Te pierwsze zdjęcia, jakie wykonałem
na Podlasiu w Łosicach na cmentarzu, zainspirowane były pozytywnym odczuciem,
jakiego doznałem na widok śmietników. Kiedy ostatnio tam byłem trzy lata temu,
śmietnik był na zewnątrz, obskurny i na wszystko, jak to często na cmentarzach
bywa. To, co zauważyłem obecnie, to wydało mi się wręcz niemożliwe, jak z
bajki.
Studnia jest tak jak była, ale
dołączona jest pompa i wężykiem można sobie nalać wody do każdego naczynia (całkiem
lekko chodzi). Dodatkowo jest pojemnik na wodę z kranikiem – to chyba dla
starszych ludzi, dla których pompowanie może być za trudne.
Cmentarne odpady są segregowane, a cały
obiekt jest monitorowany.
Na „nowym cmentarzu” są już też postawione
nowe boksy na odpady.
Skąd taka diametralna zmiana? Otóż, jak się
dowiedziałem, zmienił się proboszcz parafii, pod którą cmentarz podlega i
zaprowadził nowe porządki. Widocznie nowy proboszcz przejął się encykliką
papieża Franciszka „Laudato Si”, poświęconą ekologii, w której zapewne o
segregacji śmieci też mnożna co nieco wyczytać, choćby między wierszami.
Brawo dla parafii św. Zygmunta w
Łosicach i brawo dla mieszkańców.
A teraz proszę na wszelki wypadek
usiąść, albo najlepiej dalej nie czytać i nie oglądać, bo czar pryśnie.
Poszedłem z aparatem na nasz
parafialny cmentarz popatrzeć, czy w sprawie śmietników, o których pisałem chyba
dwa lata temu na blogu, coś się zmieniło. Przykro patrzeć i przykro komentować.
To nie tak powinno być. Chyba nasz ks. proboszcz dr Stanisław Chomiak
wspomnianej encykliki papieża Franciszka nie czytał, albo nie wziął sobie do
serca tego, co papież napisał. Przez 18 lat
duszpasterzowania w Bielawie, na cmentarzu bardzo mało się zmieniło, a
należałoby zmienić od zaraz: zarządcę, księdza opiekującego się z ramienia parafii
cmentarzem - o proboszczu już nie wspomnę, bo tego zrobić się nie da.
Jak widać, w naszej parafii krzyż wylądował na śmietniku.
OdpowiedzUsuńZa to mają się dobrze karteczki kontrolne lub książeczki "kontrolki" dla dzieci (uczymy dzieci, że do kościoła chodzi się nie po to by spotkać się z Bogiem, ale po to aby dostać karteczkę lub wpis do kajetu), mamy pomijanie parafian przy decydowaniu o sprawach parafii (to gdyby ktoś miał jeszcze wątpliwości kto jest dla kogo i co się stało z pojęciem "wspólnota"), mamy w końcu politykę w kościele. A nawet w Kościele.
Mam wrażenie, że nasi pasterze naprawdę robią co mogą, aby tylko jak najbardziej zniechęcić do siebie wiernych. Myślałem, że funkcjonujące wśród młodzieży określenie sakramentu Bierzmowania jako sakramentu "pożegnania z kościołem" to jakiś ponury żart, ale coraz bardziej widzę, że nie.
Halo, czy ktoś tam myśli? Czy nikt nie wie, że przymus rodzi opór? Takie pójście na łatwiznę z wszechobecną kontrolą oznacza tylko tyle, że proboszcz nie zna swoich wiernych, skoro musi się uciekać do przymusu i represji. A owocem tego jest zniechęcenie wielu młodych. Czy naprawdę o to chodziło?
...
OdpowiedzUsuń