8 października 2017

Epilog w Bardzie

To właściwie nie będzie relacja, bo na to się nie nastawiałem. Na pieszą pielgrzymkę do Barda, nie idzie się po to, aby potem się tym chwalić. To indywidualne przeżycie każdego uczestnika, pielgrzyma, który dobrowolnie i z radością stanął na progu tegorocznej pielgrzymki w sobotę 7 października 2017 roku o godzinie 6:00 w kościele św. Jerzego w Dzierżoniowie w święto Matki Bożej Różańcowej. W tym dniu bogatym w religijne wydarzenia trzeba było wybierać. Był przecież Różaniec Do Granic, który zgromadził ponad milion modlących się na różańcu osób i była pielgrzymka róż różańcowych do Barda. Jednak uczestnicy pieszej pielgrzymki do Częstochowy na Jasną Górę, mają swoje święto i pielgrzymują zawsze na początku października do Barda Śląskiego, do bazyliki Matki Bożej Strażniczki Wiary. W sobotę do Barda szedłem już tam po raz czwarty. Spotkałem wielu znajomych – sióstr i braci.
       Wyruszyliśmy raźno o godzinie 7:00. Była obawa zapowiadanych opadów. Zimno i wietrznie. Każdy jednak był odpowiednio przygotowany i z nastawieniem, że te 30 kilometrów pokona beż przeszkód. Intencje - i już na początek, przez miasto, radosny śpiew przy akompaniamencie gitary i z pomocą śpiewających dziewczyn z Wir, Świdnicy i Dzierżoniowa. Na pielgrzymi szlak wyruszyło z nami trzech księży: oczywiście - ksiądz Adam Woźniak z Wir, ksiądz Cezary Ciupiak z parafii Bożego Ciała w Bielawie i młody ksiądz z dzierżoniowskiej parafii Chrystusa Króla – Jan Bałchan.
            Bardzka pielgrzymka ma swój szlak. Służby porządkowe i organizacyjne nad wszystkim bacznie czuwały. Było pytanie po drodze – Czy ktoś idzie do Barda pierwszy raz? Były ręce w górze, co świadczy o tym, że ten pielgrzymkowy krąg nie jest zamknięty. To też może zaowocować decyzją o pójściu pieszo w przyszłym roku z pielgrzymką świdnicką do Częstochowy.


            Po wyjściu na szosę do Owiesna, odśpiewaliśmy godzinki. Jak wielu pielgrzymów zna na pamięć tę wyjątkową modlitwę! Jakie to budujące.


       Doszliśmy do Owiesna, gdzie przy kościele był pierwszy postój. Można było zjeść śniadanie z ciepłą herbatą przygotowaną przez panie gospodynie z Owiesna, a nawet poczęstować się pysznym ciastem. Wspominam o tym, bo naprawdę należą się wdzięczne podziękowania tym wszystkim na trasie, którzy pielgrzymów zauważają i pragną pomóc.
Bardzo wiało. W Owieśnie dołączyły do nas dwie dziewczyny, co zostało entuzjastycznie przyjęte przez ich znajomych.


            Właśnie entuzjazm był obecny w tej pielgrzymce. Miłe spotkania, wymiana informacji i tworzenie niepowtarzalnej wspólnoty „w drodze”, są tym, co nadaje taki radosny nastrój. Nie wszyscy przecież się znają, ale wszyscy są sobie bliscy.
            Z Owiesna skręciliśmy na Różaną. Można było się spodziewać, że łatwo nie będzie. Nierówna droga, powalone drzewa, błoto. Osuwają się nogi i trzeba uważać. Zaczynam już odstawać od grupy. Coś się dzieje z moimi nogami. Nie chcą nosić.
            




          Za to mamy piękne widoki, przy przebijającym się przez chmury słońcu. Dobrze widać kościół w Grodziszczu.


Schodzimy do Rudnicy. Ten odcinek, to tradycyjna w pielgrzymkach „strefa ciszy”. Nie rozmawiamy, nie śpiewamy – to czas na osobisty kontakt z Bogiem w tej niesamowitej scenerii. To też wyzwanie – czy jesteśmy w stanie ciszę zdefiniować? Nie tę ciszę, bo jest cicho, ale te ciszę, w której można usłyszeć tylko głos Boga. Trudne, ale trzeba próbować.






        Kawałek szosy przez Rudnicę i znów wchodzimy na skrót do Budzowa. To jakiś trakt, który jest bardzo rzadko używany, może tylko przez rolników. Uciążliwa droga, gdy pomyśli się o gładkim asfalcie.




Poczekano, jak zawsze przy dojściu do szosy, aby wszyscy dołączyli. Idziemy zwartą grupą ze śpiewem do następnego postoju, w Budzowie przy bazie rolniczej. Dwadzieścia minut postoju. Tuż obok - dom przyjaciół – Romka i Basi. Znamy się od pamiętnego 1984 roku. Nawet wypada zameldować się. Jest herbata i ciasto. Opowiadam o pielgrzymce i martwię się, bo ledwie już idę. Znalazł się specyfik, który powinien oszukać bolące kolano.
Poszliśmy w kierunku Kolonii Budzów. Trudna droga, ale uwierzyłem, że dojdę. Śpiew słyszę już tylko z pewnej odległości.





Kontemplując ten śpiew prowadzony przez młodych ludzi, nasuwają mi się takie refleksje, że po intencji i modlitwie w drodze, jest on nieodłącznym elementem współczesnego pielgrzymowania. Celowo napisałem „współczesnego”, ale tłumaczył tego nie będę. Śpiew ten łączy i naprawdę pomaga w marszu. Ilość pielgrzymkowych, religijnych piosenek, jest zaiste imponująca. I tym razem była okazja zobaczyć, kto śpiewa przy „studio”. Zresztą, początek był już w kościele św. Jerzego. Gdybym napisał, że śpiewali ładnie przy akompaniamencie gitary, byłbym skłamał. Oni śpiewali całym sobą. Na ich twarzach było widać autentyczną radość z tego śpiewania, która wszystkim się udzielała. Śpiewało na zmianę kilka dziewczyn; na pewno z Wir i ze Świdnicy. Może też z Dzierżoniowa. Wszystkim akompaniował na gitarze, i sam też śpiewał, brat Krzysztof z Wir. Wirtuoz. Specyficzne, pielgrzymkowe brzmienie – pewne, zdecydowane, perfekcyjne. To nie jest wyuczone granie, ale granie ekspresyjne, jakby ta melodia ciągle się tworzyła. Nie przesadzę, gdy stwierdzę, że brat Krzysztof świetnie rozumie się z gitarą.
Jeszcze raz gratuluję i bardzo dziękuję bratu Krzysztofowi i wszystkim śpiewającym siostrom.
Na głównej drodze do Brzeźnicy zaczęliśmy odmawiać różaniec, łącząc się duchowo z Różańcem Do Granic. Udawało mi się utrzymać w grupie. Postój w Brzeźnicy i najgorsze przed nami, ale to chyba tylko z 8 kilometrów. Wchodzimy w Góry Bardzkie. Jak góry – to pod górę, ale i z góry. Błoto. Paradoksalnie, z góry było gorzej niż pod górę. Trochę padało.


W tej końcówce miałem już anioła stróża, w osobie brata Tadeusza. Nie odstępował mnie już do końca, mobilizując do wytrwania. Wiedziałem po terenie, że to już niedaleko. Zaraz ukażą się wieże bazyliki. I faktycznie tak było. Zresztą, inaczej być nie mogło.


Weszliśmy w ulicę Główną i z różańcowym śpiewem szliśmy przez miasto.
Doszliśmy do bazyliki Matki Bożej Strażniczki Wiary.



To przytulne miejsce, bardzo nam dobrze znane. Trudno nawet przypomnieć sobie, ile razy tu byłem z różnych okazji i ile razy przez Bardo przejeżdżałem samochodem czy na rowerze. I tym razem spotkaliśmy wielu znajomych z Bielawy, w tym księży. Był nawet ks. prałat dr Stanisław Chomiak i ks. kanonik dr Robert Begierski. Zamieniliśmy kilka słów z księdzem Sebastianem Makuchem i pomachaliśmy księdzu Krzysztofowi Pełechowi i księdzu Marcinowi Banaczykowi. Naprawdę, czuło się taką odświętną, przyjazną atmosferę.
Msza święta dla nas, pielgrzymów, którzy przybyli w pieszych pielgrzymkach z naszej diecezji, była o godzinie 16:00. Głównym celebransem był ksiądz biskup Ignacy Dec. Ksiądz biskup przykłada wielką wagę do ruchu pielgrzymkowego i faktycznie w nim, w miarę możliwości, uczestniczy. Sam byłem tego świadkiem w 2010 roku, kiedy uczestniczyłem w 7 Pieszej Pielgrzymce Diecezji Świdnickiej na Jasną Górę.
Potem jeszcze poczęstunek, jak co roku i oczekiwanie na autokar.
I to koniec pielgrzymki. Chociaż? Ksiądz biskup miał rację twierdząc, że po zakończeniu pielgrzymki myśli się już o następnej. Trochę zazdroszczę tym, którzy mówią o Częstochowie i Ekstremalnej Drodze Krzyżowej. To już ponad moje siły i możliwości. Może nawet pielgrzymka do Barda, to już za duże wyzwanie. Coś się kończy, może bezpowrotnie.
Zachęcam jednak już teraz Wszystkich, którzy jeszcze nie doświadczyli radości pielgrzymowania, aby udali się „w drogę”. To nie tylko droga z zaliczonymi kilometrami, ale to „droga” w wymiarze dużo głębszym. Zrozumiesz to Siostro i Bracie już w tym momencie, kiedy się zdecydujesz. Pielgrzymka, z całym swoim bogactwem, wtedy się w Tobie narodzi, a z nią…
Tego jednak trzeba doświadczyć samemu. 



7 komentarzy:

  1. Ja sam nie dałem czasowo rady, ale moje dziewczyny pojechały do Barda wraz z naszym proboszczem. Bardzo spodobało im się spotkanie z Joanną Mollą - córką świętej. Otrzymały nawet od niej relikwie świętej (II stopnia) i autograf na książce. Bardzo, bardzo ciekawa święta wyniesiona na ołtarze przez naszego św.Jana Pawła II.

    Ja sam czekam niecierpliwie na kolejną ekstremalną drogę krzyżową do Barda. :)

    Pozdrawiam, TA

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A może do Krzeszowa? Wiem, że się szykują, ale to ponad 50 km.

      Usuń
    2. Nie dam rady. Po Bardzie wylądowałem w łóżku z gorączką ze zmęczenia, póki co to dla mnie szczyt możliwości, nie dałbym rady ani kilometra więcej.

      TA

      Usuń
  2. Żona w ub.tygodniu zawitała z koleżankami do Częstochowy.Największe wrażenie wywarł na mojej żonie skarbiec.
    Na bóle w lewym kolanie proponuję Panu DICLAC 50...albo olejek z"marychy"za jedyne 400 zł....czeskiej produkcji.
    Pozdrowienia!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Chyba zdecyduję się na ten droższy specyfik - zawsze to zapewne lepszy. I rozumiem, Panie Henryku, że do lekarz już iść nie muszę?

      Usuń
  3. http://kontrowersje.net/r_aniec_do_granic_czyli_fenomenalna_nienawi_do_katolicyzmu

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak zobaczyłem że ten blog odwiedziło już 607063 osoby to aż się zdziwiłem że tak dużo.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.