To
właściwie nie będzie relacja, bo na to się nie nastawiałem. Na pieszą
pielgrzymkę do Barda, nie idzie się po to, aby potem się tym chwalić. To
indywidualne przeżycie każdego uczestnika, pielgrzyma, który dobrowolnie i z
radością stanął na progu tegorocznej pielgrzymki w sobotę 7 października 2017
roku o godzinie 6:00 w kościele św. Jerzego w Dzierżoniowie w święto Matki
Bożej Różańcowej. W tym dniu bogatym w religijne wydarzenia trzeba było
wybierać. Był przecież Różaniec Do Granic, który zgromadził ponad milion
modlących się na różańcu osób i była pielgrzymka róż różańcowych do Barda.
Jednak uczestnicy pieszej pielgrzymki do Częstochowy na Jasną Górę, mają swoje
święto i pielgrzymują zawsze na początku października do Barda Śląskiego, do
bazyliki Matki Bożej Strażniczki Wiary. W sobotę do Barda szedłem już tam po
raz czwarty. Spotkałem wielu znajomych – sióstr i braci.
Wyruszyliśmy raźno o godzinie 7:00.
Była obawa zapowiadanych opadów. Zimno i wietrznie. Każdy jednak był odpowiednio
przygotowany i z nastawieniem, że te 30 kilometrów pokona beż przeszkód.
Intencje - i już na początek, przez miasto, radosny śpiew przy akompaniamencie
gitary i z pomocą śpiewających dziewczyn z Wir, Świdnicy i Dzierżoniowa. Na
pielgrzymi szlak wyruszyło z nami trzech księży: oczywiście - ksiądz Adam
Woźniak z Wir, ksiądz Cezary Ciupiak z parafii Bożego Ciała w Bielawie i młody
ksiądz z dzierżoniowskiej parafii Chrystusa Króla – Jan Bałchan.
Bardzka pielgrzymka ma swój szlak.
Służby porządkowe i organizacyjne nad wszystkim bacznie czuwały. Było pytanie
po drodze – Czy ktoś idzie do Barda pierwszy raz? Były ręce w górze, co
świadczy o tym, że ten pielgrzymkowy krąg nie jest zamknięty. To też może
zaowocować decyzją o pójściu pieszo w przyszłym roku z pielgrzymką świdnicką do
Częstochowy.
Po wyjściu na szosę do Owiesna, odśpiewaliśmy godzinki. Jak wielu pielgrzymów zna na pamięć tę wyjątkową
modlitwę! Jakie to budujące.
Doszliśmy
do Owiesna, gdzie przy kościele był pierwszy postój. Można było zjeść śniadanie
z ciepłą herbatą przygotowaną przez panie gospodynie z Owiesna, a nawet
poczęstować się pysznym ciastem. Wspominam o tym, bo naprawdę należą się
wdzięczne podziękowania tym wszystkim na trasie, którzy pielgrzymów zauważają i
pragną pomóc.
Bardzo wiało. W Owieśnie dołączyły do
nas dwie dziewczyny, co zostało entuzjastycznie przyjęte przez ich znajomych.
Właśnie entuzjazm był obecny w tej
pielgrzymce. Miłe spotkania, wymiana informacji i tworzenie niepowtarzalnej
wspólnoty „w drodze”, są tym, co nadaje taki radosny nastrój. Nie wszyscy
przecież się znają, ale wszyscy są sobie bliscy.
Z Owiesna skręciliśmy na Różaną.
Można było się spodziewać, że łatwo nie będzie. Nierówna droga, powalone
drzewa, błoto. Osuwają się nogi i trzeba uważać. Zaczynam już odstawać od
grupy. Coś się dzieje z moimi nogami. Nie chcą nosić.
Schodzimy do Rudnicy. Ten odcinek, to
tradycyjna w pielgrzymkach „strefa ciszy”. Nie rozmawiamy, nie śpiewamy – to
czas na osobisty kontakt z Bogiem w tej niesamowitej scenerii. To też wyzwanie
– czy jesteśmy w stanie ciszę zdefiniować? Nie tę ciszę, bo jest cicho, ale te
ciszę, w której można usłyszeć tylko głos Boga. Trudne, ale trzeba próbować.
Kawałek szosy przez Rudnicę i znów
wchodzimy na skrót do Budzowa. To jakiś trakt, który jest bardzo rzadko
używany, może tylko przez rolników. Uciążliwa droga, gdy pomyśli się o gładkim
asfalcie.
Poczekano, jak zawsze przy dojściu do szosy,
aby wszyscy dołączyli. Idziemy zwartą grupą ze śpiewem do następnego postoju, w
Budzowie przy bazie rolniczej. Dwadzieścia minut postoju. Tuż obok - dom
przyjaciół – Romka i Basi. Znamy się od pamiętnego 1984 roku. Nawet wypada
zameldować się. Jest herbata i ciasto. Opowiadam o pielgrzymce i martwię się,
bo ledwie już idę. Znalazł się specyfik, który powinien oszukać bolące kolano.
Poszliśmy w kierunku Kolonii Budzów.
Trudna droga, ale uwierzyłem, że dojdę. Śpiew słyszę już tylko z pewnej
odległości.
Kontemplując ten śpiew prowadzony przez
młodych ludzi, nasuwają mi się takie refleksje, że po intencji i modlitwie w
drodze, jest on nieodłącznym elementem współczesnego pielgrzymowania. Celowo
napisałem „współczesnego”, ale tłumaczył tego nie będę. Śpiew ten łączy i
naprawdę pomaga w marszu. Ilość pielgrzymkowych, religijnych piosenek, jest
zaiste imponująca. I tym razem była okazja zobaczyć, kto śpiewa przy „studio”.
Zresztą, początek był już w kościele św. Jerzego. Gdybym napisał, że śpiewali
ładnie przy akompaniamencie gitary, byłbym skłamał. Oni śpiewali całym sobą. Na
ich twarzach było widać autentyczną radość z tego śpiewania, która wszystkim
się udzielała. Śpiewało na zmianę kilka dziewczyn; na pewno z Wir i ze
Świdnicy. Może też z Dzierżoniowa. Wszystkim akompaniował na gitarze, i sam też
śpiewał, brat Krzysztof z Wir. Wirtuoz. Specyficzne, pielgrzymkowe brzmienie –
pewne, zdecydowane, perfekcyjne. To nie jest wyuczone granie, ale granie
ekspresyjne, jakby ta melodia ciągle się tworzyła. Nie przesadzę, gdy
stwierdzę, że brat Krzysztof świetnie rozumie się z gitarą.
Jeszcze raz gratuluję i bardzo dziękuję
bratu Krzysztofowi i wszystkim śpiewającym siostrom.
Na głównej drodze do Brzeźnicy
zaczęliśmy odmawiać różaniec, łącząc się duchowo z Różańcem Do Granic. Udawało
mi się utrzymać w grupie. Postój w Brzeźnicy i najgorsze przed nami, ale to
chyba tylko z 8 kilometrów. Wchodzimy w Góry Bardzkie. Jak góry – to pod górę,
ale i z góry. Błoto. Paradoksalnie, z góry było gorzej niż pod górę. Trochę padało.
W tej końcówce miałem już anioła stróża,
w osobie brata Tadeusza. Nie odstępował mnie już do końca, mobilizując do
wytrwania. Wiedziałem po terenie, że to już niedaleko. Zaraz ukażą się wieże
bazyliki. I faktycznie tak było. Zresztą, inaczej być nie mogło.
Weszliśmy w ulicę Główną i z różańcowym
śpiewem szliśmy przez miasto.
Doszliśmy do bazyliki Matki Bożej
Strażniczki Wiary.
To przytulne miejsce, bardzo nam dobrze
znane. Trudno nawet przypomnieć sobie, ile razy tu byłem z różnych okazji i ile
razy przez Bardo przejeżdżałem samochodem czy na rowerze. I tym razem
spotkaliśmy wielu znajomych z Bielawy, w tym księży. Był nawet ks. prałat dr Stanisław
Chomiak i ks. kanonik dr Robert Begierski. Zamieniliśmy kilka słów z księdzem
Sebastianem Makuchem i pomachaliśmy księdzu Krzysztofowi Pełechowi i księdzu
Marcinowi Banaczykowi. Naprawdę, czuło się taką odświętną, przyjazną atmosferę.
Msza święta dla nas, pielgrzymów, którzy
przybyli w pieszych pielgrzymkach z naszej diecezji, była o godzinie 16:00. Głównym
celebransem był ksiądz biskup Ignacy Dec. Ksiądz biskup przykłada wielką wagę
do ruchu pielgrzymkowego i faktycznie w nim, w miarę możliwości, uczestniczy.
Sam byłem tego świadkiem w 2010 roku, kiedy uczestniczyłem w 7 Pieszej
Pielgrzymce Diecezji Świdnickiej na Jasną Górę.
Potem jeszcze poczęstunek, jak co roku i
oczekiwanie na autokar.
I to koniec pielgrzymki. Chociaż? Ksiądz
biskup miał rację twierdząc, że po zakończeniu pielgrzymki myśli się już o
następnej. Trochę zazdroszczę tym, którzy mówią o Częstochowie i Ekstremalnej
Drodze Krzyżowej. To już ponad moje siły i możliwości. Może nawet pielgrzymka
do Barda, to już za duże wyzwanie. Coś się kończy, może bezpowrotnie.
Zachęcam jednak już teraz Wszystkich,
którzy jeszcze nie doświadczyli radości pielgrzymowania, aby udali się „w
drogę”. To nie tylko droga z zaliczonymi kilometrami, ale to „droga” w wymiarze
dużo głębszym. Zrozumiesz to Siostro i Bracie już w tym momencie, kiedy się
zdecydujesz. Pielgrzymka, z całym swoim bogactwem, wtedy się w Tobie narodzi, a
z nią…
Tego jednak trzeba doświadczyć
samemu.
Ja sam nie dałem czasowo rady, ale moje dziewczyny pojechały do Barda wraz z naszym proboszczem. Bardzo spodobało im się spotkanie z Joanną Mollą - córką świętej. Otrzymały nawet od niej relikwie świętej (II stopnia) i autograf na książce. Bardzo, bardzo ciekawa święta wyniesiona na ołtarze przez naszego św.Jana Pawła II.
OdpowiedzUsuńJa sam czekam niecierpliwie na kolejną ekstremalną drogę krzyżową do Barda. :)
Pozdrawiam, TA
A może do Krzeszowa? Wiem, że się szykują, ale to ponad 50 km.
UsuńNie dam rady. Po Bardzie wylądowałem w łóżku z gorączką ze zmęczenia, póki co to dla mnie szczyt możliwości, nie dałbym rady ani kilometra więcej.
UsuńTA
Żona w ub.tygodniu zawitała z koleżankami do Częstochowy.Największe wrażenie wywarł na mojej żonie skarbiec.
OdpowiedzUsuńNa bóle w lewym kolanie proponuję Panu DICLAC 50...albo olejek z"marychy"za jedyne 400 zł....czeskiej produkcji.
Pozdrowienia!
Chyba zdecyduję się na ten droższy specyfik - zawsze to zapewne lepszy. I rozumiem, Panie Henryku, że do lekarz już iść nie muszę?
Usuńhttp://kontrowersje.net/r_aniec_do_granic_czyli_fenomenalna_nienawi_do_katolicyzmu
OdpowiedzUsuńJak zobaczyłem że ten blog odwiedziło już 607063 osoby to aż się zdziwiłem że tak dużo.
OdpowiedzUsuń