24 września 2017

Nie ludzka sprawiedliwość

Jedną z podstawowych powinności chrześcijanina jest apostołowanie. Po Soborze Watykańskim II zostało jasno powiedziane, że tak katolicy duchowni jak i katolicy świeccy mają nie tylko prawo, ale i obowiązek apostołować w świecie, w swoim środowisku, w rodzinie. Apostołować można w różny sposób, również poprzez nauczanie, wyjaśnianie, rozmowę na tematy religijne. Ja nie unikam apostołowania również na blogu, o czym Czytelnicy mogą się przekonać i jak do tej pory zasadniczo reprymendy od ks. proboszcza za głoszenie herezji nie dostałem. Jeśli bym dostał, na pewno bym zaraz się tym pochwalił, chyba, że byłaby to reprymenda prywatna. Piszę „zasadniczo”, bo reprymenda, jaką dostałem publicznie 9 listopada 2014 roku nie była imienną. Ks. proboszcz nie miał odwagi wymienić nazwiska katolika, za którego się wstydzi i nie ma tej odwagi do tej pory. Wspomnę o tym zapewne obszernie kolejnego 9 listopada – 2017 roku, jak robię to co rok, i to też będzie apostołowanie.

            Dzisiejsza, niedzielna Ewangelia św. Mateusza jest jedną z tych, które burzą nasze myślenie o społecznej sprawiedliwości. Właśnie o niej rozmawialiśmy w samochodzie wracając w sobotę z kolejnych odwiedzin rodziny z Włocławka.

Ewangelia (Mt 20, 1-16a)
Przypowieść o robotnikach w winnicy

Jezus opowiedział swoim uczniom następującą przypowieść:
«Królestwo niebieskie podobne jest do gospodarza, który wyszedł wczesnym rankiem, aby nająć robotników do swej winnicy. Umówił się z robotnikami o denara za dzień i posłał ich do winnicy.
Gdy wyszedł około godziny trzeciej, zobaczył innych, stojących na rynku bezczynnie, i rzekł do nich: „Idźcie i wy do mojej winnicy, a co będzie słuszne, dam wam”. Oni poszli. Wyszedłszy ponownie około godziny szóstej i dziewiątej, tak samo uczynił.
Gdy wyszedł około godziny jedenastej, spotkał innych stojących i zapytał ich: „Czemu tu stoicie cały dzień bezczynnie?” Odpowiedzieli mu: „Bo nas nikt nie najął”. Rzekł im: „Idźcie i wy do winnicy”.
A gdy nadszedł wieczór, rzekł właściciel winnicy do swego rządcy: „Zwołaj robotników i wypłać im należność, począwszy od ostatnich aż do pierwszych”. Przyszli najęci około jedenastej godziny i otrzymali po denarze. Gdy więc przyszli pierwsi, myśleli, że więcej dostaną; lecz i oni otrzymali po denarze.
Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: „Ci ostatni jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzy znosiliśmy ciężar dnia i spiekotę”. Na to odrzekł jednemu z nich: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czyż nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź, co twoje, i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim, co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi».

            No właśnie. Czy jesteśmy w stanie zaakceptować taką sytuację, która autentycznie może mieć miejsce? Czy w naszej ludzkiej logice jest miejsce na tego rodzaju dobroć? Przecież ten gospodarz winnicy powiedział, że ze swoimi pieniędzmi może robić, co chce, a o sobie, że jest dobry. Jeżeli dobry, to jak można mu coś zarzucić?
            Ta sytuacja przedstawiona przez Pana Jezusa w Ewangelii, jest przypowieścią. Wyimaginowani bohaterowie tej przypowieści, przedstawiają nam całkiem inną, realną rzeczywistość, którą przez przypowieść łatwiej nam zrozumieć. Ładnie to przedstawił nasz ksiądz biskup Ignacy Dec w przesłanym dziś liście do swoich diecezjan. Przedstawiam ten fragment listu dotyczący tego zagadnienia:

1.      Boża i ludzka sprawiedliwość
Słuchając dzisiejszej ewangelicznej opowieści, możemy być zdziwieni postawą gospodarza, który jakby nie zachował zasady sprawiedliwości, gdyż wszystkim najemnikom, zatrudnionym w winnicy o różnym czasie, kazał wypłacić tę samą sumę: wszyscy otrzymali po denarze. Po ludzku biorąc było to niesprawiedliwe. Widać to zresztą po reakcji tych, którzy najdłużej pracowali. „Wziąwszy go, szemrali przeciw gospodarzowi, mówiąc: «Ci ostatni, jedną godzinę pracowali, a zrównałeś ich z nami, którzyśmy znosili ciężar dnia i spiekoty»” (Mt 20, 11-13). Jak gospodarz zareagował na ten zarzut? Odwołał się do czegoś, co przewyższa ludzką sprawiedliwość. Zwrócił uwagę na cnotę hojności, dobroci: „Przyjacielu, nie czynię ci krzywdy; czy nie o denara umówiłeś się ze mną? Weź co twoje i odejdź. Chcę też i temu ostatniemu dać tak samo jak tobie. Czy mi nie wolno uczynić ze swoim co chcę? Czy na to złym okiem patrzysz, że ja jestem dobry?” (Mt 20, 13-16). Z tych słów wynika, że sprawiedliwość nie była jedyną cechą, która znamionowała gospodarza, ale weszła tu w grę także jego dobroć i hojność.
Skoro gospodarz z przypowieści jest obrazem Pana Boga, to Chrystus pragnie nam dzisiaj uświadomić, że Bóg jest przebogaty w dobroć, miłosierdzie, że swoją sprawiedliwość potrafi łączyć z miłosierdziem i właśnie tym zaskakuje człowieka. Ma inny styl myślenia i działania, niż człowiek, jak to słyszymy dziś z Księgi proroka Izajasza: „Bo myśli moje nie są myślami waszymi ani wasze drogi moimi drogami, mówi Pan. Bo jak niebiosa górują nad ziemią, tak drogi moje nad waszymi drogami i myśli moje nad myślami waszymi” (Iz 55, 8-9).
Nie rozumiemy czasem strategii Bożego działania. Mamy kłopoty ze zrozumieniem końcowych nawróceń wielkich grzeszników, którzy niekiedy jednają się z Bogiem u kresu ziemskiego życia i, według nauki Kościoła, otrzymują wstęp do nieba.
Drodzy bracia i siostry, my wszyscy, przez sam fakt przyjścia na świat, zawieramy z Bogiem jakby umowę o życiu i pracy w winnicy Bożej oraz o zapłacie za to. Ewangeliczny jeden denar oznacza w tym wypadku nieśmiertelne życie w Bogu, a więc zapłatę najwyższą. Dla jednych jest to zapłata za zaledwie kilka pierwszych młodych lat, dla innych – za utrudzenia całego długiego życia. Z pewnością trudno jest to nam zrozumieć. Zawierzmy jednak Bożej Mądrości i Miłości, i bądźmy ostrożni w sądzeniu i wydawaniu ocen. Pamiętajmy o konkluzji dzisiejszej Ewangelii: „Tak ostatni będą pierwszymi, a pierwsi ostatnimi” (Mt 20, 16a).

            Ja w swoim życiu spotkałem się z podobną sytuacją, jaka została przedstawiona w dzisiejszej Ewangelii. Może byłem w końcówce podstawówki, a więc w połowie lat 60-tych ubiegłego wieku. Całkiem normalnym zjawiskiem było wychowywanie przez pracę. Zresztą, dzieci miały czas i na intensywną zabawę i na pomoc w gospodarstwie i w domu. Ja, można powiedzieć, że pochodzę z miasta, ale pamiętam dobrze, jak naprzeciwko naszej kamienicy rosło żyto, a kawałek dalej całe łany żyta. Chodziliśmy latem na wieś, pomagać rodzinie w żniwach, w wykopkach. To była jakaś przygoda, coś innego niż ganianie za kółkiem, zbijanie bąków i zabawa w wojnę. Wyjeżdżałem też z bratem na „zachód” do rodziny taty. „Zachód” w tym przypadku, to tzw. Ziemie Odzyskane – Warmia.
            Pamiętam, najęliśmy się do pracy przy ścinaniu dojrzałych makówek. Było dużo dzieci do tej pracy, również dużo młodszych od nas. Podczas odprawy gospodyni powiedziała, że za dniówkę każdy dostanie po 100 zł. Nikt nie szemrał, bo 100 zł na dzieciaka to była duża kwota. Jednak już na początku zbierania tego maku, gospodyni podchodziła do każdego z tych starszych i mówiła, że zapłaci nam po 150 zł, ale żeby tym młodszym nie mówić. Wiadomo – ci starsi zbiorą więcej. To zapewne tak na wszelki wypadek, aby nie szemrać potem.
            To tak po ludzku. Czułem jednak pewien niesmak, że w jakiś sposób ci młodsi zostali oszukani. Ale, czy gospodyni nie miała prawa robić ze swoimi funduszami, co chciała?


2 komentarze:

  1. "Uważajcie więc,jak słuchacie.Bo kto ma,temu będzie dane;a kto nie ma,temu zabiorą i to,co mu się wydaje,że ma."
    :)

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.