Może ktoś pomyślał, że przespałem
święta. Nic z tych rzeczy.
Święta
Wielkiej Nocy były dla mnie bardzo pracowite i owocne. I to jest normalne, że
jeśli się pracuje i owoców spodziewać się należy. Zła praca rodzi złe owoce, a
dobra praca rodzi dobre owoce. Zawsze jednak powstaje wątpliwość w związku z
oceniającym pracę i tym, co sobą reprezentuje. A już całkiem bez sensu jest, jeśli
ktoś na czymś się nie zna (czytaj – zna się na wszystkim), a próbuje naprawiać,
mając jednocześnie świadomość i przekonanie, że robi źle i wyrządza tym samym
niedźwiedzią przysługę. A mam na myśli redaktora Adama Michnika, który będzie
naprawiał katolicki Kościół w Polsce w związku z krzywdą, jaka spotkała księdza
Lemańskiego od abpa Henryka Hosera i nie tylko.
Oczywiście, Święta rozpoczęły się
dla mnie, mimo wszystko, Środą Popielcową i symbolicznym posypaniem głów
popiołem, choć w tym roku nie usłyszałem nad sobą, że jestem prochem i w proch
się obrócę, ale i tak to wiem. Natomiast nie chciałbym się obrócić szybko w
proch w krematorium, bo słyszałem ostatnio o jakichś przekrętach z prochami i
urnami. Lepiej już niech po staremu przysypią ziemią, wcześniej dobrze
sprawdziwszy w trumnie, czy ja to na pewno ja.
Na Drogi Krzyżowe chodziłem
wszystkie, z Gorzkimi Żalami było gorzej, ale nie będę się żalił dlaczego.
W rekolekcjach prowadzonych przez
ojca Grzegorza ze zgromadzenia Salwatorianów (o, przepraszam, sercanów) z
Sosnowca uczestniczyłem. Na Sosnowiec lekko wzdrygnąłem się, przypominając
sobie bardzo trudne doświadczenie z tym miastem związane, ale spotkania były
OK. Dało się doświadczyć otwartego kapłana z troską zabiegającego o naszą
nieustającą formację duchową. Jak sam
ojciec rekolekcjonista wypowiedział się, spotkanie z nami było dla niego miłym
przeżyciem, jednocześnie wyrażając troskę, aby te cztery dni rekolekcji nie
okazały się czterema dniami porażki. To jednak zależy od nas parafian i naszych
pasterzy, ale to już moja konstatacja. I tak sobie marzę, że może następnym
razem i miejsca stojące w naszej świątyni będą zajęte podczas rekolekcji?
No i Niedziela Palmowa, i Wielki
Tydzień, i jakby poruszenie przed Triduum Paschalnym. Wiadomo – będą działy się
rzeczy wielkie i przy znacznie wydłużonym czasie, i na pewno dłuższym niż
wystawanie w kolejce za białą kiełbasą na świąteczny stół po uprzednim
poświęceniu w Wielką Sobotę. Choć było faktycznie długo, bo po dwie i pół
godziny, a i zimno, to nikt nie narzekał. Tak przecież ma być i krócej się nie
da, a i gdyby było krócej, byłoby czegoś brakowało.
W Wielki Czwartek zawsze się
wzruszam, gdy widzę nowych ministrantów, garnących się do służby przy ołtarzu i
gdy całym kościołem czuje się jedność z naszymi kapłanami. I te podziękowania i
to wyjątkowe tym razem „Mimo wszystko”. Oczekuję też na gest przeprosin od
księży, za to, że może w odczuciu parafian nie wszystko się udało. I taki gest
co roku jest.
Wielki Piątek. I tym razem o mało co nie
załapałem się do grona szczęśliwców do bezpośredniej adoracji krzyża. Trzeba
było widzieć radość w oczach tych z ostatnich ławek w głównej nawie, gdy
zostali zaproszeni do orszaku ustawiającego się do adoracji. Ja już byłem za
ławkami na miejscu stojącym i tak jeszcze z pięć lat, do siedemdziesiątki
wytrzymam, choć kręgosłup daje już popalić. Trudno zgadnąć, jak usadzić się w
przyszłym roku, bo może właśnie do adoracji zostaną poproszone „ławki” z naw
bocznych?
I czuwanie w nocy przy symbolicznym
grobie Pana Jezusa od 3-ciej do 4-tej w nocy. Nie byliśmy sami. Byli sąsiedzi z
klatki i kilkanaście innych, znajomych osób. Jakże to inna godzina, niż te pół
godziny, nawet niecałe, przy poświeceniu pokarmów w Wielką Sobotę. Piątkowa cisza
i skupienie przy wystawionym Najświętszym Sakramencie kontrastują z
rozkojarzonymi tłumami z koszyczkami do poświęcenia pokarmów również przy wystawionym
Najświętszym Sakramencie. Ilu ludzi przewinęło się od 10:00 do 14:00 przy co
półgodzinnym świeceniu pokarmów! Ilu z nich tylko ten jeden jedyny raz w roku,
na te niecałe pół godziny odwiedziło parafialną świątynię? To chyba do nich
diakon podczas Słowa Bożego przed poświęceniem pokarmów mówił, że straciliśmy
już doświadczenie Wielkiej Soboty i tak naprawdę nie wiemy, o co w tym chodzi.
A może nie tylko do nich mówił?
Faktycznie to trudno zrozumieć
Wielką Sobotę, która jest jednocześnie wigilią Zmartwychwstania z uroczystą,
wieczorną Mszą św. Zmartwychwstania Pana Jezusa, u nas o godzinie 20:00. I to
jest już kulminacja Świąt. Radość z doczekania poprzez Wielki Post tego
wspaniałego wydarzenia. Rezurekcja w niedzielny poranek jest już tylko
uzupełnieniem wydarzeń sobotniego wieczoru. Ta sobotnia, rozbudowana liturgia
nawiązująca w czytaniach do początków świata i poprzez przeżycia Izraelitów
doprowadzająca nas do odnowienia Chrztu Św., pokazuje sens i głębię naszej
wiary.
Chcę zaznaczyć ogromną pracę naszych
księży, jaką wykonali oni podczas wspomnianego okresu. Dzielnie w tym pomagał
im praktykant – diakon Sebastian rodem zza gór, a konkretnie z Nowej Rudy
Słupca, przez którą to miejscowość wiele już razy przejeżdżaliśmy. Mnie osobiście
diakon Sebastian ujął swoją postawą i posługą w naszej parafii, a w
szczególności wyjątkową barwą głosu. No i jest mi jakoś bliższy ze względu na
prowadzenie lekcji religii w zerówce, do której uczęszcza mój wnuczek.
Cała oprawa Triduum Paschalnego bez
wątpienia byłaby skromniejsza, gdyby nie udział w niej połączonych scholi „Mariae
Virgini” i „Ave”. Mamy to wyjątkowe szczęście, że takie grupy w naszej parafii
są i są doceniane, tworząc niepowtarzalny klimat wszystkich kościelnych
uroczystości.
Nie dało się nie zauważyć świątecznego
wydania parafialnego „Zwiastuna”., w którym, mimo wszystko, zauważyłem też mój
skromny wkład we wkładce dla dzieci. I mimo wszystko życzę Redakcji pod
przewodnictwem ks. Łukasza ciągłego rozwoju i ciekawych, a nawet intrygujących
artykułów.
werolim88.blogspot.com
OdpowiedzUsuń?
Henryk