18 grudnia 2017

Wrota Gór Sowich

Do pisania tego artykułu przystępuję z pewnym zażenowaniem. Można będzie powiedzieć po zapoznaniu się z nim, że może znów się czepiam. Naprawdę nie chodzi mi o czepianie się, ale o rzeczową analizę i konkretne wnioski, aby w przyszłości nie popełniać takich błędów i nie dać się nabrać.
            Podejmuję się recenzji albumu autorstwa pana Konrada Kazimierza Czaplińskiego pod tytułem „Bielawa – Wrota w Góry Sowie”. Jest to recenzja z mojej inicjatywy, którą podjąłem z ciekawości po telefonicznej rozmowie z zatroskanym bielawianinem w związku z wieloma zastrzeżeniami co do jakości zawartości albumu. Tekst ten nie dla wszystkich będzie zrozumiały. Na pewno będzie zrozumiały dla tych, którzy ten album posiadają i mogą z nim w ręku skonfrontować moje uwagi. Recenzja nie jest wyczerpująca i nie jest głęboka, choćby ze względu na brak czasu na konfrontowanie tekstów, jako podpisów pod zdjęciami dotyczącymi historii Bielawy.

            Już w słowach wstępnych redagowanych przez wiceburmistrz Bielawy, panią Małgorzatę Greiner i prezes Towarzystwa Przyjaciół Bielawy, panią Ewę Glurę, występuje niekonsekwencja w podaniu tytułu publikacji. Panie piszą „Bielawa – Wrota Gór Sowich”.
            To moje krótkie opracowanie dotyczy załączonych zdjęć i podpisów pod nimi.
Na stronie ze stopką redakcyjną jest napisane, że „Koncepcja graficzna prezentacji miasta, opracowanie tekstów i podpisy” należy do Konrada Kazimierza Czaplińskiego. „Zdjęcia by Konrad Kazimierz Czapliński”. „Książkę wydano ze środków Gminy Bielawa i Towarzystwa Przyjaciół Bielawy”. „Wydawca Towarzystwo Przyjaciół Bielawy”. Druk i oprawa – Edytor Drukarnia – Wydawnictwo Tomasz Ligęza”.
Nazwisko pana Konrada Kazimierza Czaplińskiego pojawiło się w moim wcześniejszym artykule:
W materiale wideo w tym linku, pod koniec, jest wytłumaczenie autora, skąd wziął się ten album. To tak przy okazji. Ja nie będę dochodził, jak długo w Bielawie Autor pracował nad zdjęciami do albumu. Może to być jeden dzień, może być dwa, a może i więcej. Nie pytam, jak powstają takie albumy, choć z Internetu można się dowiedzieć, że pan Czapliński w tym temacie nie ma sobie w Polsce równych. Może i stąd jego obecność w Bielawie należałoby odczytywać w kontekście nobilitacji naszego miasta.
Podejmując to opracowanie, nie chcę nikogo urazić. Zwracam tylko uwagę na oczywiste, wg mnie fakty. Jeśli ktoś poczuje się obrażony – wyjaśnię i przeproszę.

Nie wyobrażałem sobie, że recenzja książki, może być sprawą poważną i znaczącą, dopóki nie przeczytałem artykułu Grzegorza Pisarskiego pt. „Recenzja książki „Góry Sowie: ilustrowany przewodnik z mapami i planami miast, opis atrakcji turystycznych, propozycje wycieczek” w Roczniku „Bibliotheca Bielaviana 2016”. Autorami wspomnianego przewodnika są: Waldemar Brygier, Marcin Papaj, Tomasz Śnieżek.  Autor artykułu dokładnie punktuje wszystkie niedociągnięcia, błędy i niedopowiedzenia w związku z Przewodnikiem.
Przepisuję zdanie z opracowania Grzegorza Pisarskiego, wyrwane z kontekstu, dotyczące wydawania książek:

„Dzięki podjętym tutaj zabiegom Tomasza Hauzera przekonujemy się, że ważną obecnie czynnością przy wydawaniu książek jest techniczne przygotowanie do druku (ang. PTP, preparing to printing), ale i krekta, aby uniknąć niemiłych niespodzianek tekstowych.”

W innym miejscu autor pisze:

„Stąd wypływa wielka umiejętność, jaka jest wymagana przy uprzystępnianiu wiedzy szerokim rzeszom odbiorców”.

            Moja analiza nie dotyczy artykułu Grzegorza Pisarskiego, ale przy okazji wyszła rzecz śmieszna. Pan Pisarski wskazuje na błędne operowanie znakami przestankowymi w tekście Przewodnika, a w jego tekście od różnego rodzaju błędów tekstowych i innych aż się roi, ale rozumiem, że ogólnie chodzi przy wydawaniu książek o szacunek do czytelnika, użytkownika i nie wciskanie kitu.
            Taki kit, niestety, wcisnął bielawianom pan Konrad Kazimierz Czapliński, nie oszczędzając burmistrzów, samorządowców, proboszczów, biskupa i innych zacnych księży i gości, wciskając nam za nasze pieniądze album „Bielawa – Wrota w Góry Sowie” i edukacyjny Szlak Św. Wojciecha.
            Już okładka książki jest kłamstwem. Jest to fotomontaż zdjęć z odwróceniem sowy. Sowa z pomnika nie patrzy na Urząd Miasta, ale gdzieś tam na Górę Parkową. Tak nie powinno się robić, bo to oszustwo i nieestetyczne. Poza tym nie jest napisane, że to fotomontaż. To samo „zdjęcie” jest powielone na stronie 13 z głębszą perspektywą z opisem: Na pierwszym planie fontanna wykonana z piaskowca z symbolem Bielawy – Sową. Fontanna wzniesiona w 1939 roku.
            Nie rozumiem dlaczego „Sową” napisane jest z dużej litery. Zabrakło też precyzyjnej daty odsłonięcia pomnika (1 września 1939 roku), co dla nas jest znaczące i wymowne.
            Na stronie 14 i 15 załączona jest panorama od widoku UM poprzez pomnik „Sowy” do pałacyku ul. Piastowska 1, w który też jest siedzibą UM. Podpis pod zdjęciem: Panorama na Rynek Bielawy. W Bielawie nie ma Rynku, w Bielawie jest Plac Wolności. Jeśli już autor nieopatrznie ten plac nazwał rynkiem, to nie powinien traktować to jako nazwy własnej i napisać „rynek” z małej litery. Ten „rynek” występuje w całej publikacji, dlatego już nie będę do tego wracał.
            Przy okazji o zdjęciach panoramicznych. Uważam je za dobre, przemawiające, zapewne wykonane jakąś specjalną techniką; może z obiektywem do zdjęć panoramicznych lub z opcją panoramy w aparacie cyfrowym.
            Na stronie 17 występuje w opisie słowo „magistrat” w odniesieniu do budynku na ul. Piastowska 1, a na stronie 18 pod zdjęciem budynku Urzędu Miasta na Placu Wolności użyto zwrotu – „Budynek Ratusza”. Jakkolwiek „magistrat” i „Ratusz” są określeniami uprawnionymi, to jednak dla naszego bielawskiego środowiska raczej obce. W dalszej części publikacji występuje również „Ratusz Miejski”, ale na tym poprzestanę.
            Na stronie 19 jest zdjęcie zrekonstruowanej studni z podpisem - „Zreknstruowana studnia”. Proszę spróbować przeczytać.
            Na stronie 24 jest podpis „Fasada budynku Urzędu Miasta z siedzibą Rady Miejskiej” i to już bardziej przemawia do miejscowego czytelnika.
            Na stronach 28 i 29 pokazany jest wlot ul. Wolności do Placu Wolności, gdzie całą 29 stronę zajmuje budynek apteki pod Orłem. Jest to zdjęcie skomponowane nieestetycznie. Podpis: „Z Bielawy Dolnej do rynku prowadzi ulica Wolności. W perspektywie ulicy widoczny jest rynek”. Nie ma takiego terminu – Bielawa Dolna. Bielawa jest jedna, bez podziału na Dolną, Środkową czy Górną. Co prawda można wyrażać się o Bielawie: dolna, środkowa, górna, ale nie stosuje się nazw własnych i pisze z małej litery.
            Na następnych dwóch sąsiednich stronach też jest panorama widziana od skrzyżowania ul. Wolności z ul. Kolejową. Ciekawy jest podpis: „W kierunku Bielawy Górnej prowadzi również ulica Wolności”. Mając na uwadze poprzednie strony, przeglądający album turysta, dochodzi do rynku (po naszemu do Placu Wolności), który jest w perspektywie. Będąc na „rynku”, zaglądając na następne strony, idąc z „Bielawy Dolnej” w kierunku „Bielawy Górnej”, jest przekonany, że dalej idzie ulicą Wolności. Wynika to ze zwrotu – „prowadzi również”. A to nie jest ulica Wolności, tylko już Piastowska. Pokazany fragment miasta jest o 3 kilometry w kierunku odwrotnym do wskazywanego przez autora albumu.
            Na stronie 33 w podpisie jest nieścisłość. Podpis: „Widok na wieżę kościelną z okolic Banku Zachodniego”. To nie jest Bank Zachodni, tylko Bank Zachodni WBK. Kilka lat temu była fuzja Banku Zachodniego z Wielkopolskim Bankiem Kredytowym.
            Dalsze strony albumu dotyczą również Kościoła Wniebowzięcia NMP. Są to ujęcia z różnych stron i pozycji. Takie pstrykanie. Na stronie 35 jest zdjęcie kościoła od strony pomnika papieża Jana Pawła II. Podpis pod zdjęciem: „Przed kościołem, na placu Kardynała Wyszyńskiego postawiono pomnik Papieża Jana Pawła II”. Problem jest w tym, że pomnika papieża praktycznie nie widać, bo zlewa się z tłem. Za to na pierwszym planie bardzo wyraźnie został wyeksponowany kosz na śmieci.  Sama nazwa placu jest nieścisła. Powinno być napisane: „Plac Kardynała Stefana Wyszyńskiego”.
            Na stronie 37 są trzy zdjęcia, w tym jedno z pomnikiem papieża już całkiem dobre. Ale jest też zdjęcie portalu wejściowego, na którym ten portal całkowicie zasłonięty jest krzyżem z figurami Matki Bożej i św. Jana po bokach. O tym krzyżu w całej publikacji nie ma wzmianki.
            W podpisach zdjęć występują dwie formy określenia placu Kardynała Stefana Wyszyńskiego. Autor pisze „plac” i skrótowo „pl.”. Podobnie jest z ulicami; raz pisze „ulica”, a w innym miejscu „ul.”. Tak się nie robi. Trzeba być konsekwentnym i trzymać się jednej nazwy.
            Zdjęcia wnętrza kościoła są nienajlepszej jakości, robione w warunkach jakie autor zastał w kościele, bez dodatkowego oświetlenia. Raczej nie przemawiają. Na stronie 43 jest zdjęcie obrazu z Matką Bożą, który jest jednocześnie zasłoną figury Matki Bożej z Dzieciątkiem. Podpis: „Zasłona w środkowej części tryptyku ze sceną Wniebowzięcia Najświętszej Marii Panny”. Choć pisownia „Marii” jest również przyjęta, to jednak ze względu na nazwę kościoła pod wezwaniem Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, należałoby pisać „Maryi”. Zdjęcie jest niepoprawne pod względem technicznym – ucięta górna część obrazu.
            Pod zdjęciem figury Matki Bożej jest podpis: „Po odsunięciu zasłony ukazuje się figura Matki Bożej Pani Bielawskiej”. Owszem, wypowiadana jest czasem nazwa „Pani Bielawska”, ale nie pamiętam, aby ta figura oficjalnie miała nadaną taką nazwę. No i brakuje przecinka w zdaniu. To często zdarza się w podpisach.
            Na całej stronie 45 pokazana jest ambona, ale jest zbyt mała, a za dużo pokazano wnętrza kościoła.
            Na stronie 46 Autor pokazał ołtarz boczny Św. Antoniego z Padwy i obrazy świętych. Jakość zdjęć bardzo zła, a św. Dominika – fatalna. Podpis: „Ołtarz boczny Św. Antoniego z Padwy oraz świeci i święte z ołtarzy”. Napisane „świeci”, a nie „święci”.
            Na stronie 47 są zdjęcia figur Pana Jezusa, Matki Bożej i świętych. Tylko zdjęcie figury św. Jakuba i św. Jana Nepomucena jest wyraźne. Podpis: „Figury Jezusa i Marii”, „świętych umieszczonych przy filarach nawy głównej”. Tu jest chaos. Są pokazane figury czterech świętych: św. Piotra, św. Pawła, św. Jakuba i św. Jana Nepomucena. Figura św. Jana Nepomucena nie jest umieszczona przy filarze nawy głównej. Przy tych filarach umieszczone są figury apostołów. Figury trzech pozostałych świętych są przedstawione w niejednakowych proporcjach. W przypadku św. Jakuba Apostoła nie jest zaznaczone, który to Jakub – Jakub Starszy, syn Zebedeusza czy Jakub Młodszy syn Alfeusza.
            Strona 48 i 49 – porażka. Zdjęcie ze strony 48, które zachodzi na stronę 49, należałoby skopiować i pokazać Czytelnikom, boję się jednak, że autor może podać mnie do sądu, że kopiuję jego zdjęcia. Podpis: „Wejście na Cmentarz Parafialny od strony ulicy Żeromskiego”. Mam podstawy sądzić, że zdjęcie to jest fotomontażem, a więc dokonano manipulacji. Został sztucznie przybliżony krzyż, który jest na końcu cmentarza i w takiej pespektywie jest niewidoczny. Jeśli było to zamierzeniem Autora, powinien to zaznaczyć lub ten krzyż wyeksponować osobnym zdjęciem, czego nie zrobił, a zdjęcie przecież miał. Na stronie 49 jest zdjęcie kościoła od strony bloków z podpisem: „Kościół Wniebowzięcia NMP od strony cmentarza z widocznym Krzyżem Milenijnym”. Widok nie jest od strony cmentarza i nie jest to Krzyż Milenijny tylko krzyż misyjny. Krzyża Milenijnego w albumie nie pokazano.
            Na stronie 51 widzimy zdjęcie szkoły podstawowej nr 4 na ul. Waryńskiego. Podpis: ”Szkoła Podstawowa nr 4 z Oddziałami Integracyjnymi i Oddziałami Gimnazjalnymi przy ulicy Waryńskiego (Górna Bielawa)”. Nazwa szkoły jest napisana nieprawidłowo. Powinno być – „z oddziałami Gimnazjum”, a nie „Oddziałami Gimnazjalnymi”. Wyprzedzając – na stronie 69 też jest przedstawiona SP 4, ale podpis jest już prawidłowy. Natomiast czytelnik, patrząc na zdjęcia na stronie 69, będzie zdezorientowany, bo powtórzony jest nr szkoły, a przedstawiony inny budynek i nie napisane, że znajduje się on na ul. Polnej. Należałoby również zaznaczyć, że SP 4 ma trzy budynki. Pominięto zupełnie budynek SP 4 na ulicy Lotniczej.
            Na stronie 52 pokazana jest: „Willa z dekoracyjnym murem pruskim”. Nie jest to ścisłe określenie. W tej willi nie ma pruskiego muru. Raczej powinno być, że ta dekoracja to jest imitacja muru pruskiego.
            Od strony 54 do 67 pokazywane są zdjęcia kościoła Bożego Ciała przy Placu Kościelnym. Na stronie 56 jest zdjęcie kościoła z podpisem. Jest również podpis ze strzałką jako odnośnik do poprzednich stron. Podpis: „Na stronach 52-53 Kościół p/w Bożego Ciała …”. To nie są strony 52-53 tylko 54-55. Nie rozumiem, dlaczego „Kościół” napisane jest z dużej litery. „P/w” oznaczające w tekście skrót „pod wezwaniem” jest nieprawidłowy. Powinno być „p.w.”. Ogólnie mam zastrzeżenia do jakości zdjęć. Na stronie 62 pokazany jest ołtarz boczny lewy, a na stronie 63 wyeksponowana główna scena z tego ołtarza z brakiem opisu, co przedstawia. Być może śmierć św. Józefa. Zdjęcie jest bardzo nieostre. Nieostre jest dlatego, że wycięty został kadr ze zdjęcia ze strony 62 i powiększony. Widać również wyraźnie obróbkę komputerową zdjęcia. Podobnie ma się sprawa ze zdjęciem na stronie 65. Na stronie 64 jest pokazany ołtarz boczny prawy, ale w zupełnie innym układzie niż ten lewy. Pokazana jest jego górna część bez mozaikowych obrazów u jego podstawy. Posiłkując się zdjęciem ze strony 62, można domyślić się, że mozaikowe obrazy przedstawione dużo wcześniej, bo na stronie 59, dotyczą właśnie ołtarza bocznego przedstawionego dopiero na stronie 64. Na stronie 59 są one zupełnie niezrozumiałe. Podpis pod pierwsza mozaiką – „Król Dawid” został przetłumaczony z łaciny, z napisu na obrazie „David Rex”. Dugi podpis: „Malachias” – został przepisany już bez tłumaczenia, choć powinno być „Malachiasz”. Tak nazywa się tego starotestamentowego proroka.
            Na stronie 68 pokazana jest kapliczka przy ulicy Piastowskiej. W podpisie jest: „Kapliczka przy ulicy Piastowskiej () przy placu Kościelnym”. To nie jest kapliczka, tylko krzyż. Zwrot „Plac Kościelny”. Tutaj autor napisał „placu Kościelnym”, a na stronie 56 napisał „Placu Kościelnym”. Prawidłowo jest – „Plac Kościelny”, bo jest to nazwa własna.
            Na stronie 70 znajduje się zdjęcie z podpisem: „Kamień Pamiątkowy z 1915 r. dla Pawła Felsmanna byłego przewodniczącego bielawskiego Towarzystwa Sowiogórskiego – w tle Budynek Teatru Robotniczego”. Jest dla mnie niezrozumiałe, dlaczego „Pamiątkowy” napisano z dużej litery. Podobnie – „Budynek”. Poza tym, na zdjęciu widnieją dwa kamienie, a nie jeden. Ten drugi poświęcony jest poległym w pierwsze wojnie światowej sportowcom bielawskim. Jeżeli pisze się o konkretnym kamieniu, to powinien być on na zdjęciu wyeksponowany.
            Na stronie 72 pokazana jest brama wjazdowa do MBP, MOKiSu i ArtInkubatora. Nie podaje całego podpisu, tylko część: „Po prawej stronie widać budynek Teatru Robotniczego”. To jest precyzyjna informacja. Powinno być: „… byłego Teatru Robotniczego”.
            Strona 75. Pokazany jest budynek dawnej willi Dieriga, ten z lewej strony, z łącznikiem. Podpis: „Hotel Pałac Bielawski – dawna willa rodziny Dierigów – właściciela Zakładów Przemysłu Włókienniczego w Bielawie”. Nie ma takiego określenia „Pałac Bielawski”, jest „Pałac Bielawa”. Poza tym należało dopisać, jakich zakładów w Bielawie właścicielem była rodzina Dierigów, bo było ich w Bielawie wiele. Można było też dopisać, że są to dwie wille połączone współcześnie łącznikiem.
            Od strony 78 autor rozpracowuje kościół parafii p.w. Ducha Świętego. Jest sporo zdjęć. Już pod pierwszy zdjęciem jest kontrowersyjny podpis: „Kościół Ducha Świętego wzniesiony w latach 1928-1929. Posiada niewielką wieżę z dzwonem. Spełniał rolę kościoła i sierocińca. Obecnie kościół rzymsko-katolicki dla mieszkańców Górnej Bielawy”. Z tego co wiem, to budynek ten spełniał w pierwszej kolejności rolę sierocińca, a nie kościoła. Powinno też być napisane „Kościół p.w. Ducha Świętego, a nie „Kościół Ducha Świętego”.
            Od strony 88 są pokazane zdjęcia Zbiornika „Sudety” i okolic. Pierwsze zdjęcie pokazuje ogrom tego akwenu z podpisem: „Jezioro w Bielawie jest dużo głębsze niż Balaton”. Można było jeszcze napisać – że dużo większe i ładniejsze. Nie rozumiem, jak można porównywać nasz betonowy zbiornik do Balatonu. Poza tym autor nie informuje, co to jest Balaton, wychodząc z założenia, że każdy powinien wiedzieć. Kilka danych porównawczych: Nasz zbiornik ma powierzchnię 0,23 km kw., Balaton – 592 km kw. Nasz Zbiornik wybudowano w 1973 roku, a jezioro Balaton, choć jest młodym jeziorem, ma 20 tys. lat. Długość Balatonu to 77 km, a nasze jezioro ma może 1,5 km. Faktycznie średnia głębokość jest większa, bo wynosi 6,3 m przy 3,2 m dla Balatonu. Co do największej głębokości – 12,2 m dla Balatonu, to nasze jezioro przy „bańce” to może i tyle też ma. Taki opis jest manipulacją.
            Na stronie 89 pokazany jest „…otwarty basen”. Raczej stosuje się określenie – „odkryty basen”. W sytuacji – zadaszony, zakryty, należałoby wtedy określić – zamknięty.
            Pokazanie aż 13 zdjęć Hotelu Dębowego, w sytuacji gdy innym, równie atrakcyjnym obiektom, poświęcono dużo mniej uwagi, jest trochę nie fair. Są od strony 94 do 99. Nie chodzę do Hotelu Dębowego, dlatego trudno mi wypowiadać się na temat zdjęć z nim związanych.  Na stronie 99 są dwa zdjęcia żywo przypominające scenerię Arboretum w Wojsławicach z podpisem: „Park hotelowy przylega do Parku Krajobrazowego Gór Sowich …”. Pojechałem specjalnie do Hotelu Dębowego i dokładnie sprawdziłem cały teren. Nie ma tam takiej scenerii, jak pokazano na zdjęciach. To z całą pewnością są zdjęcia z Wojsławic. Czy można tak okłamywać czytelnika i potencjalnego turystę? Co do Parku Krajobrazowego Gór Sowich, to park hotelowy nie może do niego przylegać, gdyż zaczyna się dopiero od szosy Pieszyce – Kamionki w stronę Wielkiej Sowy.
            Na stronie 101 widzimy: „Żywy symbol miasta Bielawa i Gór Sowich – puszczyk (Strikx aloco)” Pogratulować zdjęcia. Ciekawe, gdzie je pan Czapliński pstryknął? A co do łacińskiej nazwy puszczyka, to powinno być „aluco”.
            Na stronie 104 jest bomba. Autor pokazuje zdjęcie trzech muflonów, wylegujących się na wzniesieniu z lasem w tle. Że też tak się te muflony panu Czaplińskiemu wystawiły, to naprawdę piękna sprawa. Sprawa jednak jest inna, bo to samo zdjęcie znalazłem w Internecie. Podaję link: https://pxhere.com/en/photo/813525 Może to zdjęcie w Internecie jest autorstwa pana Czaplińskiego? – tego nie wiem.


            Mając na uwadze to zdjęcie, mogę przypuszczać, że wszystkie te dalej pokazywane: ptaszki, motylki, jaszczurka, zaskroniec, borowik brunatny, no i ryczący jeleń, mogą również występować w Internecie.
            Na stronie 105 jest zdjęcie tokującego cietrzewia z podpisem: „Cietrzew tokujący (Tetrao tetrix)”. Problem jest w tym, że przedstawiony ptak to nie cietrzew, tylko głuszec.
            Na stronie 108 jest „Panorama Bielawy z jeziorem na pierwszym planie”. To jest coś okropnego, czego nawet nie da się opisać.
            Na stronach 110 i 111 jest panorama bielawskiej ulicy. To jest jedno zdjęcie na dwóch stronach. Na stronie 110 jest podpis: „Budynki mieszkalne przy ul. Waryńskiego”, a na stronie 111 podpisane jest to samo zdjęcie: „Budynki mieszkalne przy ul. Piastowskiej”. Faktycznie zdjęcie pokazuje ulicę Piastowską.
            Na stronach 124 do 127 znajdują się zdjęcia związane z uroczystością otwarcia Międzynarodowego Szlaku św. Wojciecha. Ta ściema, na której byli licznie zgromadzeni goście, jak to pisze Autor albumu, jest opisana w załączonym linku na początku tego opracowania. Oczywiście na zdjęciach nie brakuje pana Konrada Kazimierza Czaplińskiego.
Relacja fotograficzna zupełnie nie pasuje do albumu. Na 125 stronie załączono zdjęcie z prezbiterium kościoła Wniebowzięcia NMP podczas odprawiania mszy św. z podpisem: „Uroczysta msza celebrowana przez bpa Ignacego Deca”. Co to ma wspólnego z brama Gór Sowich?
            Przy okazji, jako uzupełnienie do art.:
podaję pewną ciekawostkę, potwierdzającą nierzetelność i złe intencje twórców Szlaku Świętego Wojciecha. Poniżej są tablice z Bielawy i wcześniejsza, z innego miasta, gdzie Bielawy nie ma. To zdjęcia z Internetu. Jak wyznaczano szlak, nie dbając o rzetelność?


I jeszcze. Na obydwu zdjęciach jest pokazany Dzierżoniów, a Dzierżoniów w ten Szlak nie dał się wrobić. 
            Na stronie 129 jest zdjęcie fasady szpitala Powiatowego z podpisem: „Szpital Powiatowy oddział okulistyczny przy ul. Piastowskiej”. To, że jest tam oddział okulistyczny, to się zgadza, ale jest jeszcze oddział dziecięcy i oddział dla osób starszych, obłożnie chorych. Gdyby było napisane „Szpital Powiatowy z oddziałem okulistycznym…”, można by to przyjąć.
            Stronę 130 i 131 obejmuje jedno zdjęcie. Na stronie 130 widnieje podpis: „Ulica Wolności i Bielawski Inkubator Przedsiębiorczości dysponuje pod wynajem 23 lokale, a także dostępne są 2 sale konferencyjne”. Chyba to nie jest dobre zdanie. No, ale ja nie jestem profesorem.
            Dalej w albumie są cztery zdjęcia zamku Sandreckich przy parku i zdjęcia z parku. Na zdjęciu na stronach 136 i 137 pokazana jest : „Jedna z alejek do Centrum Edukacyjnego w Parku Miejskim”. Tak to się faktycznie nazywa, ale czy tam jakieś centrum jest, to już pewien nie jestem. Ten podpis poprzedzony jest pierwszym członem: „Żwirowe aleje przecinają park we wszystkich kierunkach”. To jest prawda, ale nie cała. W parku są jeszcze alejki wyłożone kostka brukową, ale potencjalny turysta o tym z albumu się nie dowie. Na stronie 138 dotyczącej jeszcze parku w podpisie pod zdjęciami występuje – „Skatepark”. Na końcu zdania nie pisze się wyrazów z dużej litery i nie ma podstaw, aby skatepark pisać w cudzysłowie. Na następnej stronie jest już napisane poprawnie.
            Na stronie 142 i 143, w górnej ich części, jest przygnębiające, panoramiczne zdjęcie skrzyżowania ulicy Wolności z ulicą Bohaterów Getta w stronę Pieszyc. Podpis: „Skrzyżowanie ulic: Wolności i Bohaterów Getta, która prowadzi do pobliskich Pieszyc i Głuszycy”. Zastanawia mnie, dlaczego napisane jest – „i Głuszycy”. Faktycznie to najbliższa droga przez Pieszyce do Głuszycy, ale po drodze trzeba przejechać przez niewymieniony Walim i Jedlinę Zdrój. Ta ulica również prowadzi do Świdnicy, do Lubachowa i Zagórza Śląskiego, jak również do Wałbrzycha. Skąd ten sentyment do Głuszycy, jako odległego od Bielawy o 35 km miasta?
            Całą stronę 146 zajmuje zdjęcie krzyża na pomalowanym niebieską, olejną farbą postumencie na tle budynku mieszkalnego. Opis jest dziwny: „Kapliczka przy ul. Wolności na przeciw Dworu Sandreckich”. Nie jest to kapliczka z całą pewnością, tylko krzyż. No i „naprzeciw” pisze się razem.
            Na stronie 145 pokazany jest zabytkowy budynek, z opisem: „Fasada willi przy ul Wolności w której mieści się Miejski Zarząd Placówek Oświaty i Spółki Miejskie”. To prawda, ale ten opis jest niepoprawny. Przed „w której” powinien być przecinek. A dalej – „mieszczą się: …”. Z takiego dwukropka wcześniej Autor korzystał. Są tam jeszcze inne podmioty, o których Autor nie wspomniał.





Na następnej stronie pokazane jest „Zwieńczenie ryzalitowego portalu willi”. Dotyczy ono tego właśnie budynku. Na stronie 147 pan profesor Czapliński wyodrębnia detale architektoniczne zakończone głowami: kobiety i mężczyzny. Są one usytuowane symetrycznie w tym ryzalitowym portalu. Podpisane są następująco; „Kariatydy na pilastrach podtrzymujących belkowanie”.


 Zadałem sobie trud jako inżynier chemik, nie profesor architektury i sztuki, aby dowiedzieć się, co to te kariatydy oznaczają. Otóż kariatydy są to podpory architektoniczne w formie postaci kobiecej. I to ma być cała postać kobieca, a nie tylko głowa, jak w przypadku naszej willi. Opis nic nie mówi o mężczyźnie. Natomiast męskim odpowiednikiem kariatydy jest atlant. Tak więc pan profesor Czapliński na kariatydach się nie zna. Mało tego. To nie żadne kariatydy, a hermy. Wg opisu herma to architektoniczny element dekoracyjny w formie czworokątnego słupka, zwężającego się ku dołowi, a na górze zakończonego popiersiem lub rzeźbą głowy. I to właśnie pokazane jest na zdjęciach. Hermy, a nie kariatydy, panie profesorze Czapliński.
            To samo dotyczy zdjęć ze strony 150, z tym, że Autor nie określa już, jak te podpory przedstawiające kobietę i mężczyznę nazywają się, tylko podpisuje: „Pełnorzeźbione postaci podtrzymujące belkowanie”. Nie jest to jednak prawdą, co do „pełnorzeźbionych”, bo postaci nie mają nóg.
            Na stronie 152 pokazane są na zdjęciach bielawskie wille. Podpis: „Wille w Bielawie swoimi dekoracyjnymi elewacjami i kubaturą reprezentują niemal katalog styli XIX i XX wieku”. Mam wątpliwości czy prawidłowa jest pisownia „styli”, czy „stylów”. W Internecie piszą, że powinno być – „stylów”.
            Na stronie 155 dolne zdjęcie przedstawia lewą część Pałacu Bielawa, który to Pałac był już przedstawiany i omawiany wcześniej. To zdjęcie zupełnie tu nie pasuje.
            Strona 156 przedstawia kaplicę Sióstr Augustianek na ul. Wolności przy Rondzie Bieltexu. Obecnie kaplica służy wiernym parafii Miłosierdzia Bożego. Podpis: „Kaplicę i Klasztor wraz z ogrodem siostry Augustianki otrzymały w 1947 roku. Siostry zorganizowały punkt opieki nad dziećmi rodziców pracujących w zakładach włókienniczych”. I znów mi wiele nie pasuje. Dlaczego klasztor napisane jest z dużej litery? Faktem jest, że siostry otrzymały ten budynek w 1947 roku z zaleceniem uruchomienia przedszkola. Działało ono jednak tylko 2 lata. Pan Czapliński natomiast zupełnie nie wspomniał o działalności Sióstr Augustianek w zakresie opieki nad dziećmi upośledzonymi umysłowo w domu przy ulicy Kopernika 2, gdzie obecnie funkcjonuje Specjalny Ośrodek Wychowawczy oraz Niepubliczne Przedszkole Integracyjne.
            Zmaltretowany psychicznie przez profesora Konrada Kazimierza Czaplińskiego, trzeciego dnia dotarłem do końca albumu. Jestem rozczarowany i wkurzony. Jak można było wcisnąć Bielawie taki kit, takiego bohomaza? Z tego albumu nic nie wynika i nic on właściwie nie wnosi. Przegląd Bielawy przy pomocy zdjęć jest chaotyczny. Błędów, jak wykazałem, jest dużo i zapewne nie wyłapałem wszystkich.
            Pan profesor w czterech miejscach pokazuje bielawskie, wszędobylskie towarzyszące mu kosy. Zostały one również zauważone w słowie wprowadzającym pani wiceburmistrz Małgorzaty Greiner. Ja proszę te nasze kosy, aby dziobnęły pana Czaplińskiego chociaż w ucho za to, co nam uczynił.
            Teraz chyba najtrudniejsze.
            W informacjach dotyczących pana Konrada Kazimierza Czaplińskiego, Autora tego albumu, występuje przy jego osobie zwrot – profesor. Tego zwrotu również użyła pani Greiner w swoim „wypracowaniu”. Mając możliwość sprawdzenia w publikacjach prezentowania prawdziwych profesorów zauważyłem, że zawsze przed ich imieniem i nazwiskiem zwrot „profesor” występuje.  Również szukając po Internecie, nie znalazłem żadnego źródła, które potwierdziłoby, że pan Czapliński tytuł profesora posiada. Do tych poszukiwań zachęciła mnie słaba jakość ogólna wydanego albumu, co nie jest możliwe w przypadku osoby z tytułem profesora.
            Może da się to wyjaśnić i byłoby dobrze, aby osoby nieuprawnione nie przypisywały sobie tytułów.
            Przy tym opracowaniu napracowałem się bardzo i dlatego myślę, że ta moja praca nie powinna iść na marne. Nie wiem, czy ktoś tą pracą się zainteresuje, czy komuś na coś ta moja praca się przyda. Jednak, aby na przyszłość wyciągnąć jakieś wnioski i nie wydawać naszych pieniędzy na tego typu nietrafione cele, wysyłam to opracowanie do: prezes Towarzystwa Przyjaciół Bielawy pani Ewy Glury jako wydawcy albumu, przewodniczącej Komisji Rewizyjnej Rady Miejskiej pani Marty Masyk odpowiedzialnej za kontrolę wydawanych przez gminę pieniędzy i kierownika Referatu Promocji Miasta przy UM pana Łukasza Masyka, oczekując na reakcję.
            Jednocześnie proponuję Radzie Miejskiej, aby nie przyznawała funduszy Towarzystwu Przyjaciół Bielawy na wydawanie książek. Należy znaleźć innego wydawcę, aby Bielawy nie ośmieszać.
            Sprawę tej książki proponuję zgłosić do sądu i od pana Czaplińskiego żądać odszkodowania.
            A Pan Konrad Kazimierz Czapliński już zapewne ciężko pracuje nad dalszymi odcinkami Szlaku Świętego Wojciecha i tworzy po drodze albumy. Do Prus jeszcze kawał drogi.
            Do burmistrza i wszystkich decydentów w Bielawie:
 – Nie współpracujcie już nigdy z Konradem Kazimierzem Czaplińskim!




            

6 komentarzy:

  1. Bardzo prosto sprawdzić "naukowca". Jest ogólnopolska baza osób, którym nadano tytuł profesora, czy doktora:
    https://polon.nauka.gov.pl/opi/aa/prof/zestawienie?execution=e4s1
    https://polon.nauka.gov.pl/opi/aa/drh/zestawienie?execution=e5s1
    Można sobie sprawdzić, Pan Konrad Czapliński nie figuruje ani w jednym, ani w drugim rejestrze.
    Jest co prawda Kazimierz Czapliński, pamiętam go z Politechniki Wrocławskiej, ale to chyba nie on:
    http://nauka-polska.pl/#/profile/scientist?id=67882&_k=yirn8c

    Ki czort?

    OdpowiedzUsuń
  2. Zatem ten Konrad Kazimierz Czapliński nie jest żadnym pofesorem. I jeszcze narobił bardzo wiele błędów przy tym opracowaniu.
    Czyżby główna pomysłodawczyni tego albumu, pisząca w nim sążniste słowo wstępne, czyli pani wiceburmistrz taką fuszarkę zaakceptowała?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pan Czapliński wszystkich decydentów w Bielawie oczarował. Ma wyjątkowy dar przekonywania i narzucania się. Chciałbym się z nim spotkać sam na sam. Mogłoby być ciekawie.

      Usuń
  3. Tak, ta konfrontacja byłaby zapewne ciekawa. A może zrobi Pan z nim wywiad?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. http://doba.pl/ddz/artykul/stacja-dzierzoniow-na-szlaku-sw-wojciecha-wideo-/29947/15 ??????

      Usuń
    2. Widzę, że pan Czapliński znów jest w swoim żywiole.

      Usuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.