Pisanie
o Ekstremalnej Drodze Krzyżowej, gdy się na niej nie było, to może nawet wyglądać
dziwnie. To przecież tak indywidualne przeżycie, o którym dać świadectwo potrafi
tylko ten, kto w tę piątkową noc zagłębił się w jedną z pięciu przygotowanych
na ten rok tras do przejścia. Ja już raczej nie pójdę, bo kolano mi nie
pozwoli, jednak w jakiś sposób też w te EDK jestem zaangażowany. Z pierwszej
Drogi Krzyżowej z Barda przywoziłem znajomych do Bielawy, przywoziłem z
Krzeszowa w 2017 roku tych, którzy latem w nocy przecierali szlak, a w tym roku
też przywoziłem z Barda - rodzinę. Chodzę na msze rozesłania i czuję tę
podniosłą atmosferę wydarzenia, które ma po niej nastąpić.
Jak było zaznaczone w kościele, w
organizację EDK w naszej parafii zaangażowanych jest kilkanaście osób, i to od początku.
Efekty tej pracy są, bo ta Droga trwa i nie ma tendencji schyłkowej. W tym roku
poszło w EDK ponad dwieście osób i w tym nasza parafia w całej diecezji
przoduje.
Nie wszyscy dochodzą. Próbują w
następnym roku. Nie rezygnują. Czasami trzeba się wycofać z trasy, bo
rozleciały się buty, czasami przychodzi moment, że nogi odmawiają
posłuszeństwa, może przychodzi zniechęcenie.
Pomysłodawcy Ekstremalnej Drogi
Krzyżowej od początku podkreślają, że nie idzie się na nocny zlot, czy aby się sprawdzić.
EDK ma wymiar przede wszystkim duchowy, a chodzi o to, żeby w ekstremalnych
warunkach, choć nieporównywalnych zupełnie do Drogi Krzyżowej Jezusa Chrystusa
na Golgotę, właśnie z Nim spróbować się zjednoczyć. I chociaż ktoś może
traktuje EDK jako wycieczkę, to jednak postawa innych, przyjęte materiały,
oznaczone stacje Drogi Krzyżowej gdzieś tam w ciemnym lesie, muszą pozostawić
jakiś ślad w postaci choćby refleksji. Następnym razem może już będzie inaczej.
Kiedy obserwuję ludzi wyruszających na
trasę, widzę u wszystkich radość z przyjętego dobrowolnie na siebie zadania. Nie
robię wywiadów, nie rozmawiam o tym, bo to jest bardzo intymna jednak sprawa
dla każdego uczestnika EDK. Myślę jednak, że jest to pewien ewenement, że ludzie
idą. To jest nowe doświadczenie, wpisujące się z Wielki Post. Na ostatniej
stacji nikt nikogo nie wita kwiatami, nikt nie gratuluje. Może jest jakaś
herbata gdzieś w refektarzu i dobre słowo przypadkowych ludzi.
Pamiętam z opowiadań z pierwszej EDK
do Barda Śląskiego, a trasa była bardzo trudna, bo było załamanie pogody, że
ksiądz Kamil doszedł pierwszy i był w Bardzie już około 8. rano. Ostatni uczestnik,
który doszedł podobno o 5. po południu, dziwił się, że nikogo w Bardzie już nie
ma. To też wpisuje się pięknie w atmosferę Drogi Krzyżowej, bo to jest właśnie
to osamotnienie, w którym jednak zawsze pozostaje przy pielgrzymie Pan Jezus.
Zawsze w taką Drogę idzie się z
jakimiś intencjami: zapewne najczęściej są to prośby. Autentycznie i z ufnością
Dziecka Bożego oczekuje się na zmianę, na cud. I takie cuda się zdarzają i jest
już to czymś absolutnie normalnym, nie zaprzeczalnym. Już cudem jest nawet to,
że ludzie żyjący daleko od Boga, biorą krzyż i idą na EDK. I to zaowocuje
zmianą, choć może trzeba będzie jeszcze poczekać na to długie lata.
Wspomniałem o radości przy wyjściu
na EDK, ale warto jeszcze wspomnieć o radości dojścia. Autentycznie – uśmiechnięte
twarze, zupełnie nie korespondujące z obolałymi nogami, które nie potrafią już zrobić
nawet kroku bez ogromnego wysiłku.
Dla organizatorów EDK z naszej
parafii w tym roku jeszcze może nowe wyzwanie – nowa trasa. Czy będę może mógł
przywieść tych śmiałków do Bielawy po całonocnej wędrówce przecierania szlaku?
I tak przy okazji – to jednak
nawrócenia są nawet tam, gdzie tego trudno wydawałoby się oczekiwać:
W Dniu Włókniarza życzę Panu wielu pielgrzymek!
OdpowiedzUsuńhttps://theimaginativeconservative.org/2019/04/facebook-fascism-slippery-slope-tyranny-joseph-pearce.html
:)