii, jaka tworzy
się w naszych czasach, gdzie potężna mniejszość, która kieruje tym procesem,
udaje potężną większość, posługując się orężem szyderstwa. Świat staje na
głowie i jesteśmy świadkami odwracania systemu wartości – wszystkich wartości,
z małżeństwem i rodziną włącznie. Zafascynowana ideologią ponowoczesności, o
której wspomina arcybiskup Gądecki, powiatowa lejdi Monika, o której
wspomniałem w poprzednim felietonie, konstatuje w dyskusji w Internecie – „-
Przecież mamy XXI wiek!”. A co w tym XXI wieku stanowi największą wartość?
Konsumpcja, która staje się religią. Pieniądze, za które przecież można
wszystko kupić, nawet realną perspektywę zwiedzenia całego świata. Odgrodzić
się od problemów i wymagań, które niesie ze sobą świat. Stworzyć swój własny
świat.
Tylko
czy to wystarczy, aby być dobrym człowiekiem w ocenie sąsiadów,
współpracowników, rodziny, szerszej społeczności? Ale tam, przecież przy
egoizmie i zafascynowaniu sobą, żadne troski człowieka się nie imają.
No
cóż. DODRZE ŻYCZĘ dobrych wyborów – tych samorządowych i tych w trosce dnia
codziennego.
BBBS
Bielawski Bloger Bolesław Stawicki
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.