W
naszej parafii kolęda już praktycznie została zakończona. Zostały jeszcze te
rodziny, które chciały skorzystać z wizyty duszpasterskiej, ale coś wypadło i
nie skorzystały, i mogą teraz indywidualnie z księdzem się umówić. To taka już
stała praktyka u nas.
Wspomnę i w tym roku o kolędzie, bo
jestem przerażony postawami naszych dzielnych tak zwanych katolików w kraju i
innymi, którym kolęda i w zasadzie cała działalność Kościoła Katolickiego jakoś
nie leży, i mają dużo na ten temat do powiedzenia. Może nawet nie do porozmawiania, tylko
właśnie – do powiedzenia.
Z przerażeniem również przyjmuję
fakt schodzenia świata generalnie na psy w kontekście – wszystko wolno i jestem
najważniejszy. Mam prawo do swojej specyficznie pojętej bezwzględnej
prywatności, do zabijania swoich nienarodzonych dzieci, potępiania wszystkiego
w czambuł, plucia na wiarę, w której zostałem ochrzczony i w której zostałem
wychowany, no i do pogrzebu koniecznie z księdzem – bo co ludzie powiedzą?
Ostatecznie to i tak niech martwi się o to rodzina. Nie pytali mnie o to, czy
chcę być ochrzczony, a jeśli już mnie ochrzcili to mam prawo do religijnego
pogrzebu.
Przerażają komentarze i memy na
różnych forach. Nie ma już żadnych zahamowań. Dzisiaj właśnie dowiedziałem się,
że jestem idiotą wśród tych 47%, którzy opowiadają się za reelekcją prezydenta
Andrzeja Dudy.
Obsmarowywanie kolędy, czyli wizyty
duszpasterskiej, zaczyna się już na długo przed Świętami Bożego Narodzenia.
Wyraźnie przeważają publikacje wrogie i przeciwne tej tradycji odwiedzin
katolickich rodzin ten raz w roku, a wyrażają się krytycznie ci, którzy nic
wspólnego z Kościołem już nie mają. Wszak ksiądz pragnie przyjść „do swoich”, a
„swoi go nie przyjmują”. Nie przyjmowanie księdza po kolędzie to jednak jeszcze
za mało, bo jeszcze trzeba swoją niechęć, a często i pogardę, zamanifestować. Z
przedstawionego poniżej linku wybrałem hasłowo kilka zwrotów:
-
ksiądz chodzący po kolędzie traktowany jako obca osoba
-
trauma po kilku włamaniach i okropne historie o księżach
-
po prostu nie otwieram, bo po co?
-
przyjmować jakiegoś księdza! Traktuję ich jak innych domokrążców – totalna olewka
-
nie widzę sensu w tych spotkaniach
-
skutecznym antidotum na księdza jest przyklejenie na drzwiach serduszka WOŚP lub
naklejki LGBT
-
jak mieszkałam u rodziców partnera, byłam w innym pokoju podczas kolędy
-
totalny absurd
-
coroczny zestaw deprymujących pytań do ministrantów zapowiadających wizytę
-
akwizytorom dziękujemy
-
„Nie, dziękujemy” – to nadmierna uprzejmość.
Można by długo wyliczać. Ja takich
doświadczeń nie mam i praktycznie z takimi sytuacjami nie spotkałem się.
Oczekujemy na księdza o określonej porze. Jesteśmy przygotowani, nie ma żadnego
zaskoczenia. Może jest pewną niewiadomą, który ksiądz przyjdzie. W Pieszycach u
Antoniego jest to już w zapowiedziach. W tym roku mieliśmy radość gościć te
przysłowiowe 10 minut księdza Kamila Orzóga w obecności znajomych ministrantów,
w tym naszego wnuczka. Ciekawa sytuacja. Jesteśmy pełni wyrozumiałości dla
młodych księży, dla których była to pierwsza kolęda, co w naszej parafii jest
normalne, bo tylko proboszcz się nie zmienia. Proszę wyobrazić sobie swój
pierwszy dzień w pierwszej pracy. Nie czyń drugiemu, co tobie niemiłe.
Czasy się zmieniają, zmieniają się
zwyczaje. Nic nie stoi na przeszkodzie, aby szukać nowych form i nowych
rozwiązań – również w zakresie tradycji kolędy. Sens kolędy rzeczywiście
zanika, gdy sprowadzany jest do corocznego poświęcenia mieszkania i gonienia
księdza z kopertą, bo niezręcznie wziąć mu samemu. Są i patologie związane z
kolędą, jak choćby ta z naszej diecezji, gdy panie w zastępstwie proboszcza
przeleciały się po wsi i zebrały pieniądze. Chyba właśnie największym problemem
są te nieszczęsne koperty – tak dla domowników jak i dla księdza. Nieszczęściem
jest również to nachalne upominanie się o ofiary na niekończące się remonty
kościoła, utrzymywanie kurii, seminarium duchownego, domy księży emerytów i funduszu
na nowe fury dla proboszczów. Zbieranie pieniędzy po domach, w formie nawet
ofiary, w obecnych czasach jest już nie do zaakceptowania i tylko od proboszcza
czy biskupa zależy, jak długo jeszcze taki tradycyjny proceder będzie trwał i
jak długo jeszcze będzie budził zrozumiałe emocje i obiekcje. Tradycja
tradycją, a życie życiem. Proszę tylko zwrócić uwagę, dlaczego jest tak mało praktykujących
katolików, a wśród nich – zaangażowanych w życie Kościoła i parafii? Dlaczego
spada liczba tzw. powołań kapłańskich i zakonnych? Jak rozumieć kryzys w
Kościele w kontekście kryzysu wśród kapłanów?
Może właśnie nawet krótką wizytę
duszpasterską potraktować jako rzeczywiste odwiedzenie parafian, którzy może
chcieli by z troską o czymś powiedzieć, coś zasygnalizować. Może w niektórych
przypadkach warto umówić się w rodzinie na dłuższą rozmowę i przyjść ponownie bez
ministrantów.
Zdaję sobie sprawę, że i ja, być
może, będę zaliczony do grona tych, którzy wyrażają się krytycznie o kolędzie i
w parafialnej kartotece będzie zaznaczone, żeby moje mieszkanie omijać. Nic z
tego. Ja księdza po kolędzie będę przyjmował, nawet, jakby miał przyjść sam
proboszcz czy biskup. No, może zastanowię się, czy szykować kopertę, skoro
ksiądz ma problem z jej przyjęciem.
(grafika z Internetu)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.