W tytule tego artykułu zwrot – "złodziej albo świnia",
absolutnie nie dotyczy pana Jarosława – to jest taki podtytuł, o czym będzie
potem. Samo takie skojarzenie, jakby ktoś źle zrozumiał, grozi konsekwencjami
karnymi i wcale bym się nie zdziwił, gdyby znawca prawa, zwłaszcza prasowego i
tego od zdjęć, pan Jarosław, nie skorzystał. Miałby do tego prawo i chyba każdy
ze mną w tej materii się zgodzi, wszak ubliżać nikomu nie wolno.
W nawiązaniu do poprzedniego
artykułu, w którym to pan radny Jarosław Florczak skarżył się niejako, że życie
zmusza go do podjęcia pewnych działań, których jeszcze wtedy nie rozumiałem, przedstawiam
zrzut z profilu pana Jarosława z fb z dnia 10 października, który nawiązuje do
poprzedniego wpisu. Mam nadzieję, że zrzut zabezpieczyłem solidnie na tyle, aby
pan Florczak nie miał powodów do zasądzenia ode mnie pieniężnego
zadośćuczynienia na poniesione krzywdy moralne czy inne, bo takowych nie widzę,
a i pieniędzy nie mam. No, ewentualnie jakieś tysiąc złotych może dałoby się
uzbierać po rodzinie i znajomych. Ale i tak na wszelki wypadek już się zaczynam
bać.
Ciekawa jest treść komunikatu i nie
mniej ciekawa dyskusja pod nim. Z przykrością jednak informuję, że tego
materiału już na profilu pana Jarosława nie ma. Bardzo ciekawym jest to,
dlaczego został skasowany. Muszę o to pana Jarosława zapytać. Zapewne pan
Florczak wypowie się, że jest to sprawa prywatna i jej upublicznianie jest
niedopuszczalne. Otóż sprawa prywatną nie jest, bo fb nie jest prywatnym forum
tylko społecznym i to, co na nim się dzieje, może każdy obserwować, jak i każdy
powinien się czuć odpowiedzialny za to, co pisze.
Pan Jarosław w komunikacie pisze
min.:
KOMUNIKAT! BIELAWA MAJTAŁN!
Szanowni państwo.
w związku z ewidentnym naruszeniem moich praw autorskich przez
wydawnictwo firmujące się znakiem „Biblioteca Bielaviana” od dzisiaj zawieszam ... (…). Jedynie pozostała jedna z panoram miasta, która może być dowodem w sprawie
(chodzi o termin jej publikacji) (…). (pisownia oryginalna)
Myślę, że chodzi o
„Bibliothecę”, a nie „Bibliotecę” – to tak dla formalności.
Wydawnictwo Bibliotheca Bielaviana podlega Miejskiej Bibliotece Publicznej
w Bielawie, która ma wspólne podwórko z Miejskim Ośrodkiem Kultury i Sztuki, w
którym to MOKiSie pan Florczak nie jest jakimś tam tuzinkowym pracownikiem. No
i tak pan Jarosław, jak i MBP mają jednego chlebodawcę – burmistrza. Co w
MOKiSie pan Florczak robi i w co się bawi można przeczytać w oficjalnym linku: http://www.goldenline.pl/jaroslaw-elek-florczak/
Przy tej okazji można
się dowiedzieć, że określanie pana Jarosława Florczaka również odniesieniem
„Elek”, jest jak najbardziej poprawnym.
Po „Komunikacie”
rozpętała się dyskusja, która miała swoją kulminację w postaci złodzieja albo
świni, jak można przeczytać ze zrzutu.
W komentarzu pan
Jarosław bardzo ciekawie pisze:
(…) Zdjęcia
nie zostały ściągnięte z FB. Ale kilka z nich na FB widniało. Wiele osób z nich
korzystało, przekazując dalej, nie miałem przed tym oporu ani uwag, wszak
chodzi o pokazanie piękna Bielawy. (…).
Szanowni Czytelnicy,
proszę dobrze zapamiętać to stwierdzenie, bo może przydać się do dalszych
rozważań, jeśli czegoś „w sprawie” się dowiem.
Jedna z komentatorek
pisze: (…). Myśli, że mu wszystko wolno.
Takie stwierdzenie pokazuje winowajcę w rodzaju męskim, a
z kontekstu zdania wynika, że osoba komentatora wie, o jakiego mężczyznę
chodzi. Mogę przypuszczać, że pan Jarosław, jako pokrzywdzony przez wydawnictwo
BB, wskazał we wcześniejszym kontakcie na mężczyznę, który dopuścił się
ewidentnego naruszenia jego praw autorskich.
Potwierdza to również
przedostatni komentator, który pisze:
Można go nazwać złodziejem albo porostu świnia, zna cię wystarczy
spytać (pisownia oryginalna).
To jest również ciekawe. Zwrot „go” oznacza mężczyznę,
jak wcześniej. Nazwanie kogoś, kto bez zgody autora pobrał gdzieś jego zdjęcia
(właśnie skąd, jeśli nie z facebooka?) złodziejem lub świnią, chyba nie
przystoi „znajomemu” Elka, który obraca się w sferze kultury i sztuki. I tu też
można z całą pewnością powiedzieć, że facet, który napisał o złodzieju i świni,
tego złodzieja czy świnię zna, a przynajmniej kojarzy, o kogo chodzi, bo mu o
tym Elek prawdopodobnie powiedział.
Jest jeszcze drobny niuans w tej wypowiedzi. Komentator
pisząc, że wystarczy spytać, zna cię, niejako
potwierdza, że gdyby złodziej spytał, na pewno uzyskałby zgodę, na publikowanie
tych zdjęć. Potwierdził to również pan Jarosław w swojej wcześniejszej
wypowiedzi: nie miałem przed tym oporu
ani uwag, - jeśli nawet ktoś pobierał zdjęcia bez jego zgody.
Skontaktowałem się z tym komentatorem od złodzieja i
świni i gwarantując mu anonimowość, zapytałem, jaką osobę miał na myśli?
Mój rozmówca potwierdził, że wg niego wystarczyło spytać
o wykorzystanie zdjęć i nie byłoby problemu z pozwoleniem, a kogo miał na myśli
– to jego prywatna sprawa. Sugerując jednak, abym spytał o to bezpośrednio pana
Jarosława Florczaka, potwierdza niejako, że dla niego i pana Florczaka, jest to
ta sama osoba.
No to na dzisiaj wystarczy. Jak coś się dowiem więcej w
tej sprawie, to będzie ciąg dalszy.
zasada jest prosta. Zdjęcie należy do autora i bez pytania powielać go nie wolno. Nie ważne kto zrobił a kto wykorzystał. Chodzi o zasady
OdpowiedzUsuńZgadzam się do zasady, jednak nie zgadzam się z tym, że jednemu wolno zdjęcie wykorzystać i właściciel nie ma pretensji, a inny, jeśli bez pozwolenia je wykorzysta, traktuje się to jako naruszenie praw autorskich, jak to pan Jarosław pisze. Różne standardy do różnych podmiotów wg uznania?
UsuńJakie to małostkowe, kłócić się o fotki z BB. Trzeba byłoby przyjrzeć się czy taka fotografia jest w ogólne przedmiotem prawa autorskiego. Nie każdy "cykacz" fotek jest twórcą, jak i nie każda fota uznana będzie za utwór. Domniemywam, że autorem fot jest Pan radny, który zapewne za twórcę się uważa - skarżąc się na fejsie. Zapewne radny udowodni, że te foty były przejawem jego twórczości o indywidualnym charakterze. Panie Bolesławie, to twórca decyduje dowolnie komu udostępnia zdjęcia, a komu nie. Wcale nie musi ich podpisywać. W praktyce nikt nie "kisi" fot, tylko z chęcią pozwala na ich publikację (zwłaszcza w celach niezarobkowych). Wystarczy spytać autora.
UsuńNo i to jest pytanie, czy wydawnictwo BB, podległe burmistrzowi, jakby nie było, podobnie jak pracownik MOKiSu pan radny Florczak, nie miało zgody autora na publikowanie tych jego zdjęć, może nawet w części czy w całości wykonanych w godzinach pracy pracownika, jakby nie było Urzędu. Czy fotografie wykonane w godzinach pracy pracownika, są własnością "twórcy cykacza", czy pracodawcy, czyli poprzez MOKiS UM, reprezentowanego przez burmistrza i jego zastępców? To radny Florczak musiałby udowodnić, że "ukradzione" jego zdjęcia wykonał poza godzinami pracy.
UsuńTemat prosty, wystarczy sięgnąć do ustawy, autorem zdjęć i praw autorskich dzieła jest jego twórca. Czy zdjęcia były dokonane w godzinach pracy czy po to nie istotne. Istotne jest to czy zgoda na publikację (gdziekolwiek) przez osoby trzecie lub firmy była wyrażona pisemnie, jeśli nie to było niezgodne z prawem.
UsuńJeśli zdjęcia były wykonywane na zlecenie pracodawcy, sprzętem pracodawcy i na jego pisemne polecenie, a autor zdjęcia otrzymał za to wynagrodzenie i przeniósł drogą pisemną prawa autorskie na osobę prawną wtedy zdjęcia należą do firmy
Panie Bolesławie, pana tok rozumowania jest mocno wypaczony, proszę sięgnąć do ustawy:
Usuń1. Burmistrz nie zatrudnia, tylko dyrektor placówki, więc podwładnym jest dyrektor nie burmistrz (Kodeks Pracy)
2. Idąc pana tokiem rozumowania to będąc w pracy zdrobie zdjęcie telefonem to też powinno być przeniesienie praw autorskich na pracodawcę.
Dobra autorskie w Polsce są bardzo mocno chronione, nie ważne kiedy gdzie i po co, ważne kto zrobił, kto ma oryginały, nikt zdrowy na umyśle nie przekazuje praw autoskich nikomu, jedynie udziela ODPŁATNEJ lub bezpłatnej licencji na dane wykorzystanie zdjęcia/dziełą/filmu. Pan JArek dobrze wie, że jest na pozycji wygranej i walczył, poszedłby do sądu i pewnie by wygrał.
Dzieło w myśl ustawy jest, mówiąc w wielkim skrócie, ŚWIĘTE!
No, raczej dyrektor w tym przypadku jest przełożonym, a nie podwładnym. Z tego toku rozumowania wynika, że nie warto jakichkolwiek zdjęć obcych wykorzystywać tym bardziej, że jak widzę, już nawet ustna zgoda dla sądu jest niewystarczająca i musi być pisemna. Również wnioskuję z wypowiedzi Anonima, że mogą być tacy "twórcy, którzy tylko czyhaj na to, żeby ktoś bezprawnie wykorzystał zdjęcie, aby przyjąć postawę roszczeniową. Ja wielokrotnie pobierałem zdjęcia z Internetu, zaznaczając, że to z Internetu, bo przecież internet jest naszym wspólnym cywilizacyjnym dobrem, a nie powodem, aby ciągać się po sądach. Zdanie "Pan Jarek dobrze wie, że jest na pozycji wygranej i walczył, poszedłby do sadu i pewnie by wygrał", trochę wyprzedziło mój tok rozumowania w sprawie. Jeśli to możliwe, proszę przybliżyć mi w odniesieniu do pana Jarka zwrot "walczył" na pocztę. Oczywiście anonimowo. Będzie materiał na następny odcinek. Pozdrawiam. boleslawstawicki@gmail.com
UsuńOd czasu jak zrównano świnię z facetem ("facet to świnia")upłynęło trochę czasu i oto pożyteczne zwierzę zrównano ze złodziejem. Próbuję sobie wyobrazić świnię jako "szopenfeldziarza" (rodzaj złodzieja)albo np.malwersanta w zarękawkach. Myślę, że przy takiej kreatywności językowej ludzi niedługo słowo świnia stanie się przydomkiem a może nawet zaszczytnym
OdpowiedzUsuńtytułem. Oczywiście pierwej do rangi cnoty zostanie podniesiony pewien styl bycia.Czy sądzicie że jest to czas przyszły lub odległy?