To,
co kiedyś było jak najbardziej normalne, tak po prostu zostało zabrane.
Oczywiście winna jest sytuacja, jaka nam się przytrafiła i to na całym świecie:
pandemia, koronawirus, covid-19 i jeszcze inne hasła z tym związane. Choć
epidemia bezpośrednio nas w Bielawie nie dotyka (mam na myśli masowe zarażenia)
to jednak skutki obostrzeń, jakie zostały wprowadzone – już tak. Ja nie mam
dalej problemu z aktywnością, ale zabrana swoboda dużo kosztuje. No i ta obawa,
że przecież młodzieńcem się już nie jest i choć jakoś nie dopatruję się u
siebie „chorób towarzyszących”, to i mnie ten koronawirus dopaść przecież może.
Stosuję się do wszystkich zaleceń, aby zmniejszyć ryzyko zakażenia, ale też
korzystam z możliwości, jakie daje stopniowe łagodzenie restrykcji.
Zaryzykowałem i poszedłem dzisiaj do
naszego parafialnego kościoła na mszę św. na godzinę 9:30. Zaryzykowałem, czy
mnie wpuszczą, bo może jest już limit wiernych, mając te 15 m2 na osobę z
uwzględnieniem powierzchni świątyni. Nie znalazłem danych odnośnie naszego
kościoła, nie liczyłem obecnych, ale wszedłem bez problemu. Szok – wszyscy zamaskowani
– za wyjątkiem celebransa i kaznodziei.
Zanim jednak wszedłem, dochodząc do
kościoła widać wyraźnie znaki nowego czasu. Wszyscy szyją maseczki, a w temacie
5G są tak rozbieżne opinie, że mam problem, do kogo mam się przyłączyć –
zwolenników, czy przeciwników? To pierwszy taki przypadek, gdy widzę, że na
tablicy przeznaczonej na klepsydry, wiesza się inne ogłoszenia, choć według
niektórych znawców mające związek z przyspieszonymi zgonami szczególnie ludzi
chorych i w podeszłym wieku.
Dziwnie minęło Triduum Paschalne,
Wielkanoc i kolejne niedziele przed ekranem komputera. „Bywałem” w Kłodawie,
Częstochowie, próbowałem w Wirach, choć mi się nie udało, kusiła Bochnia i Łódź
u jezuitów, ale najlepiej czułem się w Piskorzowie u św. Nepomucena. Można było
się skupić, tym bardziej, że z tamtą społecznością przed zarazą uczestniczyłem
w niedzielnych zgromadzeniach wiernych.
Nie było święcenia pokarmów w kościele w Wielka Sobotę, z czego nawet jestem zadowolony i Pan Jezus zapewne też, bo przynajmniej ci jednodniowi katolicy nie profanowali swoim zachowaniem naszej świątyni, jak robią to od lat za przyzwoleniem naszych księży.
Dzisiaj siedziałem bezpiecznie pod
ścianą bocznej nawy, nie korzystając z dobrodziejstwa wygodnej ławki. Radość,
że wreszcie można być z żywym Kościołem. Znajomi księża, znajomi ministranci,
znajomi parafianie i ci znajomi z widzenia.
Czy coś się zmieniło w naszym
kościele przez ten czas mojej w nim nieobecności? To odczuwa się odruchowo.
Nie da się nie zauważyć, że został
zdetronizowany św. Michał Archanioł z Gargano. Na jego postumencie w
prezbiterium miejsce zajęła figura Chrystusa Zmartwychwstałego. Sama figura
archanioła znalazła tymczasowe miejsce na bocznym ołtarzu przy wizerunku i
relikwiach św. Jana Pawła II. O figurze św. Michała z Gargano już wiele
napisałem i nie będę tego wspominał, ale szkoda mi trochę tego świętego,
którego od czasu do czasu z postumentu zdejmuje się i ustawia w jakichś dziwnych
miejscach, aby potem przywrócić mu znów splendor. To jest nawet śmieszne, bo
skoro już ma się ten cokół, to po co takie dziwne zmiany? Ale rozumiem, że
czasem trzeba miejsca ustąpić, nawet z piedestału. A w ogóle to zauważyłem, że
ciągle jest moda na te plastikowe (?) figury świętego Michała Archanioła i już
we wszystkich bielawskich kościołach są.
No może nie ma jeszcze w Miłosierdzia, ale i nie ma kościoła, tylko
kaplica.
Ludzie ci sami i zachowania te same.
Tylko jakoś dziwnie w tych maseczkach. Dziwnie się modli i śpiewa kościelne
pieśni. Do komunii też przystępuje się inaczej. Pana Jezusa przyjmuje się na
rękę, choć jest też możliwość przyjęcia tradycyjnego, bezpośrednio do ust przy
balaskach. To tego nowego sposobu komunikowania, podchodzi się rzędami w
głównej nawie. Jest przynajmniej porządek, o co też już kiedyś apelowałem w
związku z tym, że podczas komunii, kiedy było wielu wiernych, panował tłok i
niegodne zamieszanie.
Po każdej mszy św., według zalecenia
episkopatu, śpiewa się pełną wersję suplikacji. To bardzo przejmująca prośba,
którą odśpiewuje się w szczególnie drastycznych okolicznościach. Dzisiaj
chodziło o odwrócenie epidemii i odwrócenie klęski suszy, która już nam
zagraża. Nie rozumiem tylko, dlaczego mamy śpiewać już na początku: „Święty
Boże, święty mocy”, a nie „święty mocny”? I to już taka niepoważna tradycja w
naszym kościele, że błędy wszelkiego rodzaju w wyświetlanych tekstach ciągle
biją po oczach i nie ma mocnych, aby zrobić z tym porządek. Prosiłem o to już
wiele razy – publicznie i prywatnie, ale ktoś chyba zawziął się, aby te teksty
tak fałszować i przeinaczać.
Czy Kościół po ustaniu pandemii
zmieni się? W jakim kierunku miałyby ewentualnie iść zmiany? Czy Pan Jezus
akceptuje taki Kościół, jaki jest obecnie i czy nie daje wyraźnego znaku, że
jest w tym kościele wiele spraw, które są zbędne, niepotrzebne. „Ten lud czci Mnie wargami, lecz sercem swym daleko
jest ode Mnie” (Mt 15,8). Powracają hasła – religijność, a wiara. Może
należałoby przywołać jedne z pierwszych słów papieża Franciszka – „Chciałbym
Kościoła biednego i dla biednych”. Ilu ludzi odnajdzie się w Kościele po
pandemii?
Jestem
sceptykiem. W Kościele nic się nie zmieni i nie wyjdzie się po za ustalone
ramy. Nie zmieni się ustalonych zachowań. Nie będzie współpracy księży ze
świeckimi na godnym poziomie. Lud Boży dalej pozostanie swego rodzaju wasalem
dostojników kościelnych. Ba, mówi się nawet o rozłamie Kościoła, nad którym
obecnie papież już nie panuje. Lokalne episkopaty wprowadzają swoje własne
przepisy i prawa, które niekoniecznie są zgodne z ogólnym nauczaniem Kościoła i
też nie ma w nich oczekiwanej jedności. Mnożą się teorie spiskowe, które
dezorientują prosty, Boży Lud.
Myślę,
że należy się modlić, aby Kościół miał moc zachowania nauki Chrystusowej,
takiej, jaka przemawia z kart Ewangelii. O to trzeba się modlić, bo czekają nas
ciężkie czasy – bezrobocie, kryzys ekonomiczny, może głód, niepewna sytuacja
polityczna tak w kraju, jak i w wymiarze globalnym. I w tych trudnościach
Kościół może odegrać dużą rolę – jeśli tyko potrafi i będzie chciał.
Na
tę drogę – Szczęść Boże!
Co do tablicy z klepsydrami, na wprost wyjścia z kościoła Bożego Ciała na czas wyborów, zawisł na niej Piotr Łyżwa. Miejsca na klepsydry brakło. Zdjęcia są gdzieś w sieci.
OdpowiedzUsuńPiotr Łyżwa osobiście ten plakat powiesił? Może zapytaj proboszcza? A poza tym takimi "aferami" z doopy pani od pizzy robiła gównoburzę w sieci
Usuń