Co słychać w parku - 27

   

   Kilkudniowe niepisanie, zapewnie zaowocowało wśród Szanownych Czytelników powtórkami poprzednich artykułów, a jest już, w czym wybierać. Również pan Henryk dzielnie uzupełniał w tym czasie braki, dzieląc się z Czytelnikami ciekawostkami i sensacjami, ratując mój honor, za co, oczywiście, dziękuję. Gdyby było więcej takich chętnych, może mógłbym zrezygnować z pisania i czytać na swoim blogu to, co napiszą inni. A tak, to muszę czytać, przede wszystkim, swoje teksty, choćby dlatego, żeby jakiemuś bałwanowi czasami nie ubliżyć, bałwanem go nazywając.

       Tematów nie brakuje, choć w zimie wychodzę tylko czasami na dwór, aby wyrzucić śmieci, no i w niedzielę do kościoła. Zawsze przecież można coś zmyślić, coś przekłamać, komuś dokopać zaocznie, jak to robi choćby taki jeden „artysta redaktor”, ukrywający się pod „artystycznym” pseudonimem Igora Rzetelnego.

            Ale, jak to się mówi – „Nie ruszaj gówna, bo śmierdzi”, pewnych tematów z tego względu ruszać nie będę.

            Jednak alarmujące wieści z parku, zmusiły mnie, nolens volens, do zbadania sprawy na miejscu. Mógłbym wziąć po drodze śmieci z wiaderkiem, które w sobotę zapomniałem wyrzucić, ale w niedzielę naprawdę nie wypada.

            Tak więc w parku tragedia. Jakiś bałwan urwał bałwanowi głowę.

            Zapewne to ten, który głowę ma, bo innego bałwana w pobliżu nie ma.

     

     
        Chociaż… był, a może i niejeden. Najpierw te bałwany sobie popili, co widać na załączonym obrazku,

a potem, zapewne bona fide, bo tak bałwany mają, wyciągnęli tablice poglądowe i, żeby było efektownie, zrzucili z mostku.  

     Gdyby tak takich bałwanów nasza Straż Miejska złapała in flagranti, ciekaw jestem, aż horribile dictu, co by z nimi zrobiła.

            Może te same bałwany uszkodziły ławkę i to jest chyba pierwszy taki przypadek po parku rewitalizacji.

     No i jeszcze park linowy dla naszych pociech. Coś widać, że te liny jakieś słabowite, albo znów bałwany.

      O koszach nie wspomnę, bo to po prostu czepianie się. I użytkownicy parku powinni wiedzieć, że jak kosz jest pełen, to trzeba szukać innego kosza. A nuż pełen nie będzie.

      A co na to wszystko kaczki?

      Ano, kaczki mają to wszystko głęboko w kuprach. Nie interesuje je: ani horribile dictu, ani bona fide, ani in flagranti, ani nawet nolens volens.

      Tą drogą bardzo dziękuję tym wszystkim, którzy przysłali mi MMS-y i informację o tym smutnym wydarzeniu na Facebooka i niejako zmusili do wyjścia z domu.