21 maja 2020

Śpiewamy po łacinie


Z racji pandemii nie uczestniczę teraz w niedzielnej mszy św. poza moją parafią w Bielawie, aby nie zabierać tamtym parafianom tych 15, a obecnie 10 m2 powierzchni, jaka to powierzchnia zgodnie z prawem przysługuje uczestniczącemu w liturgii. Dawno już przetestowałem wszystkie msze św. w naszym kościele i jednak dochodzę do wniosku, że jednak ostatecznie najlepiej jest iść na 9:30, bo wtedy organista nie uczy nas śpiewać, choć lepiej schować się za filar na wszelki wypadek, aby proboszcz, który mnie nie lubi, nie był skrępowany, bo to on najczęściej jest celebransem o tej wspomnianej godzinie. Z racji wieku nawet, może nie powinienem opisywać swoich spostrzeżeń z liturgii, ale przecież gdy jest coś wyjątkowego, lub frapującego, to dlaczego tym nie podzielić się z szerszym gronem moich znajomych? A nuż może nawet ktoś mi przyzna rację i choć pomyśli – tak faktycznie jest, a tak być nie powinno.

Trochę już na temat łaciny we współczesnej liturgii w naszym kościele wspomniałem we wcześniejszym artykule, ale w związku z tym, że dalej tę łacinę na mszach się uskutecznia w śpiewie, temat pozwolę sobie rozszerzyć.
            Napisałem „sobie”, choć również mogłem napisać – „sobie a muzom”, czy „sobie i muzom”, bo jakoś komentarzy pod artykułami o podobnej tematyce jest brak, co dobitnie świadczy o braku zainteresowania.
            O Kościele piszą „wszyscy”, a przynajmniej ci, co pisać potrafią. Wszak są nawet stricte religijne gazety i czasopisma o różnym profilu, w których pisze się o Kościele. Są strony internetowe o tematyce religijnej, choćby Deon, Fronda, czy PCH24.  
                Ja z łaciną miałem dużo do czynienia podczas ministrantury w szkole podstawowej. Właściwie to nawet znam całą do tej pory. To jednak, że znam, wcale nie świadczy o tym, że rozumiem. To dlatego przecież, żeby właśnie rozumieć, wprowadzono na Soborze Watykańskim II języki narodowe do liturgii i wydawało się, że z łaciną już się rozstaliśmy na dobre. Okazuje się jednak, że w naszej parafii nie, co jest dla mnie zupełnie niezrozumiałe, jak niezrozumiała dla mnie jest łacina.
            W ostatnią niedzielę, 17 maja, nasz organista już na początku liturgii zaintonował po łacinie:

Kyrie, eleison,
Kyrie, eleison.
Christe, eleison,
Christe,elejson.
Kyrie, eleison,
Kyrie, eleison.

Potem było:

Sanctus, Sanctus, Sanctus Dominus Deus Sabaoth. Pleni sunt caeli et terra Gloria tua. Hosanna in excelsis. Benedictus qui venit in nomine Domini. Hosanna in excelsis.

“Pater noster…” nie było. Dopiero wrzutka na komunię, a więc:
Agnus Dei, qui tollis peccata mundi: miserere nobis.
Agnus Dei, qui tollis peccata mundi: miserere nobis.
Agnus Dei, qui tollis peccata mundi: dona nobis pacem.

            Oczywiście wszystko to powinniśmy już dobrze znać, bo przecież ćwiczone jest od lat. Zastanawiam się tylko po co, wszak Polacy nie gęsi i swój język mają. Jeżeli już coś nowego wprowadzono i polecono do stosowania, to nie można robić zamieszania i śpiewać podczas liturgii na przemian: po polsku i po łacinie.
            Ale to jeszcze nie koniec. Ku mojemu zdziwieniu po komunii wyświetlił się kolejny tekst po łacinie i śpiewamy:
           
            Veni Spirytus Sankte.
            Veni super nos.

            I tak coś chyba sześć razy. Co prawda było pod tekstem tłumaczenie - Przyjdź Duchu Święty – Veni Spirytus Sankte, ale: Veni super nos – już nie przetłumaczono. Na dodatek – jaki jest sens przyzywać Ducha Świętego pod koniec liturgii, kiedy zasadniczo Ducha Świętego przyzywa się na początku uroczystości. Tak jest w Piskorzowie przed mszą św. (po polsku) i tak było na naszym ślubie – „Veni creator Spirytus” – „O Stworzycielu Duchu, przyjdź”.
            Ciekaw jestem, czy księży odprawiających msze w naszej parafii taka sytuacja zastanawia, czy raczej przyjmują do wiadomości udziwnienia organisty. A może to jest takie przygotowanie, że znów wszystko będzie po łacinie?
            Sam już nie wiem.







5 komentarzy:

  1. Pana blog naprawdę bardzo mi się podoba.Jest bardzo dużo bardzo ciekawych artykułów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Panie Bolesławi, piszemy "a nuż", nie "a nusz".

    OdpowiedzUsuń
  3. Panie Bolesławie a no organiście chwała się należy, ponieważ dokumenty kościoła jednoznacznie mówią o tym, że każdy wierny winny znać części stałe Mszy św. po łacinie. Proszę zauważyć, że wszystkie Msze uroczyste odprawia a przez papieża, czy biskupów są cwlebrowane po łacinie lub przynajmniej śpiewa się części stałe w tym języku. I to minimum myślę, że jest zrozumiałe dla wszystkich, ba nawet Pater noster pewnie by za 5 razem zaśpiewali całe 😉

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chodzi o to, że zrozumiałe nie jest, a więc bez sensu. Najpierw trzeba ludzi nauczyć łaciny, a potem śpiewów. Takie jest moje zdanie, jeśli już mamy śpiewać po łacinie.

      Usuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.