16 maja 2015

16 maja 2015 r., sobota

J 17, 20-26 Aby stanowili jedno

Słowa Ewangelii według świętego Jana
W czasie ostatniej wieczerzy Jezus, podniósłszy oczy ku niebu, modlił się tymi słowami: 
«Ojcze Święty, proszę nie tylko za nimi, ale i za tymi, którzy dzięki ich słowu będą wierzyć we Mnie, aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili jedno w Nas, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. 
I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie. Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś. 
Ojcze, chcę, aby także ci, których Mi dałeś, byli ze Mną tam, gdzie Ja jestem, aby widzieli chwałę moją, którą Mi dałeś, bo umiłowałeś Mnie przed założeniem świata. 
Ojcze sprawiedliwy! Świat Ciebie nie poznał, lecz Ja Ciebie poznałem i oni poznali, żeś Ty Mnie posłał. Objawiłem im Twoje imię i nadal będę objawiał, aby miłość, którą Ty Mnie umiłowałeś, w nich była i Ja w nich».
Oto słowo Pańskie.

Kilka słów o Słowie: legan.eu


„Aby wszyscy stanowili jedno” (J 17, 21)
autor: o. Aleksander
Prawosławny proboszcz cerkwi we wsi Sara, znajdującej się w obwodzie orenburskim w Rosji, stały czytelnik rosyjskojęzycznej wersji Miłujcie się!, przysłał do naszej redakcji list, w którym pisze o cudownym pojawieniu się ikony Matki Bożej w powierzonej jego pieczy parafii.

Dla mnie oraz dla całej mojej prawosławnej parafii wielkim błogosławieństwem było zapoznanie się ze świętym uzdrowicielem z Libanu, o. Charbelem, przez Miłujcie się!. Chcę Wam opisać, jak w naszej cerkwi pojawiła się cudowna ikona Matki Bożej, nazwana Sarska wonność. Jesteśmy przekonani, że nie był to przypadek, tak samo jak z pojawieniem się obrazu św. o. Charbela, o którym przeczytałem w Miłujcie się!. Zresztą każdy może to osądzić sam.
Zapewne był to znak z góry, ponieważ u naszego Pana Jezusa Chrystusa wszystko ma swój cel i sens. W naszej wsi mieszka pani Klaudia Poliniczenko, kobieta modlitwy i przykład żywej wiary. W jej domu od dłuższego czasu był przechowywany stary kawałek deski, ściemniały od upływu czasu. Pani Poliniczenko twierdzi, że ów kawałek deski pochodził z budynku cerkwi, zniszczonej przez bezbożne władze radzieckie. Nie ma ona pojęcia, jak on do niej trafił; po prostu walał się po domu bez żadnego przeznaczenia i celu, ponieważ nie stanowił żadnej wartości. Ale pewnego razu w czasie modlitwy pani Klaudia spojrzała na ten kawałek deski i nie mogła uwierzyć własnym oczom: na starej, ściemniałej powierzchni na jej oczach zaczął się wyrysowywać obraz, jak na filmie fotograficznym. Wkrótce cała wieś wiedziała o cudzie. Wszyscy przychodzili, aby się pomodlić i dotknąć świętego obrazu...
Co jest na tej ikonie? Bogurodzica nie jest ukazana tutaj jako Królowa Niebios na tronie królewskim. To jest zwykła kochająca matka, tuląca do siebie Boskie Dzieciątko – Jezusa. Jej twarz jest pogodna, ale stanowcza i niewzruszona. Jest pełna ducha modlitwy, jak Arcykapłan wznoszący do Boga swojego Syna, któremu dała ciało i krew z własnego czystego ciała, na ofiarę dla zbawienia ludzkości. Ona modli się za wszystkich grzeszników, wszystkich pragnie zbawić od chorób cielesnych i duchowych...
Z wielką radością pani Klaudia Poliniczenko przekazała obraz proboszczowi parafii pw. Matki Bożej Pokrowskiej. Po kilku dniach stał się nowy cud: w nocy z 18 na 19 stycznia „nowo utworzona” ikona zaczęła wydzielać pachnący olejek, ku wielkiej radości kapłanów i wiernych – zwłaszcza tych dwóch, którzy natychmiast doznali uzdrowienia. Kiedy ikona została przeniesiona do nowej kaplicy, cuda zaczęły się mnożyć, a popularność obrazu stopniowo rosła. Do naszej świątyni zaczęli przybywać pielgrzymi z całego regionu, a nawet spoza niego.
Musieliśmy zebrać środki na zakup domu z działką w naszej wsi, gdzie rozpoczęto budowę klasztoru z małą kaplicą. Ikona została przyobleczona w specjalny ornat, a przed nią zapalono lampę oliwną, która nigdy nie gaśnie. Ten ogień jest symbolem wszystkich modlitw, które w każdej chwili są kierowane do obrazu Matki Bożej z prośbami oraz wołaniem o zbawienie grzesznych dusz i zjednoczenie wszystkich chrześcijan.
Obecny papież Benedykt XVI wypowiedział bardzo ważne słowa: „moim największym zadaniem będzie pojednanie chrześcijan Wschodu i Zachodu”. Jedno z największych pragnień naszego Zbawiciela: „(...) aby wszyscy stanowili jedno, jak Ty, Ojcze, we Mnie, a Ja w Tobie, aby i oni stanowili w Nas jedno, aby świat uwierzył, żeś Ty Mnie posłał. I także chwałę, którą Mi dałeś, przekazałem im, aby stanowili jedno, tak jak My jedno stanowimy. Ja w nich, a Ty we Mnie! Oby się tak zespolili w jedno, aby świat poznał, żeś Ty Mnie posłał i żeś Ty ich umiłował tak, jak Mnie umiłowałeś” (J 17, 21-23).
My w naszej cerkwi doświadczamy, że naprawdę świętość nie uznaje granic konfesji! Wielokrotnie słyszę od prawo­sławnych wiernych opinię, że święci katoliccy pochodzą od szatana. Co więcej, podobne bzdury mówią nawet niektórzy księża, podjudzając w ten sposób do nienawiści międzywyznaniowej. A przecież jeszcze apostoł Mateusz zapisał słowa Jezusa: „Wielu przyjdzie ze Wschodu i Zachodu i zasiądą do stołu z Abrahamem, Izaakiem i Jakubem w królestwie niebieskim” (Mt 8, 11).
Również sama Matka Boża prosi prawosławnych, żeby zrewidowali swoją ograniczoną politykę konfesyjną w stosunku do katolików oraz by znaleźli wspólną drogę pokuty i żalu za grzechy. Bogurodzica pragnie widzieć dzieci Zbawiciela ucztujące przy jednym stole w braterskiej wspólnocie miłości. Czyż moglibyśmy choć na chwilę zapomnieć, że Ona jest Matką zarówno katolików, jak i prawosławnych? (W klasztorze prawosławnym Świętego Ducha w Wilnie jest czczona ikona Matki Bożej Częstochowskiej – przyp. tłum.).
Moim zdaniem, jak najszybciej powinno dojść do pojednania się Kościołów w duchu pokoju, pokuty i braterskiej miłości. Zjednoczenie takie możliwe będzie poprzez modlitwę o to – przez wiernych katolickich do świętych prawosławnych, a wiernych prawosławnych do świętych katolickich.
W naszej parafii pw. Matki Bożej Pokrowskiej jest już normą modlitwa o wstawiennictwo u Boga zarówno do świętych prawosławnych (np. do Sergiusza Radonieżskiego, Serafima Sarowskiego, Jana Kronsztackiego), jak i katolickich (np. do Franciszka z Asyżu, Antoniego z Padwy, Matki Teresy z Kalkuty, libańskiego pustelnika Charbela). Uważamy to za wielkie szczęście, że możemy znaleźć się w sercu obcowania świętych Kościołów chrześcijańskich Wschodu i Zachodu. Jestem mocno przekonany, iż wkrótce chrześcijanie całego świata znajdą drogę pojednania i będą żałować, że tak długo trwali w nieprzyjaźni, zapominając nakazy Jezusa Chrystusa o wzajemnej miłości i wspólnocie wiary. Będąc kapłanem należącym do Zjednoczenia Wspólnot Prawosławnych Tradycji Apostolskiej, wyrażam stanowisko, że nie tylko wolno nam, ale i trzeba uciekać się do pomocy modlitewnej świętego należącego do Kościoła katolickiego obrządku wschodniego. Ojciec Charbel nie jest świętym tylko Libańczyków – on jest również świętym Słowian! Czyż nie potwierdza tego fakt, że Rosjanie i przedstawiciele innych narodów słowiańskich proszą go o modlitewne wstawiennictwo?
W naszej świątyni cudowna ikona Matki Bożej, nazywana Sarska wonność, jest ustawiona obok obrazu świętego pustelnika Charbela z Libanu. Obie ikony już okazały się pomocne dla wielu naszych wiernych. Mamy realne świadectwa uzdrowień fizycznych, ocalonych rodzin, odnowy duchowej. Wydaje się, że takie sąsiedztwo jest bardzo pożyteczne, zwłaszcza dla naszych parafian.

o. Aleksander, proboszcz parafii pw. Matki Bożej Pokrowskiej we wsi Sara


Świadectwa wiernych:

„Drogi Ojcze Aleksandrze! Dziękuję za kopię cudownego obrazu Sarska wonność. Matka Boża jest na nim jak żywa; czuję Jej ciepło. Kładę tę ikonę pod poduszkę swojemu wnukowi Michałowi. Chłopak ma cukrzycę i w tej chwili znajduje się w sanatorium. Lekarz, przeglądając dokumentację, był zdumiony, że przez tak długi czas Michał nie musiał zażywać insuliny. W jego praktyce nigdy nic podobnego się nie zdarzyło. Ale ja wiem, jaka jest tego przyczyna: to Pan Jezus i Matka Boża ratują chłopca”.
M.A. Dudajewa, Perm, Rosja

„Drogi Ojcze Aleksandrze! Otrzymałam od Ojca list i zdjęcie ikony Matki Bożej Sarska wonność. Wielkie dzięki! Chcę powiadomić Ojca, że niedawno moja mama leżała w szpitalu z cukrzycą. Zabolał ją palec u nogi i lekarze postanowili amputować jej część stopy. Ja natychmiast przyniosłam ikonkę do szpitala, gdzie razem odmówiłyśmy modlitwę. Po pewnym czasie palec zaczął się goić, a lekarz tylko ze zdumieniem wzruszał ramionami. Teraz mama jest już w domu i ciągle się modli, trzymając święty obrazek przy sercu. Razem z nią modlimy się o zbawienie i uzdrowienie. Jestem Ojcu bardzo wdzięczna za list, który dał nam nadzieję!”.
Rymma Kremer, obwód tulski, Rosja

„Jestem wdzięczna Bogu, braciom i siostrom za bezcenny podarunek – ikonę Matki Bożej Sarska wonność – i za modlitwy. Daję świadectwo, że Najświętsza Bogurodzica bardzo mi pomaga. Miałam ostatnio ciężką operację, po której cały mój lewy bok został pocięty, a naczynia krwionośne uszkodzone na tyle, że miałam ciągłe niedokrwienie rąk i nóg. Idąc za Waszą radą, zaczęłam trzymać przy sercu tę ikonkę i wkrótce odczułam, jak niezwykłe ciepło rozlewa się po całym moim ciele. W takich chwilach zawsze odmawiam Modlitwę Pańską oraz Zdrowaś Maryjo... Modlę się za Was i w domu, i w świątyni. Niech Pan Was wybawia!”
W.N. Muchina, obwód tiumeński, Rosja

„Witam Was, moi najmilsi! Otrzymałam Wasz list oraz obraz Matki Bożej i Dzieciątka Jezus. Nie wyobrażacie sobie, jaką wielką radość przeżyłam, kiedy otrzymałam list z modlitwami do Bogurodzicy i św. Charbela, cudotwórcy z Libanu. Zaprawdę, u Królowej Niebios nie ma podziału na katolików, prawosławnych lub baptystów – są tylko święci, obmyci krwią Chrystusa! Nie mogę nawet opisać, w jakim byłam stanie w tym dniu. Płakałam z powodu swoich grzechów, które sobie uświadomiłam, ale też i ze szczęścia. Bo przecież dusza ludzka została stworzona na obraz i podobieństwo Boga, jest nieśmiertelna i dąży do swojego Stwórcy. Teraz mówię wszystkim, że każda i każdy z nas musi zadbać o to, by powstać z martwych nie na sąd i potępienie, ale do życia wiecznego i szczęśliwego. To jest kwestia osobistej decyzji każdego człowieka. Najważniejsze przecież Chrystus dla nas uczynił: otworzył bramy do Królestwa Bożego – i stoi w tych bramach, wołając wszystkich oraz każdą i każdego z osobna”.
M.S. Gerszman, Nowosybirsk, Rosja


 Czytelnia

16 maja
Święty Andrzej Bobola, prezbiter i męczennik
patron Polski




 
Andrzej urodził się 30 listopada 1591 r. w Strachocinie koło Sanoka. Pochodził ze szlacheckiej rodziny, bardzo przywiązanej do religii katolickiej. Nauki humanistyczne wstępne i średnie wraz z retoryką Andrzej pobierał w jednej ze szkół jezuickich, prawdopodobnie w Wilnie, w latach 1606-1611. Tu zdobył sztukę wymowy i doskonałą znajomość języka greckiego, co ułatwiło mu w przyszłości rozczytywanie się w greckich ojcach Kościoła i dyskusje z teologami prawosławnymi.
31 lipca 1611 r., w wieku 20 lat, wstąpił do jezuitów w Wilnie. Po dwóch latach nowicjatu złożył w 1613 r. śluby proste. W latach 1613-1616 studiował filozofię na Akademii Wileńskiej, kończąc studia z wynikiem dobrym. Ówczesnym zwyczajem jako kleryk został przeznaczony do jednego z kolegiów do pracy pedagogicznej. Po dwóch latach nauczania młodzieży (1616-1618), najpierw w Brunsberdze (Braniewie), w stolicy Warmii, a potem w Pułtusku, wrócił na Akademię Wileńską na dalsze studia teologiczne (1618-1622), które ukończył święceniami kapłańskimi (12 marca 1622 r.). Rok później dopuszczony został do tak zwanej "trzeciej probacji" w Nieświeżu.
W latach 1623-1624 był rektorem kościoła, kaznodzieją, spowiednikiem, misjonarzem ludowym i prefektem bursy dla ubogiej młodzieży w Nieświeżu. Jako misjonarz, Andrzej obchodził zaniedbane wioski, chrzcił, łączył sakramentem pary małżeńskie, wielu grzeszników skłonił do spowiedzi, nawracał prawosławnych. W latach 1624-1630 kierował Sodalicją Mariańską mieszczan, prowadził konferencje z Pisma świętego i dogmatyki. Wreszcie został mianowany rektorem kościoła w Wilnie. W latach 1630-1633 był przełożonym nowo założonego domu zakonnego w Bobrujsku. Następnie przebywał w Połocku w charakterze moderatora Sodalicji Mariańskiej wśród młodzieży tamtejszego kolegium (1633-1635). W roku 1636 był kaznodzieją w Warszawie. W roku 1637 pracował ponownie w Połocku jako kaznodzieja i dyrektor studiów młodzieży. W latach 1638-1642 pełnił w Łomży urząd kaznodziei i dyrektora w szkole kolegiackiej. W latach 1642-1643 ponownie w Wilnie pełnił funkcję moderatora Sodalicji Mariańskiej i kaznodziei. Podobne obowiązki spełniał w Pińsku (1643-1646), a potem ponownie w Wilnie (1646-1652). Od roku 1652 pełnił w Pińsku urząd kaznodziei w kościele św. Stanisława. W tym czasie oddawał się pracy misyjnej nad ludem w okolicach Pińska.
Z relacji mu współczesnych wynika, że Andrzej był skłonny do gniewu i zapalczywości, do uporu we własnym zdaniu, niecierpliwy. Jednak zostawione na piśmie świadectwa przełożonych podkreślają, że o. Andrzej pracował nad sobą, że miał wybitne zdolności, był dobrym kaznodzieją, miał dar obcowania z ludźmi. Dowodem tego były usilne starania ówczesnego prowincjała zakonu w Polsce u generalnego przełożonego, aby o. Andrzeja dopuścić do "profesji uroczystej", co było przywilejem tylko jezuitów najzdolniejszych i moralnie stojących najwyżej. Wytrwałą pracą nad sobą o. Andrzej doszedł do takiego stopnia doskonałości chrześcijańskiej i zakonnej, że pod koniec życia powszechnie nazywano go świętym. Dzięki Bożej łasce potrafił wznieść przeciętność na wyżyny heroizmu.
Andrzej wyróżniał się żarliwością o zbawienie dusz. Dlatego był niezmordowany w głoszeniu kazań i w spowiadaniu. Mieszkańcy Polesia żyli w wielkim zaniedbaniu religijnym. Szerzyła się ciemnota, zabobony, pijaństwo. Andrzej chodził po wioskach od domu do domu i nauczał. Nazwano go apostołem Pińszczyzny i Polesia. Pod wpływem jego kazań wielu prawosławnych przeszło na katolicyzm. Jego gorliwość, którą określa nadany mu przydomek "łowca dusz - duszochwat", była powodem wrogości ortodoksów. W czasie wojen kozackich przerodziła się w nienawiść i miała tragiczny finał.
Pińsk jako miasto pogranicza Rusi i prawosławia był w tamtym okresie często miejscem walk i zatargów. Zniszczony w roku 1648, odbity przez wojska polskie, w roku 1655 zostaje ponownie zajęty przez wojska carskie, które wśród ludności miejscowej urządziły rzeź. W roku 1657 Pińsk jest w rękach polskich i jezuici mogą wrócić tu do normalnej pracy. Ale jeszcze w tym samym roku Kozacy ponownie najeżdżają Polskę. W maju roku 1657 Pińsk zajmuje oddział kozacki pod dowództwem Jana Lichego. Najbardziej zagrożeni jezuici: Maffon i Bobola opuszczają miasto i chronią się ucieczką. Muszą kryć się po okolicznych wioskach. Dnia 15 maja o. Maffon zostaje ujęty w Horodcu przez oddział Zielenieckiego i Popeńki i na miejscu ponosi śmierć męczeńską.
Andrzej Bobola schronił się do Janowa, odległego od Pińska około 30 kilometrów. Stamtąd udał się do wsi Peredił. 16 maja do Janowa wpadły oddziały i zaczęły mordować Polaków i Żydów. Wypytywano, gdzie jest o. Andrzej. Na wiadomość, że jest w Peredilu, wzięli ze sobą jako przewodnika Jakuba Czetwerynkę. Andrzej na prośbę mieszkańców wsi, którzy dowiedzieli się, że jest poszukiwany, chciał użyczonym wozem ratować się ucieczką. Kiedy dojeżdżali do wsi Mogilno, napotkali oddział żołnierzy.
Z Andrzeja zdarto suknię kapłańską, na pół obnażonego zaprowadzono pod płot, przywiązano go do słupa i zaczęto bić nahajami. Kiedy ani namowy, ani krwawe bicie nie złamało kapłana, aby się wyrzekł wiary, oprawcy ucięli świeże gałęzie wierzbowe, upletli z niej koronę na wzór Chrystusowej i włożyli ją na jego głowę tak, aby jednak nie pękła czaszka. Zaczęto go policzkować, aż wybito mu zęby, wyrywano mu paznokcie i zdarto skórę z górnej części ręki. Odwiązali go wreszcie oprawcy i okręcili sznurem, a dwa jego końce przymocowali do siodeł. Andrzej musiał biec za końmi, popędzany kłuciem lanc. W Janowie przyprowadzono go przed dowódcę. Ten zapytał: "Jesteś ty ksiądz?". "Tak", padła odpowiedź, "moja wiara prowadzi do zbawienia. Nawróćcie się". Na te słowa dowódca zamierzył się szablą i byłby zabił Andrzeja, gdyby ten nie zasłonił się ręką, która została zraniona.
Kapłana zawleczono więc do rzeźni miejskiej, rozłożono go na stole i zaczęto przypalać ogniem. Na miejscu tonsury wycięto mu ciało do kości na głowie, na plecach wycięto mu skórę w formie ornatu, rany posypywano sieczką, odcięto mu nos, wargi, wykłuto mu jedno oko. Kiedy z bólu i jęku wzywał stale imienia Jezus, w karku zrobiono otwór i wyrwano mu język u nasady. Potem powieszono go twarzą do dołu. Uderzeniem szabli w głowę dowódca zakończył nieludzkie męczarnie Andrzeja Boboli dnia 16 maja 1657 roku.
Kozacy wkrótce wycofali się do miasta. Ciało Męczennika przeniesiono do miejscowego kościoła. Jezuici przenieśli je potem do Pińska i pochowali w podziemiach kościoła klasztornego. Po latach o miejscu pochowania Andrzeja zapomniano. Dnia 16 kwietnia 1702 roku Andrzej ukazał się rektorowi kolegium pińskiego i wskazał, gdzie w krypcie kościoła pod ołtarzem głównym znajduje się jego grób. Ciało znaleziono nietknięte, mimo że spoczywało w wilgotnej ziemi. Było nawet giętkie, jakby niedawno zmarłego człowieka. Zaczęły się mnożyć łaski i cuda. Od roku 1712 podjęto starania o beatyfikację. Niestety, kasata jezuitów i wojny, a potem rozbiory przerwały te starania. Ponownie Andrzej miał ukazać się w Wilnie w 1819 r. dominikaninowi, o. Korzenieckiemu, któremu przepowiedział wskrzeszenie Polski (będącej wówczas pod zaborami) i to, że zostanie jej patronem. Ku wielkiej radości Polaków beatyfikacja miała miejsce dnia 30 października 1853 roku.
W roku 1820 jezuici zostali usunięci z Rosji, a opiekę nad ciałem Świętego objęli pijarzy (1820-1830). Relikwie przeniesiono potem do kościoła dominikanów. Wreszcie po wydaleniu dominikanów (1864) przejęli straż nad kościołem i relikwiami kapłani diecezjalni. W roku 1917 przy udziale metropolity mohylewskiego Edwarda von Roppa dokonano przełożenia relikwii. W roku 1922, po wybuchu rewolucji, ciało zostało przeniesione do Moskwy do muzeum medycznego. W roku 1923 rząd rewolucyjny na prośbę Stolicy Apostolskiej zwrócił śmiertelne szczątki bł. Andrzeja. Przewieziono je do Watykanu do kaplicy św. Matyldy, a w roku 1924 do kościoła jezuitów w Rzymie Il Gesu. 17 kwietnia 1938 roku, w uroczystość Zmartwychwstania Pańskiego, Pius XI dokonał uroczystej kanonizacji bł. Andrzeja (wraz z bł. Janem Leonardim i bł. Salvatorem de Horta). W roku 1938 relikwie św. Andrzeja zostały uroczyście przewiezione do kraju. Przejazd relikwii specjalnym pociągiem przez Lublianę, Budapeszt do Polski, a następnie przez wiele polskich miast (w tym Kraków, Poznań, Łódź aż do Warszawy) był wielkim wydarzeniem. W każdym mieście na trasie organizowano uroczystości z oddaniem czci świętemu Męczennikowi. W Warszawie, po powitaniu w katedrze, relikwie spoczęły w srebrno-kryształowej trumnie-relikwiarzu w kaplicy jezuitów przy ul. Rakowieckiej. W roku 1939 relikwie zostały przeniesione do kościoła jezuitów na Starym Mieście. Podczas pożaru tego kościoła trumnę przeniesiono do dominikańskiego kościoła św. Jacka, by w roku 1945 przenieść ją ponownie do kaplicy przy ul. Rakowieckiej. Tam do dziś szczątki doznają czci w nowo wybudowanym kościele św. Andrzeja Boboli, podniesionym do rangi narodowego sanktuarium. Warto jeszcze dodać, że z okazji 300-letniej rocznicy śmierci św. Andrzeja papież Pius XII wydał osobną encyklikę (16 V 1957), wychwalając wielkiego Męczennika.
W kwietniu 2002 r. watykańska Kongregacja Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów, przychylając się do prośby Prymasa Polski kard. Józefa Glempa, nadała św. Andrzejowi Boboli tytuł drugorzędnego patrona Polski. Od tej pory obchód ku jego czci podniesiony został w całym kraju do rangi święta. Uroczystego ogłoszenia św. Andrzeja Boboli patronem Polski dokonał kard. Józef Glemp w Warszawie podczas Mszy świętej w sanktuarium ojców jezuitów, w którym są przechowywanie relikwie Świętego, 16 maja 2002 r. Święty jest ponadto patronem metropolii warszawskiej, archidiecezji białostockiej i warmińskiej, diecezji drohiczyńskiej, łomżyńskiej, pińskiej i płockiej. Jest czczony także jako patron kolejarzy.

W ikonografii św. Andrzej Bobola przedstawiany jest w stroju jezuity z szablami wbitymi w jego kark i prawą rękę lub jako wędrowiec.

1 komentarz:

  1. "Ludzie budują za dużo murów,a za mało mostów."/I.Newton/

    "Inną potrawą,która bezwzględnie powinna pojawiać się częściej na naszych stołach,jest kasza gryczana,dostarczycielka krzemu.Czym jest krzem dla naszych organizmów?Nie chcę nikogo straszyć,powiem tylko,że brak krzemu ma ścisły związek z zawałem serca,wylewem krwi do mózgu,żylaki,hemoroidy,kruchość kości,ogólnym zmęczeniem...
    Jak mówiłem na początku-z krzemu zmieszanego z wapnem Przedwieczny zbudował nasze twarde
    kości,elastyczne,a zarazem mocne żyły,zęby,którymi można gryźć orzechy,gęste włosy,twarde
    paznokcie.Nasze babki i pradziadowie nie mieli tylu kłopotów korzeniowych co my dzisiaj,
    nie padali w średnim wieku na zawały.Ale też w ich jadłospisach poczesne miejsce zajmowała kasza
    gryczana,pili w dużych ilościach twardą studzienną wodę(nikt przed 100 laty nie słyszał
    o rozmiękczonej wodzie,do której sypie się garściami chlor niszczący krzem),
    jadali krzepkie warzywa rosnące w glebie z krzemem,czyli takiej,jaką ją Pan Bóg dla człowieka stworzył.Kasza gryczana posiada 60%krzemu,bardzo łatwo wchłanianego przez nasz organizm;
    jest odporna na zepsucie jak kamyczki,NIE TKNIE JEJ ŻADEN ROBAK ANI MYSZ POLNA.
    Dodatkowo posiada całe pokłady rutyny,od których zależy stan naszych żył i tętnic.
    Dzisiejszy przemysł farmaceutyczny docenił grykę i wykorzystuje jej właściwości w produkcji Venerutonu,Venescinu,Rutisolu,Rutinoscorbinu z dodatkiem dzikiej róży...Za to w naszych domach
    kaszy gryczanej w garnku nie uświadczysz.Ostrzegam też,aby nie lekceważyć kaszy jęczmiennej-jęczmień posiada substancje regenerujące,dostarcza dużo witamin B2,zapobiega zajadom,chorobom skórnym,a przede wszystkim klej z jęczmienia regeneruje śluzówkę okostną,czyli nie trzeszczą
    stawy,łokcie,kości w kolanach i nikogo tym nie straszymy.
    /o.Jan Grande/

    Polecam!
    www.businessinsider.com/photos-destructive-canada-oil-sands-2012-10?op=1
    Pozdrawiam!Henryk

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.