Dzisiaj z dwoma wnukami wybraliśmy się rowerami do Owiesna nad staw PZW, sprawdzić, co dzieje się z łabędziami. Po drodze zahaczyliśmy o ruiny zamku, dojeżdżając do niego niejako od tyłu, bo od strony lasu. Jest taka polna droga na prawo w las za Kietlicami, którą można dojechać do zamku. Zaraz po zjeździe z szosy, smutny widok. Trzy drzwi leżące przy drodze. Stan ich wskazuje na to, że leżą już tam kilka lat. Już nawet nie zachodzę w głowę, jak to mogło się stać, ale jestem przekonany, że nikt tych drzwi przecież przypadkowo nie zgubił.
Staw, na który panny rzucały wianki
w noc świętojańską, organizowaną corocznie przez Gminę Dzierżoniów, zarasta
chwastami. Taki ładny staw. Nie mam pojęcia, co się stało? Czy jakieś
zaniedbanie, czy może coś naturalnego się zadziało. Zmienia się klimat, zmienia
się nam otoczenie i my je też zmieniamy. Wystarczy popatrzeć nawet w Owieśnie,
jak się zmieniło, jakie powstały domy, przy których nie uświadczysz już sterty
obornika, a bramę posesji rolnik otwiera pilotem.
Co do łabędzi, to jest cała rodzinka, choć nie
w komplecie, bo młodych podobno było siedem, a jest sześć. Trochę naginając,
można jednak śmiało powiedzieć, że jest: tato, mama i młode. Potrafię odróżnić
łabędzia od łabędzicy, jakby ktoś miał wątpliwości i nie rozumiał
skojarzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.