Dzisiaj
niedziela, a więc i wyjątkowa okazja, aby apostołować w Internecie. Wyręczam
tym niejako naszych bielawskich księży, co do których nie zauważyłem, jak do
tej pory, aby przez Internet głosili Słowo Boże, ale przecież nie muszą. Może
to jednak się zmieni i nasz ksiądz proboszcz wykaże taką inicjatywę,
odpowiadając na zaproszenie komentatora „TA” na moim blogu pod artykułem:
Ja, oczywiście, w swoim
apostołowaniu mogę błądzić i dlatego wszelkie uwagi co do mojego pisania są
cenne i wszystkie z wrodzoną pokorą i rzetelnością przeczytam i uwzględnię
nawet, jeśli są to uwagi w stylu:
„Panie Bolesławie zaprawdę nikczemna jest Pańska postawa
pełna niesprawiedliwych osądów i nieuzasadnionej krytki wobec bliźnich.”
No
właśnie zdarza mi się „krytkować” bliźnich, a w niektórych przypadkach z
podaniem nawet nazwiska, jeśli jest to osoba publiczna. Nie mam w zamiarze
jednak „rzucać kamieniami”, ale zwrócić uwagę, tak jak potrafię, na problemy
jakie zauważam. I to są problemy oczywiste, choć czasem bardzo drobne. Nie było
by wielu artykułów o tych problemach, przynajmniej dotyczących mojej parafii,
gdyby mój proboszcz zechciał iść ze mną na współpracę. Taka jest prawda. Raczej
smutna prawda, bo kolejny raz mam przykład, że Kościół, to są wyłącznie księża,
a Lud Boży jest na dokładkę, jako coś problematycznego, a czasami i
nieposłusznego, które to coś nie powinno myśleć i wypowiadać się, tylko
słuchać.
Choć
w innym kontekście, ładnie, rzeczowo i z przekonaniem powiedział o tym ojciec
Adam Szustak:
„Otóż właśnie dlatego, że jest tyle osób
przeciwnych, (…), właśnie dlatego potrzeba ludzi, którzy w tym świecie będą
mówili prawdę”. (w załączonym linku 15:40)
I dalej:
„I dlatego trzeba mówić i mówić i mówić …” (w
linku 17:06)
Ludzie
mówiący prawdę, często są problemem. Takich się nie lubi, a nawet nie cierpi.
Posądzani są o złe rzeczy, w tym nawet o mowę nienawiści, gdy już brakuje
argumentów.
Takie
problemy różnego asortymentu i kalibru w Kościele, jakie ja poruszam, zauważają
również inni. Pisze o tym w krótkim felietonie pani Weronika Kostrzewa w
artykule „Lista do zmiany” na łamach gazety ewangelizacyjnej „Dobre Nowiny”,
która to gazeta rozdawana jest w naszym kościele. Cytuję:
„Nie lubię” – to jedna z najdłuższych list, jakie mogłabym
stworzyć. Ograniczając się jedynie do kategorii „życie duchowe i religijne”, i
tak długo mogę wymieniać. Nie lubię, gdy ludzie siadają na brzegu ławki,
blokując tym samym dostęp do wolnego miejsca innym. Nie lubię też, gdy radosne
pieśni śpiewane są jak w orszaku żałobnym i gdy Ewangelia czytana jest w takim
pośpiechu, że ciężko zrozumieć wszystkie słowa. Na mojej liście są też
pouczenia przy spowiedzi, które nie mają nic wspólnego z moimi grzechami i znak
pokoju przekazywany jakby z przymusu. A, i jeszcze podziękowania dla wszystkich
za udział w przygotowaniu rezurekcji dłuższe niż opis Zmartwychwstania. I gdy
tak się denerwuję, narzekam, rozprawiam o tym, co złe, co nie działa w Kościele
i jacy kiepscy są wierni, …
Przerwę
ten cytat, bo jakbym widział siebie i nawet mniej radykalnego w swoich ocenach,
bo o spowiedzi jeszcze nie pisałem i pisać nie zamierzam. Te sprawy, w krótkim
skrócie, są i o tych sprawach z tej gazety w nakładzie 200000 egzemplarzy można
się dowiedzieć i nikt tym Ameryki ponownie nie odkrył. Problem w tym, czy ktoś
z hierarchii kościelnej zechce się nad nimi pochylić, bo problemy w każdej
parafii są.
Co
do ławek, o których również wspomniałem gdzieś w swoich artykułach, to nawet
pochwaliłem rozwiązanie w kaplicy sióstr Augustianek w dolnej Bielawie przy ul.
Wolności. Budowane teraz kościoły, mają tak usytuowane ławki, że nie ma żadnego
problemu z przepychaniem się i siedzenia są dobrze dostępne. Tak jest w
kościele w Sulejówku, który też wspominałem na blogu, a nawet pochwaliłem się,
że jeden czy dwa dni go budowałem. W tym roku też tam uczestniczyłem we mszy
św. w 100-ną rocznicę urodzin zmarłego już mojego teścia. Są też kościoły, w
których ławek nie ma w ogóle, a są tylko krzesła.
Ten cytat
trzeba jednak zakończyć, żeby być wiarygodnym:
… trafiłam na dość wiekowy wywiad z Robertem Friedrichem
Litzą, liderem 2TM2,3 i założycielem Arki Noego. Artysta pytany o to, co
najbardziej denerwuje go w Kościele, odpowiada: „Ja”.
I dam wam serce nowe i ducha nowego tchnę do waszego wnętrza,
odbiorę wam serce kamienne, a dam wam serce z ciała. Ducha mojego chcę tchnąć w was i sprawić, byście
żyli według mych nakazów i przestrzegali przykazań, i według nich postępowali. Wtedy będziecie mieszkać w kraju, który dałem waszym przodkom, i
będziecie moim ludem, a Ja będę waszym Bogiem. Uwolnię was od
wszelkiej nieczystości waszej i przywołam [urodzaj] zboża, i pomnożę je, i
żadnej klęski głodu już na was nie ześlę. Chcę pomnożyć owoce
drzew i plony pól po to, byście nie musieli już znosić hańby klęski głodu wśród
ludów. Wtedy
wspominać będziecie wasz sposób życia i wasze złe czyny. Będziecie czuli
obrzydzenie do siebie samych z powodu waszych grzechów i waszych obrzydliwości. Nie z waszego powodu
Ja to uczynię - wyrocznia Pana Boga. Zapamiętajcie to sobie dobrze! Wstydźcie
się i zarumieńcie z powodu waszego sposobu życia, domu Izraela!
(Ez, 36, 26 – 32)
Bardzo mnie
to dziwiło, że są parafianie, którzy chodzą w niedzielę na mszę św. w naszym
kościele Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny w Bielawie na godzinę 6:30. Jak
oni tak rano wstaną i czy potem w ciągu niedzieli nie dosypiają? Jak pisałem
gdzieś wcześniej, zmieniłem mszę świętą z godziny 9:30 z wiadomych stronom
względów, na godzinę 8:00. A dlaczego nie iść na 6:30? Chociaż może spróbować.
Może organista nie będzie tak rano rżnął na organach pieśni, które musimy się
nauczyć, bo przecież ludzie i tak nie będą śpiewać, bo dopiero co wstali. Może
w celebrze, czy koncelebrze, nie będzie księży, których może krępować moja
osoba.
Chodzę na
6:30 i jest to bardzo dobra pora, bo zaczyna się Dzień Pański po bożemu - od
spotkania w kościele z Jezusem Chrystusem. Nie trudno jest wstać, a nawet podświadomie
czuwam, w oczekiwaniu na sygnał budzika. I choć organista i przed tą mszą
świętą daje popalić, to po liturgii słowa w wykonaniu mojego kolegi, ojca
ministranta – Józefa i psalmu responsoryjnego w jego wykonaniu, wyciszam się i
już jestem zdolny do przeżywania następnych wydarzeń liturgicznych. A Józek tak
czyta dobitnie, że to Słowo Boże przychodzi jakby faktycznie z głębi wieków, jest
autentyczne i zrozumiałe.
Wsłuchiwałem
się w adwentowe kazanie księdza Łukasza i naszła mnie taka myśl, że pasuje
nawet do mojego bloga w zakładce „Parafianin Bielawski”. Gdybym je załączył jako
mój artykuł, mam przekonanie, że księdzu proboszczowi nie spodobałoby się to,
że „zwracam uwagę” jego parafianom w formie nieuzasadnionej krytyki wobec
bliźnich. Nawet poszedłbym dalej, że gdybym załączył 32-minutowe kazanie
księdza proboszcza z dawnych pasterek, sam skrytykowałby je za postawę wobec
bliźnich.
Tak więc
wszystko zależy od tego, kto pisze, a nie co pisze i co mówi.
I na koniec
jeszcze dwie informacje.
Wyszła
książka wspomnianego ojca Adama Szustaka OP pt „Straszna książka” w oparciu o
cykl w Internecie na youtube „Straszne rekolekcje”, którą już mamy. I tak
straszny człowiek, jakim mnie widzi mój proboszcz w mojej osobie, będzie czytał
straszną książkę. Oj, będzie strasznie.
Jak mniemam
skrót w tekście „2TM2,3” to odnośnik do Pisma Świętego – 2 List do Tymoteusza
rozdział 2 wers 3. A treść jego to:
„Weź udział w trudach i
przeciwnościach jako dobry żołnierz Chrystusa Jezusa”.
Ciekawe odkrycie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.