Dzisiaj
niedziela, Dzień Pański, i nawet wypada, aby choć trochę poapostołować, czyli
napisać coś o wierze, Kościele, parafianach.
Od pewnego czasu chodzę do naszego
kościoła na mszę św. na godzinę 8:00. Powodów, dla których porzuciłem liturgię
z godziny 9:30, przedstawiać nie będę, bo i nie ma takiej potrzeby. Każda msza
św. przecież jest jednakowo ważna i to nawet bez względu na kościół. Co prawda
zaświtała mi nawet myśl niedawno, aby przenieść się z mojego kościoła parafialnego
do innego, ale byłoby to z mojej strony tchórzostwo i jak na razie o swój
kościół parafialny dalej będę walczył, bo to przecież mój kościół tak samo w
majestacie Boga jak i proboszcza. To, że niektórzy z księży naszych
parafialnych twierdzą, że ja walczę z Kościołem (z tym Kościołem przez duże
„K”), to są oni w błędzie, bo ja z Kościołem nie walczę, tylko próbuję
nakierować ten lokalny Kościół na właściwą drogę, z której czasami nieopatrznie
schodzi. Oczywiście krytyki nasz Kościół parafialny pod zarządem proboszcza ks.
prałata dra Stanisława Chomiaka i jednocześnie dziekana dekanatu Bielawa, Kanonika
Gremialnego Świdnickiej Kapituły Katedralnej, prepozyta Kapituły, wikariusza
biskupiego ds. sakramentów i Kanclerza Świdnickiej Kurii Biskupiej, nie
przyjmuje z mojej strony. No, może jeśliby na coś zwrócił uwagę w kościele
jakiś inny parafianin, to byłoby inaczej. Ale i z mojej strony byłoby inaczej,
gdyby ks. proboszcz zechciał załączyć swój adres mailowy na stronie
internetowej parafii WNMP w Bielawie w zakładce „Napisz do nas” (nie mylić z
„Napisz donos”), co wielokrotnie już podkreślałem na forum bloga.
Dzisiaj jeszcze raz o zasłużonym dla
parafii niezastąpionym organiście, szanownym mistrzu, który towarzyszy mi
ciągle od czasu zamieszkania w Bielawie, a więc od grudnia 1975 roku. Trudno
nawet sobie wyobrazić, aby nastąpiła w tym aspekcie jakaś zmiana. Nie znaczy
to, że nie da się zmienić pewnych przyzwyczajeń, czy może raczej praktyk, które
nie są już z takim entuzjazmem akceptowane przez parafian, jak to było onegdaj.
Konkretnie:
Uważam, że przed mszą św. powinno
się stworzyć atmosferę wyciszenia, koncentracji, przygotowania do tych wielkich
wydarzeń, jakie nas czekają, właśnie poprzez odpowiednie utwory organowe, bez
angażowania zgromadzonych ludzi do śpiewu. Dzisiaj znów to było. Przećwiczmy
pieśni, które będą śpiewane podczas sprawowania Eucharystii: I wyświetla się
tekst Sanktus:
Święty,
Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów,
Pełne
są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna
na wysokości.
Błogosławiony,
który idzie w imię Pańskie.
Hosanna
na wysokości.
A potem:
Baranku
Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Baranku
Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Baranku
Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem.
Na koniec informacja na wyświetlaczu:
„Dziękujemy państwu za włączanie się do śpiewu.”
Sęk w tym, że nikt nie śpiewał. Są to
stałe elementy liturgii powtarzane od wielu lat w liturgii posoborowej i
doskonale znane. Poza tym ćwiczyć coś przed Eucharystią jest niedorzecznością,
bo przecież nie przyszliśmy po to, by ćwiczyć, żeby dobrze wypadło. I poza tym,
o godzinie ósmej jeszcze prawie wszyscy nie do końca obudzili się i ćwiczyć jak
sztubaki im się nie chce.
W zeszłą niedzielę było jeszcze
ciekawiej. „Prześpiewaliśmy” dobrze znanych i potem jeszcze wyświetlanych z
dziesięć pieśni po pół zwrotki, praktycznie na jednym wydechu, bo trzeba było
przećwiczyć.
Gdzieś tak na początku XXI wieku
nasz ks. proboszcz zwrócił mi subtelnie uwagę, żebym liturgię zostawił jemu.
Jak najbardziej zgadzam się z ks. proboszczem, zadając jednocześnie retoryczne
pytanie:
- Czy Ksiądz Proboszcz tak do końca
wie, co dzieje się liturgią w swoim parafialnym kościele?
Ciekawe, że słuszne spostrzeżenia na temat robienia szkółki niedzelnej z mszy świętej przechodzą bez komentarzy
OdpowiedzUsuńMnie też to zastanawia. Nie tylko brak komentarzy, ale i jest bardzo mało wyświetleń, a piszę przecież w trosce o parafię. O komentowaniu przez księży to już nawet nie marzę, a raczej skłonny jestem domniemywać, że księża mają zakaz czytania mojego bloga. Mimo to jednak dalej będę pisał w trosce o swoją parafię i Kościół katolicki.
Usuń"...aby choć trochę poapostołować..." - tego co blogger pisze nie można nazwać apostołowaniem lecz zwykłym niedowartościowanym mędzeniem. Apostołowanie można sobie przeczytać w Nowym Testamencie od Dziejów Apostolskich do Apokalipsy. Bloger niech lepiej nauczy się uzywać stwierdzeń ze zrozumieniem.
OdpowiedzUsuń