„Siema! Coś tu (…) się (…), coś tu (…)
jest źle! Cokolwiek wrzucę, cokolwiek opublikuję, nikt nie ogląda, nikt nie
lajkuje… W sumie mam (…) na popularność i lajki, ale czasem miałem ochotę
podzielić się ze swoimi znajomymi jakimiś filmikami, przygodami,
przemyśleniami… W związku z powyższymi faktami postanowiłem się z Wami
wszystkimi pożegnać! Czy to jest wina w ustawieniach prywatności na facetwarzy,
czy to jest Wasza wina z braku zainteresowania moją osobą, czy po prostu, że
jestem (…) i mnie nie lubicie, więc hw wd!!! (mój autorski skrót!!) …. A zanim
wypowiem ostateczne słowa, zastanówcie się co Wam daje ten (…) Facebook??? Bo
ja z Waszej strony też ostatnio nic sensownego nie dostawałem, jedynie jakieś
filmiki z zalajkowanych przez Was stron… „F” się (…) i przestał funkcjonować.
Jeśli ktoś z moich znajomych ma powyżej 500-set znajomych to moje wiadomości
nie docierają do niego, bo inne posty zbijają moje na dół i ich nie widać…
Dobra, macie czas do 12:00 tej (wpisana data). Jeśli nie dostanę 10 lajków, to
dezaktywuję i usuwam konto. Ciekawy jestem, co wydarzy się w przeciągu tych 5
godzin???”
„WOW!!! Dziękuję !! No!! Teraz już wiem że mam dla kogo istnieć!! Hehe, a
tak na poważnie – dziękuję wszystkim Wam za zainteresowanie. Choć przyznam, że
brak odpowiedzi na moje jakiekolwiek (choć rzadkie) inicjatywy nawiązania
jakiegokolwiek zainteresowania jest zerowe, jest strasznie dziwne i irytujące.
Czy Wy macie podobnie? Czy wasze udostępnienia i wiadomości nikną w gąszczu
zalewanych reklam i raz polubianych nieznanych stron?! Czy na tym ma to
polegać, że niby jesteśmy znajomymi, a tak naprawdę oglądamy same filmiki z
youtuba i reklamy??? Im dalej brnę w tą wypowiedź, to sam mam bagno w głowie…
Pozdrawiam wszystkich i miłego weekendu!!!!!”
W pewnym sensie możemy sobie podać rękę. Piszę te felietony, piszę i nikt
ich nie czyta, ani nie komentuje. Pisał pan Piotr – szału nie było. Pisze pan
Adam – narzekają – kto to czyta? No i po co pisać? Dla samego pisania? Sztuka
dla sztuki?
Znam wiele osób z tych, którzy „siedzą” w Internecie, a którzy konta na „F”
nie założą. Znam osoby, które twierdzą, że jak nie ma cię na „F”, to nie
istniejesz. Znam osobę, która ma wykorzystany limit 5000 Znajomych i żeby się
do niej dostać, trzeba czekać w kolejce. Jeden z moich Znajomych dziennie na
„F” poświęca trzy godziny i daje średnio 200 lajków, i innej grafiki.
Uważam, że Facebook to naprawdę dobry wynalazek, ale DODRZE ŻYCZĘ, aby go w
pewnym sensie nie personifikować i korzystać z niego racjonalnie. „F” ma
pomagać, a nie uzależniać. Ja, choć wielu Znajomych nie mam, to i tak kilkoro
wykreśliłem z listy. Odwrotnie też było. Okazało się, że do siebie nie pasujemy
nawet wirtualnie.
Bardzo często jest tak, że „trzeba” oglądać różne badziewie wrzucane na „F”
i nawet wypada odpowiedzieć. Nie cierpię tego. I na pewno nie tylko ja, bo
czasem zdarza się ostrzeżenie, aby nie wysyłać czegoś tam, bo zastrzeli, albo z
listy Znajomych wykreśli. I nawet to nie pomaga. „F” żyje swoim życiem i
rozwija się, dodając co rusz to coś nowego, w tym emotikony i emoji, które już
wkrótce z powodzeniem zastąpią krótkie informacje tekstowe.
W ciągu niedługiego czasu Facebook stał się wyjątkową i wygodną platformą
porozumiewania się. Można przeprowadzić szybkie dyskusje na interesujące
Znajomych tematy bez żadnych barier. Wrzucamy nasze zdjęcia, przemyślenia,
uwagi i w wielu przypadkach wszystko to, czym żyjemy na co dzień. Obarczamy
Znajomych i nieznajomych swoimi problemami szukając ratunku dla siebie i
innych. Odnajdujemy koleżanki i kolegów z dawnych lat. Promujemy swoje firmy.
Przekazujemy na żywo relacje z ciekawych wydarzeń. Jest tego dużo. Sam łapię
się na tym, że wiele razy w ciągu dnia sprawdzam, co wydarzyło się na „F”, aby
nie pozostawać w tyle.
I wszystko jest niby OK, ale jednocześnie jakby czegoś brakowało, czegoś,
co bezpowrotnie nieraz tracimy. Brakuje radości bezpośredniego spotkania,
uścisku dłoni, popatrzenia w oczy. Ta sprawa też była poruszona w
przedstawionym wątku. Mam też swoje doświadczenia w wirtualnych kontaktach w
przełożeniu na rzeczywiste, kiedy poznaję w Anonimie żywego, prawdziwego
człowieka. Takie spotkanie wiąże się jednak z pewnym wysiłkiem, może nawet z
obawą, że coś się nie uda. Ucieczka w rzeczywistość wirtualną jest zdecydowanie
wygodniejsza i szybsza.
Na szczęście te rzeczywiste kontakty są i można w mniejszej czy większej
grupie sprawdzać się w wielu okolicznościach i znaleźć wielu nowych Znajomych z
prawdziwego zdarzenia, czego Wszystkim szczerze życzę.
To już bieżący felieton z cyklu DODRZE ŻYCZĘ. Następne na blogu będą ukazywać się co dwa tygodnie, tak jak wychodzi gazeta DDZ24.EU, z kilkudniowym poślizgiem. Zachęcam do czytania.
OdpowiedzUsuń