My Polacy już tak mamy, że lubimy wypowiadać się na wszystkie tematy, nawet gdy się nie na wszystkich znamy. Takim wybitnym tego przykładem jest anegdota o fiordach:
-
A fiordy widziałeś?
- Fiordy!? Fiordy mi z
ręki jadły!
I ja w tym
felietonie stawiam się w szeregu takich ludzi, którym fiordy z ręki jadły, a to
z powodu tego, że tak naprawdę, to nie wiem, „o co się rozchodzi”. A chodzi o
nasz wspaniały zbiornik „Sudety”, z którym ja zżyty jestem od początku mojego
zamieszkania w Bielawie, a więc od 1975 roku. To było praktycznie wkrótce po
jego otwarciu. Zbiornik towarzyszył w życiu mi, mojej rodzinie i wszystkim
mieszkańcom Bielawy, ciesząc pięknym widokiem ogromnej, czystej wody na tle gór
i bogatym życiem flory i fauny w głębi jego toni.
Właściwie
piszę po to, by wyrazić swój żal, że naszego zbiornika już nie ma. Źli,
bezduszni ludzie, ludzie bez wyobraźni i politykierzy oderwali bielawskiej
społeczności kawał serca, które krwawi. Dokonano barbarzyństwa na żywym
organizmie. Ja to tak oceniam. A mam na myśli nie tylko obecnego Właściciela
zbiornika, ale w szczególności burmistrza Bielawy, jego pomagierów (czytaj
doradców) i Radę Miasta. Co to za gospodarze, którzy doprowadzili do takiej
sytuacji?
Jeszcze raz przytoczę słowa burmistrza
Dźwiniela sprzed drugiej tury wyborów na kolejną kadencję na najważniejszy
urząd w Bielawie, która to miała miejsce 5 grudnia 2010 roku:
Najważniejsze zadania jakie stawiam przed sobą i całym zespołem to:
...................................................................
- przejmiemy dla miasta Zbiornik
Sudety,
...................................................................
Na
dzień dzisiejszy to kłamstwo, wyborcza kiełbasa najgorszego gatunku, którą
Bielawianie kolejny raz ze smakiem zjedli. Co tam, inny burmistrz przecież
może być jeszcze gorszy! Lepiej mieć swojego, jak Pawlak Kargula. Dajmy mu
szansę, aby naprawił w kolejnej kadencji to, co w poprzednich spaprał. Może
kolejny inkubator, może zamknąć kolejną szkołę, a może jeszcze jedną szkołę
leśną tym razem w Dolnej Bielawie, a może zrobić strzeżoną plażę na Placu Wolności przy wydatnym
wkładzie z Unii Europejskiej!? Przy poparciu „swoich” radnych w Radzie wszak
można w Bielawie dokonać cudów.
Kto
zamordował ślimaka!?
Po
feralnym, pamiętnym czwartku 25 kwietnia i pamiętnym piątku 26 kwietnia 2013
roku, kiedy to nas wędkarzy, uprzejmie, ale stanowczo wyproszono ze zbiornika,
podobno można było potem jeszcze łowić. Tam pływały nasze ryby, za które
zapłaciliśmy i które karmiliśmy solidnie zanętą podczas częstego łowienia.
Poszedłem i ja zajmując kolejne miejsce „od Pieszyc”. Lustro wody oddaliło się
już od brzegu o kilkadziesiąt metrów. Było nas kilkunastu wędkarzy. Między sobą
nie mówiono o niczym innym, tylko o tragedii, jaka spotkała Bielawę. Woda
uciekała spod nóg, tak, że trzeba było przesuwać się do przodu. Byłem
świadkiem, jak małże próbowały nadążyć za wodą. Przegrywały. Zostawały bez
życiodajnej wody skazane na męczarnie w prażącym słońcu.
Kto
zamordował te ślimaki!?
Kto
jest winien, że setki kilogramów ryb, które właśnie szykowały się do tarła,
zdezorientowane szukając miejsca, gdzie mogłyby złożyć ikrę, popłynęły do
Dzierżoniowa?
Burmistrz
wszystko wytłumaczy. Przez lata urzędowania nauczył się przemawiać i
przekonywać. I wszystko to dla dobra Bielawy. Przecież praca w administracji to
służba. Czy aby na pewno?
A
Świteź?
To
ballada naszego wieszcza Mickiewicza Adama. Wieszcz mówi w niej o mieście i
jeziorze. Zdesperowani ludzie broniąc się przed hańbą prosili o śmierć:
Jeśli nie możem ujść nieprzyjaciela,
O śmierć błagamy u
ciebie,
Niechaj nas lepiej
twój piorun wystrzela
Lub żywych ziemia
pogrzebie.
Wtem jakaś białość
nagle mię otoczy,
Dzień zda się spędzać
noc ciemną,
Spuszczam ku ziemi
przerażone oczy,
Już ziemi nie ma pode
mną.
W Bielawie
mieszkają dobrzy, wspaniali ludzie, czasami jednak zagubieni i oszukiwani, choć
mający swój honor. Nie życzę miastu, aby pochłonęła je ziemia, ze względu na
hańbę, jaką jest sytuacja ze zbiornikiem, ale nie miałbym nic przeciwko temu,
aby jeden z jej mieszkańców symbolicznie „zapadł się pod ziemię”, choćby ze
wstydu, jeśli ma jeszcze trochę honoru.
.........................................................
Lecz żeby w nocy jechać do jeziora,
Trzeba być
najśmielszym z ludzi.
Bo jakie szatan
wyprawia tam harce!
Jakie się larwy
szamocą!
Drżę cały, kiedy bają
o tym starce,
I strach wspominać
przed nocą.
Mój szwagier będąc
u nas w zeszłym roku wypowiedział się tak o Bielawie:
Wy to nie musicie wyjeżdżać na żadne wczasy!
Macie wszystko na miejscu: góry, lasy, jezioro!
Dało się odczuć,
że nam, tak po ludzku, zazdrości. Czy jeszcze przyjedzie do Bielawy? Ja też mu
zazdroszczę. Zazdroszczę szwagrowi tego, ze w jego mieście udało się odwołać
burmistrza, choć podobno trzymał się mocno pazurami swojego stołka. Ot,
demokracja.
4
maja tego roku miałem okazję być w Pieszycach i zwiedzić dokładnie zamek. To
własność prywatna. Właściciel, ogromnym kosztem i wysiłkiem swoim, oraz wielu
oddanych mu ludzi, przy współpracy z miastem, doprowadza ten obiekt, już od
siedmiu lat, do poprzedniego, wspaniałego wyglądu. To, czego już dokonał, poraża
swoją wspaniałością. Wejście było za darmo. Setki ludzi oczekujących przed
bramą. Można było wszystko obejrzeć, nawet prywatne apartamenty Właściciela.
Być może tylko nasza grupa miała to szczęście, by pod koniec zwiedzania móc
spotkać się z Właścicielem. Spotkaliśmy skromnego człowieka, który z fascynacją
opowiadał o swoich dokonaniach i planach związanych z zamkiem. Można było do
niego podejść i porozmawiać. Pozwolił nawet porobić ze sobą zdjęcia. Pytałem,
czy można umieścić je w internecie. Uśmiechnął się tylko i powiedział, że jest
skromnym człowiekiem. Zrozumiałem. Ale powiedział coś jeszcze, co nastrajało
rodzinnie i patriotycznie. Stwierdził, że jako Polacy, jesteśmy wspaniałym
narodem. Prosił, żebyśmy się wzajemnie szanowali, rozmawiali ze sobą, zapraszali
na kawę, herbatę, ciasteczka. Mówił, że to wszystko robi dla nas. Róbcie
zdjęcia, siadajcie gdzie chcecie, oglądajcie – to również jego słowa.
A
zbiornik? Własność prywatna! Zabarykadowany, z zerwanym pomostem na wyspę, z
napisami – „ Zakaz wstępu. Własność prywatna”. Strach wejść, bo mogą
zastrzelić.
Trzy
lata temu, będąc w moim rodzinnym Włocławku, zaproponowano mi wycieczkę do
Bursztynowego Pałacu. To pałac i cały kompleks wypoczynkowy całkiem niedaleko
od centrum miasta. Właścicielem jest najbogatszy człowiek we Włocławku, pan
Krzysztof Grządziel. W rankingu najbogatszych Polaków – 45-ty. Po całym
ogromnym terenie można sobie chodzić, bez żadnego skrępowania. Za bramą – duży,
darmowy parking. Są sztuczne stawy z rybami, kanały, kaskady wodne, kawiarenki,
kryte korty tenisowe, wiele miejsc do wypoczynku. Włocławianie chętnie tam
przebywają w przyjemnym otoczeniu – za darmo. Nie będę pisał o innych
obiektach, jakie są w posiadaniu pana Grządziela we Włocławku i nie tylko, bo
to można poszukać sobie w internecie, ale chciałem te dwie postaci
skonfrontować z Właścicielem bielawskiego zbiornika i jego nastawieniem do
lokalnej społeczności. Czy faktycznie, można mieć radość z posiadania, nie
dzieląc się tym z innymi?
Według
właściciela zbiornika, od siedmiu lat brakuje współpracy z miastem. To widać
faktycznie, że tej współpracy nie było. Może jednak jeszcze coś da się zrobić?
Trudno nie przyjąć jako prawdy, wypowiedzi internautów, że bez zbiornika nie ma
Bielawy, czego raczej nie można powiedzieć w odniesieniu do naszego burmistrza.
Pamiętajmy o tym przy następnych wyborach i nie dajmy się zwieść wzmożoną
aktywnością obywatela Dźwiniela przed wyborami na kolejną kadencję, również za
pośrednictwem Wiadomości Bielawskich.
(Artykuł napisany na stronę wirazbielawa.blogspot.com w czewcu 2013 roku)
ZOBACZ ZDJĘCIA
(Artykuł napisany na stronę wirazbielawa.blogspot.com w czewcu 2013 roku)
ZOBACZ ZDJĘCIA
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.