31 października 2017

Moje rowery - GIANT

Niektórzy z Komentatorów pod moimi tekstami już zaczynają marudzić. To malkontenci, którzy zarzucają mi, że na blogu już czuć malkontenctwem z mojej strony. Kiedyś blog, wg nich,  podobno był lepszy.  Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu można dogodzić, ale cieszy to, że i malkontenci na bloga zaglądają, choćby może po to, by sprawdzić czy o nich już napisałem, czy może choć o kimś innym. Takie teksty, właśnie o kimś, najchętniej są czytane. Nie korzystam jednak z tego – tylko w razie konieczności.

            Blog nierozłącznie współpracuje z Facebookiem, gdzie wklejam wszystkie teksty. Tam też mam grono „Znajomych” i Komentatorów, a może i Sympatyków. Co prawda niektórzy zarzekają się, że:
            - … takich przyjaciół jak Pan na pewno mieć nie chcę.
            Ale przecież są i milsze komentarze:
            - … a Panu Panie Bolesławie pragnę podziękować za bloga choć nie zgadzam się ze wszystkim to robi Pan dobrą robotę.
            - Panie Bolku niech Pana Bóg Błogosławi.
            - Dziękuję, Panie Bolesławie, za te słowa refleksji, jest Pa naprawdę dobrym i mądrym człowiekiem oraz fajnym bloggerem. Pozdrawiam b. serdecznie.

            To komentarze z ostatnich tylko kilku dni. I ja za nie bardzo dziękuję. Świadczą one o tym, że pisane przeze mnie teksty, wzbudzają zainteresowanie i kontrowersje, co niejako zmusza do myślenia i zajęcia stanowiska. Chyba właśnie na tym polega przesłanie bloga.

            Są „bezpieczne” tematy, którymi też chciałbym podzielić się z Czytelnikami. Na pewno nie zajeżały reportaże z wycieczek rowerowych. I właśnie o rowerach chciałbym trochę poopowiadać. To dla mnie wdzięczny temat. Trochę może będzie chaotycznie, ale czasami już tak mam.
            Inspiracją, niejako, do zapoczątkowania krótkiego cyklu o rowerach, był nowy nabytek do mojej „stajni” kolejnej wyścigówki, jak to dawniej się mówiło, w postaci kolarskiego roweru GIANT, zamieszczonego na zdjęciu. Dostałem go od kolegi Romka z Budzowa. To kolega z wojska. Spotkaliśmy się w ramach ćwiczeń na poligonie w 1984 roku. Przyjaźń pozostała do dzisiaj.


            Rower wyczyściłem i przygotowałem do swoich warunków. Jest oryginalny, taki, jak został kupiony może nawet 20 lat temu w sklepie, a może i więcej, i taki pozostanie. Nic nie będę zmieniał. Nieoryginalna jest tylko sztyca do siodełka i siodełko.
            Rowery towarzyszyły mi od dzieciństwa. Chyba o wszystkich do 1970 roku wspomniałem w swojej książce „Kapitulna 64”. Zacytuję fragment pochodzący z okresu pierwszej klasy średniej szkoły – Technikum Chemicznego we Włocławku (w pierwszej klasie szkoła nazywała się jeszcze – Technikum Przemysłu Papierniczego – skrót – TPPap).
           
Był taki dzień, kiedy dowiedziałem się, że organizowany jest wyścig rowerowy dla amatorów z Włocławka do Kowala. Podobnie słyszał kolega z mojej klasy, Mirek Milczarek. Zbiórka pod Halą Sportową na Chopina, „w tym a tym dniu, o tej a, o tej godzinie”. Żyliśmy tym wyścigiem, trenowaliśmy nawet. Gdy w określonym terminie zjawiliśmy się na start, okazało się, że żadnego wyścigu nie ma. Było nas tylko dwóch. Nie udało się, ale ziarno sportowej rywalizacji w kolarskiej dyscyplinie, zostało posiane.
             Nie bez znaczenia było, wręcz entuzjastyczne wysłuchiwanie komunikatów i transmisji z etapów Wyścigu Pokoju. Pamiętam zatrzymujących się ludzi przy głośniku na Placu Wolności we Włocławku. Królak, Kudra, Magiera, Kluj, Hanusik potem Szurkowski – to byli dla nas bohaterowie narodowi. To był prawdziwy, narodowy sport.

            W sklepie rowerowym, na ulicy 3-go Maja, po prawej stronie, w wystawie stały nowiutkie wyścigowe rowery. „Huragan” kosztował 2400 zł., a „Jaguar” 3600. Marzenie młodego chłopaka. Taki mieć rower!

            Wspomniana trasa z Włocławka od cmentarza do Kowala, to niejako kultowa droga dla kolarzy w tamtym okresie. To 10-ciokilometrowa, szeroka asfaltówka. Wtedy nie było jeszcze takiego samochodowego ruchu, jak teraz. Bezpieczna droga. Tam jeździło się na maxa, bo szkoda było inaczej.
            Wspomniany Huragan był w niebieskim, takim głębszym kolorze. Jaguar był podobny. Był biały i miał niklowane końcówki widełek i końcówki ramy przy tylnym kole. Chodziłem tamtędy często z kolegami ze szkoły. Nie mogłem się na te rowery napatrzeć.
            Jaki miałem we wspomnianym okresie rower i co było dalej, napiszę już w następnym odcinku.




            

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.