Kiedy
czytam komentarze na moim blogu, widać wyraźnie zwolenników i przeciwników.
Zwolennicy wykazują się taktem, kulturą, troską również o Bielawę gdy zahaczam
o te tematy. Przeciwników podzieliłbym na dwie grupy: normalnych i... totalnych.
Piszę oczywiście o Komentatorach Anonimowych. Normalni Przeciwnicy to ci,
którzy się ze mną nie zgadzają, ale umieją w kulturalny sposób przekazać swoje
zdanie i próbują nakłonić mnie i innych do zmiany swojego zdania. Totalni
Anonimowi, podobnie jak totalna opozycja w Polsce, to przede wszystkim
pieniacze i tchórze, którym najbardziej zależy na tym, aby mi ubliżyć, aby mnie
ośmieszyć, aby mnie dyskredytować. A jak Anonimowy Totalny to z totalnym
brakiem kultury. To takiego Anonimowego stać, aby napisać o mnie na moim blogu,
że mam zryty beret, a innego (a może to ten sam), zwracającego się do mnie po
imieniu, stać, aby mi ubliżać i pisać głupoty nie omijając nieuprawnionego
grzebania w moim życiorysie, jakbym był etatowym politykiem, czy choćby
samorządowcem.
I tym, powiedzmy, statystycznie,
Grzegorzom i tym, powiedzmy statystycznie, Annom, reprezentującym statystycznie
właśnie takich Totalnych Anonimowych, dedykuję poniższe opowiadanie Sławomira
Mrożka.
Szukałem tego tekstu w naszym
domowym księgozbiorze, i choć wiedziałem, że gdzieś jest – nie mogłem znaleźć.
Myślałem, że może u Witolda Gombrowicza, a może u Ewy Szumańskiej –
przekartkowałem i nie znalazłem. Nie jest to łatwe, gdy ma się już prawie 1000
tytułów w domowej biblioteczce. Może to zainteresuje pana Adama Domagałę, który
jest na bieżąco z literaturą, i obecnie może już Żulczyka zaliczył i odstawił. Mogę
coś pożyczyć, a nawet zaproponować. Również pana Piotra Końca pragnę
poinformować, jeśli przeczyta ten tekst, że mogę zaproponować Karola Marksa z
jego wywodami w opasłym tomie na temat sprawy polskiej w światowej rewolucji
komunistycznej w języku oryginalnym i w tłumaczeniu na nasze.
Czy Totalni Anonimowi coś z tego
tekstu Mrożka zrozumieją? Myślę, że nie i dalej będą pisać badziewne komentarze
na moim blogu i wszędzie tam, gdzie tylko się da, aby pokazać, aby udowodnić,
że ciągle tacy badziewiacy są i ciągle trzeba się z nimi liczyć. Oni są i
trwają na stanowisku, czekając, jakby tu znów zawalczyć.
Z moich obserwacji wynika, że tacy
Totalni Komentatorzy najczęściej ujawniają się, gdy piszę o Straży Miejskiej. I
to jest zastanawiające, ale daleko idących wniosków wyciągać nie będę, bo nie
chciałbym być zaliczonym do podobnym Totalnym Komentatorom.
Przyjemnej lektury życzę.
OSTATNI HUSARZ
Lucusia spowijała mgła tajemnicy i
ważności. Różni ludzie, znajomi, wiedzieli o tym mniej lub więcej, ale w s z y
s t k o wiedzieli tylko niektórzy. W s z y s t k o wiedziała tylko żona
Lucusia, mama Lucusia i babka Lucusia. Pozostali krewni Lucusia, ba, nawet jego
dzieci - skazani byli na domysły.
Żona Lucusia, codziennie, gdy
dzieci już poszły spać, a Lucuś siedział przy lampie, w pantoflach, z gazetą w
ręce zbliżała się do niego, kładła mu głowę na kolanach i długo, długo patrząc
mu w oczy szeptała: - Na miłość boską, Lucusiu, uważaj na siebie...
Lucuś nie lubił rosołu na kościach cielęcych i ustroju.
Lucuś jest bohaterem.
Zdarza się, że przychodzi do domu
rozpromieniony, milczący, ale domowi wiedzą, że gdyby chciał i mógł, to miałby
wiele do powiedzenia. Wieczorem żona pyta go nieśmiało, z nie tajonym podziwem:
- Znów?...
Lucuś kiwa głową i przeciąga się w ramionach. Cała jego
postać wyraża męskość i siłę.
- Gdzie?... - zapytuje dalej żona, przejęta własnym
zuchwalstwem.
On wstaje, podchodzi do drzwi,
otwiera je nagłym ruchem i sprawdza, czy nikt nie podsłuchuje. Sprawdza także
rolety na oknach. Odpowiada ściszonym głosem:
- Tam, gdzie zwykle...
- Ty... - powiada żona.
W tym słowie jest wszystko.
Wśród bliskich znajomych Lucusia,
jak już wspomnieliśmy, krąży niejasna, podniecająca fama: Lucuś musi uważać...
Czy Lucusiowi coś grozi?... Ach, ten Lucuś... Lucuś im daje, no no...
Jego mama niepokoi się o Lucusia,
ale jest z niego dumna. Nie mówi o nim inaczej jak mój syn. Natomiast babka
Lucusia, niezłomna matrona, mieszkająca osobno, jest tylko dumna. Żadnych obaw
nie okazuje na zewnątrz. Mówi do swojej córki, matki Lucusia:
- W naszych czasach trzeba się
narażać. Sprawie potrzebni są ludzie nieustraszeni. Gdyby Eustachy żył,
działałby tak samo jak Lucuś.
W rozmowie z prawnuczkami robi
także aluzje:
- Cieszcie się, że macie takiego
ojca i pokazuje im obrazki przedstawiające rycerzy w pióropuszach, galopujących
przez równiny. - Wasz ojciec mógłby tak samo. On się nie załamał.
Tymczasem Lucuś wstępuje do szaletu
publicznego. Starannie zamyka się w kabinie. Po upływie chwili z tygrysim
światłem w oczach rozgląda się raz jeszcze - czy jest sam? - po czym
błyskawicznie wyjmuje z kieszeni ołówek i pisze na ścianie: „Precz!”
Wypada z ustępu, wskakuje do
pierwszej lepszej dorożki lub taksówki i klucząc ulicami wraca do domu.
Wieczorem żona zapytuje go nieśmiało:
- Znów?...
Lucuś działa od dawna i chociaż
życie tak intensywne szarpie mu nerwy i przyprawia o bezsenność - nie
rezygnuje.
Lucuś jest ostrożny, zmienia
charakter pisma. Od czasu do czasu pożycza także w biurze wieczne pióro od
swojego zwierzchnika. „Jeżeli zidentyfikują, do kogo należy pióro, którym to
napisałem... Ha ha...” - i śmieje się groźnie na myśl, jak z pyszna będzie się
miał kierownik biura i jak w błąd zostaną wprowadzeni jego, Lucusia,
prześladowcy.
Czasami sytuacja ścina krew w
żyłach Lucusia. Zdaje się, że nie ma wyjścia. Na przykład pewnego razu, gdy
pisał na ścianie: „Katolicy się nie dadzą” - ktoś gwałtownie załomotał do
drzwi. Serce Lucusia zamarło. Był pewien, że to o n i. Gorączkowo starł świeży
napis. Łomotanie nie ustawało. Lucuś połknął jeszcze ołówek i dopiero wtedy
otworzył. Wpadł tęgi mężczyzna z teczką (czyżby prokurator? - przemknęło
Lucusiowi przez myśl), czerwony
na twarzy, bez słowa wypchnął Lucusia i sam się zamknął. Ale Lucuś długo
pamiętał tę chwilę.
Również fizjonomie babci
klozetowych przyprawiały go o niepokoje. A nuż to jedynie charakteryzacja?
Aż pewnego zimowego dnia, kiedy
zmierzał ku zwykłemu polu bitwy, przystanął i zamarł. Drzwi publicznego szaletu
były zamknięte. A na nich, w poprzek, widniał brutalny napis kredą,
niewątpliwie uczyniony ręką siepacza: REMONT.
Lucuś poczuł się jak husarz,
któremu w wirze batalii nagle wytrącono koncerz - rozgląda się i nie znajduje
swej broni.
Postanowił jednak walczyć nadal.
Poszedł na dworzec kolejowy. Ale właśnie z peronu wychodziła kompania żołnierzy
i wielu z nich skierowało się tam, gdzie i Lucuś. W Lucusiu zrodziło się
podejrzenie. A więc nie tylko użyli zdradzieckiego chwytu REMONT, ale
wprowadzają stan wyjątkowy. W Lucusiu powstała wizja wszystkich peronów i
ustępów publicznych obsadzonych przez wojsko. Nie, Lucuś jest zbyt przebiegły,
Lucuś poznał się na tym. Tak Lucusia nie wezmą.
Nie wątpił, że o n i obsadzili już
wszystkie pozostałe obiekty w miasteczku; a więc są już w hotelu ,,Polonia” i w
punkcie wyżywienia zbiorowego „Gastronom I”. Ale postanowił, że ostatnie słowo
będzie należało do niego. Wsiadł do pociągu, choć tam też był ostrożny. Wysiadł
na następnej stacji. Opodal leżała niewielka, uboga wioska. Dobrnąwszy do
pierwszego domu, zapytał o ubikację.
- Czego? - zdziwiono się. - My,
panie, chodzimy do lasu...
W zagajniku było już mroczno. - Tym
lepiej - pomyślał Lucuś. Wszedł w sam środek krzaków i napisał patykiem na
śniegu: „Generał Franco wam pokaże”.
Wrócił do domu. Tego wieczoru długo
stał przed lustrem, sprawdzając, czy do jego ramion nadawałyby się orle
skrzydła.
Jeśli ktoś podchodzi do was z darami,a wy ich nie przyjmujecie,to do kogo należą owe dary?Do tego kto je przyniósł.
OdpowiedzUsuńTak samo jest z nienawiścią,gniewem i obelgami.Dopóki ich nie przyjmiemy do siebie należą do tego,kto je przyniósł i nie mogą was zranić.
Sekretem dobrego kazania jest,aby miało dobry początek i dobre zakończenie,i aby oba były blisko siebie,jak to tylko możliwe.
Tutaj było za długie i ze zbyt dużym nagłośnieniem.
https://vimeo.com/230736597
Bloger to osoba publiczna.... jak się ma ambicje publikowania a tym bardziej opiniowania to trzeba się liczyć z krytyką. Anonimowość chroni prywatność dlatego jest taka opcja do wyboru przy wybieraniu profilu...
OdpowiedzUsuńA co chroni blogera przed anonimowym chamstwem i ubliżaniem? Nie mam pretensji do krytyki, ale proszę przeczytać tekst i spróbować go zrozumieć.
UsuńW czasie II w.ś.rodzeństwo,studenci-Sophie i Hans Scholl pisali i roznosili ulotki antyhitlerowskie(nie w WC).Zostali ścięci na gilotynie.
UsuńCzytałem książkę,jest też film online.
"Fake newsy"nie musi pisać człowiek,robią to ro/booty-za darmo:)