Już
jestem. Od wtorku po śniadaniu do piątku do kolacji nie było mnie w Bielawie.
Misja, jaką z żoną planowaliśmy wykonać, została zrealizowana, a wiązała się z
setną rocznicą urodzin, zmarłego już, mojego teścia, który wraz z żoną spoczywa
na cmentarzu w Sulejówku. Po drodze planowany obiadek u przyjaciół z czasów
studiów w Łodzi bardzo blisko zjazdu z autostrady przy Andrespolu. Nawet mam
nowy program w nawigacji i choć zainstalowany w ostatni dzień przed wyjazdem, co
do mnie całkiem podobne, to miałem nadzieję, że sobie poradzę, wszak do podróży
zapraszał sam Krzysztof H, z którym miałem bezpiecznie dotrzeć do celu. Coś chyba jednak nie tak ustawiłem, bo od
wyruszenia spod domu, zaraz kazał mi do domu wracać. Jakoś jednak z tym się
uporałem i pojechaliśmy bezpiecznie prowadzeni przez nawigację. Co prawda na 10
minut przed osiągnięciem celu wg zapowiedzi pana Krzysztofa H, kiedy już prawie
witaliśmy się z gąską, nakazał: „- Za 150 metrów trzymaj się prawej”, ale te
150 metrów coś wydało mi się dziwne i zjechałem lekko na prawo w kierunku na
lotnisko, choć zjazd przed Łodzią miałem nawet wydrukowany z Google.
Nie było to dobre zwłaszcza, że już
dobrze padał deszcz. Gdzieś błądziliśmy po Łodzi na Retkini, a pan Krzysztof H.
dawał nam co raz to nowe polecenia, aż zakomunikował, że dotarliśmy z nim
bezpiecznie do celu. Staliśmy na światłach gdzieś na ulicy Zachodniej. Trzeba
było gdzieś stanąć i pomyśleć. Zatrzymaliśmy się na ulicy Uniwersyteckiej i o
zgrozo na trawniku przy ulicy. Nie było innego wyjścia. Nawet ucieszyłbym się, żeby zatrzymał się
jakiś radiowóz – może policjanci by nam pomogli. Przejeżdżały nawet trzy, ale
nie zatrzymały się. Mapy nie mieliśmy, a panu Krzysztofowi H. już nie
wierzyłem. Byliśmy 18 km od celu, a pan Krzysztof H. dalej chciał nas
bezpiecznie prowadzić. Zatrzymałem młodego mężczyznę, aby wskazał mi choć
kierunek, w którym mam jechać. Chciał pomóc, ale z powątpiewaniem wyrażał się,
czy dam sobie radę na najbliższym rondzie – Rondzie Solidarności.
Jedyna nadzieja w koledze Bartku.
Telefon i – „Będę za 20 minut!”
Jaka to radość widzieć bliską,
zaufaną osobę, która bezpiecznie doprowadzi do celu.
Co prawda pan Krzysztof nakazał
skręcić w prawo w Kopcińskiego, ale my pojechaliśmy prosto i potem Pomorską do
Rokicińskiej, z której było już blisko do celu. Pan H. zamilkł i już nas nie
prowadził. Może się obraził?
Po obiedzie i intensywnych rozmowach
po latach, było czas zbierać się do Warszawy. Cały czas padał deszcz i wiał
wiatr. Robiło się ciemno. Nie pora na jazdę w takich warunkach. Jak się
okazało, nasze myśli były zbieżne, bo koleżeństwo pragnęło nas jakimś sposobem
zatrzymać na noc, a ja jakimś sposobem chciałem się na noc wkręcić. No i wyszło
na nasze, bo z gościnnej Łodzi pani Hanny Zdanowskiej, które to miasto ma
opinię najbardziej zapchanego komunikacyjnie miasta w Europie, wyruszyliśmy po
śniadaniu autostradą do Warszawy w
kierunku Mińska Mazowieckiego. Wiadomo – Trasa Siekierkowska. Pan H. dostał
jeszcze jedną szansę, aby pokazać, co to on niby potrafi, ale gdy na ulicy
Józefa Becka, nakazał zdecydowanie skręcić w lewo w barierki, a prędkość na
liczniku 100 km na godzinę, i potem na Wieniawy-Długoszowskiego kazał jechać
prosto, choć wiedziałem dobrze, że trzeba skręcić w prawo w Czecha, zaufanie do
pana H. straciłem całkowicie.
W piątek po śniadaniu wracaliśmy do
domu do Bielawy Traktem Brzeskim i Trasą Siekierkowską. Na żony kolanach leżała
rozłożona nowa mapa Warszawy, a obydwoje pilnie patrzyliśmy na tablice
informacyjne. Co prawda wkurzało mnie, że kierowano nas na Poznań, choć jechaliśmy
do Bielawy, a nie do Poznania, ale, jak się zorientowaliśmy, to wcale do
Bielawy przez Poznań nie trzeba jechać, bo przed Łodzią tablice pokierowały nas
na Wrocław. Poczuliśmy się już trochę pewnej. Nawet z mostu nad Rokicińską
wysłaliśmy SMSa do przyjaciół, u których nocowaliśmy.
Pan H. milczał przez całą drogę, bo
szansy na gadanie i manipulację od nas nie dostał.
PAN H.? Co za zbieżność z II turą. Wreszcie poparcie dla nas Ł.?
OdpowiedzUsuńPanie Bolesławie proszę oficjalnie poprzeć prawą stronę, wiarę w Boga i Pana Łyżwę. Proszę włączyć się do kampani na ten ostatni tydzień. Nie pozwólmy aby Dźwiniel z Hordyjem wrócili. Pan i oddane na Pana głosy są bardzo ważne. Proszę walczyć do końca w tej słusznej sprawie.Pozdrawiam anonim
OdpowiedzUsuńTo prawda. Odmowa głosowania lub głos nieważny jest głosem na ekipę Dźwinielo-Hordyjowską. Do tego Pan namawia?
UsuńDziwne nawoływania. Z jednej strony apel o niezależność bloga, a z drugiej strony apel o poparcie jednej ze stron, choć żadna strona o takie poparcie do mnie nie wystąpiła. Następna strona to taka, że ja naprawdę mało mogę, bo ze mną już przestano się liczyć i nigdy się nie liczono. Moja opinia już nic nie znaczy, co pokazały wybory - to takie publiczne pisanie do szuflady.
UsuńPanie Bolesławie każda pomoc będzie na wagę złota aby nie wrócił Dźwiniel z Hordyjem
OdpowiedzUsuńPan Dźwiniel został wybrany w demokratycznych wyborach, tak chcieli mieszkańcy Bielawy.
OdpowiedzUsuńtak jak chciało stu paru mieszkańców Bielawy wszyscy to chyba nie:)
Usuńa to prawda został wybrany w wyborach.
"Szczurom,komarom,i knurom ?-dziękujemy!"
OdpowiedzUsuńStawicki Walenty-dumny(po ukraińsku hordyj)szwoleżer Gwardii 1 pułku w służbie Królestwa Polskiego wiedziałby jak zagłosować:)
Walczył u boku Napoleona we Włoszech.Gdyby dzisiaj zobaczył upadek Rzymu to...
"Rzym jest w stanie upadku,jakiego wcześniej nie widziano.To miasto jest w rozsypce.Rzym stał się otwartym kanałem,pełnym szczurów,lisów,dzików,śmieci,palących się autobusów,handlu narkotykami,zbiorowych gwałtów gangów imigrantów na 16 letnich dziewczynkach.
Nie możemy już tego znieść!Szczurom,komarom i knurom Rzymu dziękujemy!"-mówią mieszkańcy Rzymu.
:)