Ale koledzy nie zawiedli i nie było
żadnej rozmowy na temat pogody. Jedna decyzja – Jaworzyna Śląska – i wszystko
jasne. Jedziemy we trójkę, a w jakim składzie to już nawet nie trzeba przedstawiać,
bo w stałym składzie; przez Pieszyce, Piskorzów, Lutomię, Bojanice, Opoczkę.
Po prawej stronie przed dojazdem do
Świdnicy jest ogromne pole słoneczników. Zapewne przeznaczone na olej
słonecznikowy. Ale w tym roku opady w dużych ilościach, chyba nie posłużyły
uprawie.
Świdnica Kraszowice, na której już chyba
nie stają pociągi i zamglony widok na Świdnicę.
Musimy
jechać objazdami, bo i tam ciągle się coś robi. Prowadził kolega Tadeusz i nie
mieliśmy mu wcale za złe, że trochę pobłądził. Nacierpiał się tylko
niepotrzebnie na kostce, ze złamanym palcem.
Dalej już heja na Jaworzynę dobrym
asfaltem i 30 na godzinę z licznika nie schodzi.
W Jaworzynie impreza, o czym już wcześniej
wspomniał jeden z Komentatorów na blogu. Dużo podekscytowanych ludzi, kolejki
do kasy, gwiżdżące parowozy – niezatarte wspomnienie dawnych lat.
Pooglądaliśmy, pojedliśmy,
pogadaliśmy i czas w drogę powrotną.
Na koniec miły akcent i
przyrzeczenie, że od dzisiaj jeździmy tylko pociągami. Inaczej nie wypadało podziękować
za wspólne zdjęcie.
czekamy na kolej w Bielawie
OdpowiedzUsuńKamizelki i elementy odblaskowe ratują życie ! Nalezy pamiętać o tym.
OdpowiedzUsuń