22 kwietnia 2018

Święty, Święty, Święty…

Dzisiaj niedziela, Dzień Pański, i nawet wypada, aby choć trochę poapostołować, czyli napisać coś o wierze, Kościele, parafianach.
             Od pewnego czasu chodzę do naszego kościoła na mszę św. na godzinę 8:00. Powodów, dla których porzuciłem liturgię z godziny 9:30, przedstawiać nie będę, bo i nie ma takiej potrzeby. Każda msza św. przecież jest jednakowo ważna i to nawet bez względu na kościół. Co prawda zaświtała mi nawet myśl niedawno, aby przenieść się z mojego kościoła parafialnego do innego, ale byłoby to z mojej strony tchórzostwo i jak na razie o swój kościół parafialny dalej będę walczył, bo to przecież mój kościół tak samo w majestacie Boga jak i proboszcza. To, że niektórzy z księży naszych parafialnych twierdzą, że ja walczę z Kościołem (z tym Kościołem przez duże „K”), to są oni w błędzie, bo ja z Kościołem nie walczę, tylko próbuję nakierować ten lokalny Kościół na właściwą drogę, z której czasami nieopatrznie schodzi. Oczywiście krytyki nasz Kościół parafialny pod zarządem proboszcza ks. prałata dra Stanisława Chomiaka i jednocześnie dziekana dekanatu Bielawa, Kanonika Gremialnego Świdnickiej Kapituły Katedralnej, prepozyta Kapituły, wikariusza biskupiego ds. sakramentów i Kanclerza Świdnickiej Kurii Biskupiej, nie przyjmuje z mojej strony. No, może jeśliby na coś zwrócił uwagę w kościele jakiś inny parafianin, to byłoby inaczej. Ale i z mojej strony byłoby inaczej, gdyby ks. proboszcz zechciał załączyć swój adres mailowy na stronie internetowej parafii WNMP w Bielawie w zakładce „Napisz do nas” (nie mylić z „Napisz donos”), co wielokrotnie już podkreślałem na forum bloga.
            Dzisiaj jeszcze raz o zasłużonym dla parafii niezastąpionym organiście, szanownym mistrzu, który towarzyszy mi ciągle od czasu zamieszkania w Bielawie, a więc od grudnia 1975 roku. Trudno nawet sobie wyobrazić, aby nastąpiła w tym aspekcie jakaś zmiana. Nie znaczy to, że nie da się zmienić pewnych przyzwyczajeń, czy może raczej praktyk, które nie są już z takim entuzjazmem akceptowane przez parafian, jak to było onegdaj.
            Konkretnie:
            Uważam, że przed mszą św. powinno się stworzyć atmosferę wyciszenia, koncentracji, przygotowania do tych wielkich wydarzeń, jakie nas czekają, właśnie poprzez odpowiednie utwory organowe, bez angażowania zgromadzonych ludzi do śpiewu. Dzisiaj znów to było. Przećwiczmy pieśni, które będą śpiewane podczas sprawowania Eucharystii: I wyświetla się tekst Sanktus:

Święty, Święty, Święty, Pan Bóg Zastępów,
Pełne są niebiosa i ziemia chwały Twojej.
Hosanna na wysokości.
Błogosławiony, który idzie w imię Pańskie.
Hosanna na wysokości.

A potem:

Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, zmiłuj się nad nami.
Baranku Boży, który gładzisz grzechy świata, obdarz nas pokojem.

Na koniec informacja na wyświetlaczu: „Dziękujemy państwu za włączanie się do śpiewu.”

Sęk w tym, że nikt nie śpiewał. Są to stałe elementy liturgii powtarzane od wielu lat w liturgii posoborowej i doskonale znane. Poza tym ćwiczyć coś przed Eucharystią jest niedorzecznością, bo przecież nie przyszliśmy po to, by ćwiczyć, żeby dobrze wypadło. I poza tym, o godzinie ósmej jeszcze prawie wszyscy nie do końca obudzili się i ćwiczyć jak sztubaki im się nie chce.
            W zeszłą niedzielę było jeszcze ciekawiej. „Prześpiewaliśmy” dobrze znanych i potem jeszcze wyświetlanych z dziesięć pieśni po pół zwrotki, praktycznie na jednym wydechu, bo trzeba było przećwiczyć.
            Gdzieś tak na początku XXI wieku nasz ks. proboszcz zwrócił mi subtelnie uwagę, żebym liturgię zostawił jemu. Jak najbardziej zgadzam się z ks. proboszczem, zadając jednocześnie retoryczne pytanie:

            - Czy Ksiądz Proboszcz tak do końca wie, co dzieje się liturgią w swoim parafialnym kościele?


3 komentarze:

  1. Ciekawe, że słuszne spostrzeżenia na temat robienia szkółki niedzelnej z mszy świętej przechodzą bez komentarzy

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mnie też to zastanawia. Nie tylko brak komentarzy, ale i jest bardzo mało wyświetleń, a piszę przecież w trosce o parafię. O komentowaniu przez księży to już nawet nie marzę, a raczej skłonny jestem domniemywać, że księża mają zakaz czytania mojego bloga. Mimo to jednak dalej będę pisał w trosce o swoją parafię i Kościół katolicki.

      Usuń
  2. "...aby choć trochę poapostołować..." - tego co blogger pisze nie można nazwać apostołowaniem lecz zwykłym niedowartościowanym mędzeniem. Apostołowanie można sobie przeczytać w Nowym Testamencie od Dziejów Apostolskich do Apokalipsy. Bloger niech lepiej nauczy się uzywać stwierdzeń ze zrozumieniem.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.