24 sierpnia 2017

Klozetowi Anonimowi

Kiedy czytam komentarze na moim blogu, widać wyraźnie zwolenników i przeciwników. Zwolennicy wykazują się taktem, kulturą, troską również o Bielawę gdy zahaczam o te tematy. Przeciwników podzieliłbym na dwie grupy: normalnych i... totalnych. Piszę oczywiście o Komentatorach Anonimowych. Normalni Przeciwnicy to ci, którzy się ze mną nie zgadzają, ale umieją w kulturalny sposób przekazać swoje zdanie i próbują nakłonić mnie i innych do zmiany swojego zdania. Totalni Anonimowi, podobnie jak totalna opozycja w Polsce, to przede wszystkim pieniacze i tchórze, którym najbardziej zależy na tym, aby mi ubliżyć, aby mnie ośmieszyć, aby mnie dyskredytować. A jak Anonimowy Totalny to z totalnym brakiem kultury. To takiego Anonimowego stać, aby napisać o mnie na moim blogu, że mam zryty beret, a innego (a może to ten sam), zwracającego się do mnie po imieniu, stać, aby mi ubliżać i pisać głupoty nie omijając nieuprawnionego grzebania w moim życiorysie, jakbym był etatowym politykiem, czy choćby samorządowcem.
            I tym, powiedzmy, statystycznie, Grzegorzom i tym, powiedzmy statystycznie, Annom, reprezentującym statystycznie właśnie takich Totalnych Anonimowych, dedykuję poniższe opowiadanie Sławomira Mrożka.
            Szukałem tego tekstu w naszym domowym księgozbiorze, i choć wiedziałem, że gdzieś jest – nie mogłem znaleźć. Myślałem, że może u Witolda Gombrowicza, a może u Ewy Szumańskiej – przekartkowałem i nie znalazłem. Nie jest to łatwe, gdy ma się już prawie 1000 tytułów w domowej biblioteczce. Może to zainteresuje pana Adama Domagałę, który jest na bieżąco z literaturą, i obecnie może już Żulczyka zaliczył i odstawił. Mogę coś pożyczyć, a nawet zaproponować. Również pana Piotra Końca pragnę poinformować, jeśli przeczyta ten tekst, że mogę zaproponować Karola Marksa z jego wywodami w opasłym tomie na temat sprawy polskiej w światowej rewolucji komunistycznej w języku oryginalnym i w tłumaczeniu na nasze.
            Czy Totalni Anonimowi coś z tego tekstu Mrożka zrozumieją? Myślę, że nie i dalej będą pisać badziewne komentarze na moim blogu i wszędzie tam, gdzie tylko się da, aby pokazać, aby udowodnić, że ciągle tacy badziewiacy są i ciągle trzeba się z nimi liczyć. Oni są i trwają na stanowisku, czekając, jakby tu znów zawalczyć.
            Z moich obserwacji wynika, że tacy Totalni Komentatorzy najczęściej ujawniają się, gdy piszę o Straży Miejskiej. I to jest zastanawiające, ale daleko idących wniosków wyciągać nie będę, bo nie chciałbym być zaliczonym do podobnym Totalnym Komentatorom.
            Przyjemnej lektury życzę.
           



OSTATNI HUSARZ

Lucusia spowijała mgła tajemnicy i ważności. Różni ludzie, znajomi, wiedzieli o tym mniej lub więcej, ale w s z y s t k o wiedzieli tylko niektórzy. W s z y s t k o wiedziała tylko żona Lucusia, mama Lucusia i babka Lucusia. Pozostali krewni Lucusia, ba, nawet jego dzieci - skazani byli na domysły.
Żona Lucusia, codziennie, gdy dzieci już poszły spać, a Lucuś siedział przy lampie, w pantoflach, z gazetą w ręce zbliżała się do niego, kładła mu głowę na kolanach i długo, długo patrząc mu w oczy szeptała: - Na miłość boską, Lucusiu, uważaj na siebie...
Lucuś nie lubił rosołu na kościach cielęcych i ustroju.
Lucuś jest bohaterem.
Zdarza się, że przychodzi do domu rozpromieniony, milczący, ale domowi wiedzą, że gdyby chciał i mógł, to miałby wiele do powiedzenia. Wieczorem żona pyta go nieśmiało, z nie tajonym podziwem:
- Znów?...
Lucuś kiwa głową i przeciąga się w ramionach. Cała jego postać wyraża męskość i siłę.
- Gdzie?... - zapytuje dalej żona, przejęta własnym zuchwalstwem.
On wstaje, podchodzi do drzwi, otwiera je nagłym ruchem i sprawdza, czy nikt nie podsłuchuje. Sprawdza także rolety na oknach. Odpowiada ściszonym głosem:
- Tam, gdzie zwykle...
- Ty... - powiada żona.
W tym słowie jest wszystko.
Wśród bliskich znajomych Lucusia, jak już wspomnieliśmy, krąży niejasna, podniecająca fama: Lucuś musi uważać... Czy Lucusiowi coś grozi?... Ach, ten Lucuś... Lucuś im daje, no no...
Jego mama niepokoi się o Lucusia, ale jest z niego dumna. Nie mówi o nim inaczej jak mój syn. Natomiast babka Lucusia, niezłomna matrona, mieszkająca osobno, jest tylko dumna. Żadnych obaw nie okazuje na zewnątrz. Mówi do swojej córki, matki Lucusia:
- W naszych czasach trzeba się narażać. Sprawie potrzebni są ludzie nieustraszeni. Gdyby Eustachy żył, działałby tak samo jak Lucuś.
W rozmowie z prawnuczkami robi także aluzje:
- Cieszcie się, że macie takiego ojca i pokazuje im obrazki przedstawiające rycerzy w pióropuszach, galopujących przez równiny. - Wasz ojciec mógłby tak samo. On się nie załamał.
Tymczasem Lucuś wstępuje do szaletu publicznego. Starannie zamyka się w kabinie. Po upływie chwili z tygrysim światłem w oczach rozgląda się raz jeszcze - czy jest sam? - po czym błyskawicznie wyjmuje z kieszeni ołówek i pisze na ścianie: „Precz!”
Wypada z ustępu, wskakuje do pierwszej lepszej dorożki lub taksówki i klucząc ulicami wraca do domu. Wieczorem żona zapytuje go nieśmiało:
- Znów?...
Lucuś działa od dawna i chociaż życie tak intensywne szarpie mu nerwy i przyprawia o bezsenność - nie rezygnuje.
Lucuś jest ostrożny, zmienia charakter pisma. Od czasu do czasu pożycza także w biurze wieczne pióro od swojego zwierzchnika. „Jeżeli zidentyfikują, do kogo należy pióro, którym to napisałem... Ha ha...” - i śmieje się groźnie na myśl, jak z pyszna będzie się miał kierownik biura i jak w błąd zostaną wprowadzeni jego, Lucusia, prześladowcy.
Czasami sytuacja ścina krew w żyłach Lucusia. Zdaje się, że nie ma wyjścia. Na przykład pewnego razu, gdy pisał na ścianie: „Katolicy się nie dadzą” - ktoś gwałtownie załomotał do drzwi. Serce Lucusia zamarło. Był pewien, że to o n i. Gorączkowo starł świeży napis. Łomotanie nie ustawało. Lucuś połknął jeszcze ołówek i dopiero wtedy otworzył. Wpadł tęgi mężczyzna z teczką (czyżby prokurator? - przemknęło Lucusiowi przez myśl), czerwony na twarzy, bez słowa wypchnął Lucusia i sam się zamknął. Ale Lucuś długo pamiętał tę chwilę.
Również fizjonomie babci klozetowych przyprawiały go o niepokoje. A nuż to jedynie charakteryzacja?
Aż pewnego zimowego dnia, kiedy zmierzał ku zwykłemu polu bitwy, przystanął i zamarł. Drzwi publicznego szaletu były zamknięte. A na nich, w poprzek, widniał brutalny napis kredą, niewątpliwie uczyniony ręką siepacza: REMONT.
Lucuś poczuł się jak husarz, któremu w wirze batalii nagle wytrącono koncerz - rozgląda się i nie znajduje swej broni.
Postanowił jednak walczyć nadal. Poszedł na dworzec kolejowy. Ale właśnie z peronu wychodziła kompania żołnierzy i wielu z nich skierowało się tam, gdzie i Lucuś. W Lucusiu zrodziło się podejrzenie. A więc nie tylko użyli zdradzieckiego chwytu REMONT, ale wprowadzają stan wyjątkowy. W Lucusiu powstała wizja wszystkich peronów i ustępów publicznych obsadzonych przez wojsko. Nie, Lucuś jest zbyt przebiegły, Lucuś poznał się na tym. Tak Lucusia nie wezmą.
Nie wątpił, że o n i obsadzili już wszystkie pozostałe obiekty w miasteczku; a więc są już w hotelu ,,Polonia” i w punkcie wyżywienia zbiorowego „Gastronom I”. Ale postanowił, że ostatnie słowo będzie należało do niego. Wsiadł do pociągu, choć tam też był ostrożny. Wysiadł na następnej stacji. Opodal leżała niewielka, uboga wioska. Dobrnąwszy do pierwszego domu, zapytał o ubikację.
- Czego? - zdziwiono się. - My, panie, chodzimy do lasu...
W zagajniku było już mroczno. - Tym lepiej - pomyślał Lucuś. Wszedł w sam środek krzaków i napisał patykiem na śniegu: „Generał Franco wam pokaże”.
Wrócił do domu. Tego wieczoru długo stał przed lustrem, sprawdzając, czy do jego ramion nadawałyby się orle skrzydła.



4 komentarze:

  1. Jeśli ktoś podchodzi do was z darami,a wy ich nie przyjmujecie,to do kogo należą owe dary?Do tego kto je przyniósł.
    Tak samo jest z nienawiścią,gniewem i obelgami.Dopóki ich nie przyjmiemy do siebie należą do tego,kto je przyniósł i nie mogą was zranić.

    Sekretem dobrego kazania jest,aby miało dobry początek i dobre zakończenie,i aby oba były blisko siebie,jak to tylko możliwe.
    Tutaj było za długie i ze zbyt dużym nagłośnieniem.
    https://vimeo.com/230736597

    OdpowiedzUsuń
  2. Bloger to osoba publiczna.... jak się ma ambicje publikowania a tym bardziej opiniowania to trzeba się liczyć z krytyką. Anonimowość chroni prywatność dlatego jest taka opcja do wyboru przy wybieraniu profilu...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. A co chroni blogera przed anonimowym chamstwem i ubliżaniem? Nie mam pretensji do krytyki, ale proszę przeczytać tekst i spróbować go zrozumieć.

      Usuń
    2. W czasie II w.ś.rodzeństwo,studenci-Sophie i Hans Scholl pisali i roznosili ulotki antyhitlerowskie(nie w WC).Zostali ścięci na gilotynie.
      Czytałem książkę,jest też film online.

      "Fake newsy"nie musi pisać człowiek,robią to ro/booty-za darmo:)

      Usuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.