W
1988 roku przeprowadziliśmy się na większe mieszkanie. Piwnica też trafiła się
nam większa, a nawet bardzo duża. Chłopcy podrastali i wyrośli już dawno z
dziecinnego rowerka, jaki dostaliśmy od rodziny z Ciechocinka. Starszy, Michał,
jeździł na składaku, a młodszemu Maćkowi kupiliśmy od znajomego rower
młodzieżowy. Wszystko było takie jak w składaku, tylko rama była mniejsza i
tarcza przekładniowa miała mniej zębów. Ładnie się prezentował. Jest do dzisiaj
u nas, ale już bez kół. Można w każdej chwili odtworzyć. Nie pokazuję, bo to
nie mój rower.
Mając trzy rowery pojechaliśmy nawet
kiedyś w wakacje do Budzowa. To był już wyczyn i pierwsza taka długa wycieczka.
Michał, pojechał kiedyś
spontanicznie z kolegami na składaku na daleką wycieczkę gdzieś w okolice
Ślęży. Długo nie wracali. Wyjeżdżaliśmy nawet po nich samochodem. Przyjechał
wykończony. Obliczyliśmy, że mógł na tym składaku przejechać 72 km. Trzeba było
kupić lepszy rower. Kupiliśmy mu Waganta prosto ze sklepu. To były dobre,
popularne wtedy rowery turystyczne. Był w kolorze czerwonym. Pokazuję na
zdjęciu z Internetu, jak wyglądał:
Był taki czas, że przywożono rowery
z Niemiec. Można było kupić całkiem tanio dobry rower. Ja taki sobie kupiłem.
Był w kolorze stalowym, z kolarską kierownicą, ale taki turystyczny. Michał
sprzedał Waganta koledze, bo wtedy kolega chciał jeździć z nimi na wycieczki, a
nie miał roweru. Prawdopodobnie wtedy jeździł na moim. Maćkowi kupiłem
też rower z Niemiec. Jest do dzisiaj. Trudno jednak z pamięci wszystko
dokładnie odtworzyć.
Na tym moim rowerze pojechał Michał z
kolegami w 1993 roku w wakacje na rajd po Polsce. Byli nawet w Zakopanem. W
drodze powrotnej uległ strasznemu wypadkowi. Rower całkowicie zniszczony.
Latem 1995 roku kupiłem rower od prawdziwego
kolarza, Cześka Bronowickiego, bo on kupił sobie nowy. Nie bardzo chciałem, ale
namówił mnie Stasiek Klekota, mój dawny sąsiad z klatki, który mieszkał z
rodziną naprzeciwko mnie. Zbiegiem okoliczności Bronowicki miał mieszkanie po
mnie. Rower kupiłem, jak dobrze pamiętam, za 6 milionów zł. Dostałem jeszcze do
tego nowe, kolarskie buty. Choć rower był dla mnie trochę za duży, to i tak
byłem dumny, że taki rower mam. Jest on na zdjęciu zrobionym w Niemczy w 1997
roku, trzymany przez mojego bratanka.
Ja wkrótce po tym kupiłem drugi
rower wyścigowy, który jest na zdjęciu. Był fioletowy z białymi końcówkami
ramy. Linki hamulcowe były kryte w kierownicy. Podobał mi się ten rower i
dobrze się na nim jeździło. Kupiłem go w Dzierżoniowie w sklepie z używanymi
artykułami, który był naprzeciwko stadionu, tam gdzie jest pomnik. Może jeszcze
ten sklep nawet jest. Zaglądałem czasami do niego, o czym jeszcze napiszę. Ten
fioletowy rower miał potem syn Michał.
Koszulka kolarska, którą mam na
zdjęciu na sobie, była kupiona w Meksyku. Dostałem ją od najmłodszego brata.
Po spodenki kolarskie, rękawiczki i
inne akcesoria potrzebne w moim amatorskim kolarstwie, jeździłem do Świdnicy,
„do Gienka”. Miał sklep przy katedrze. Lubiłem te rowerowe wyprawy do Świdnicy.
Oczywiście jeździłem po okolicy; najpierw sam, a potem już w nieformalnej
grupie „Chmiel”, o czym już niejednokrotnie na blogu wspominałem.
był taki czas
OdpowiedzUsuńW Walimiu małe sukcesy w kolarstwie osiągał Gerard Wilski.
OdpowiedzUsuńW Strzegomiu kupiłem rower wyścigowy od kolegi.Po małym remoncie jeździł na nim syn,potem sprzedał go sąsiadowi.Był to rower Szozdy.
Mogę się tyko pochwalić,że w latach 50.ubw.jeździłem na poniemieckich rowerach(nartach).Potem Ojciec kupił nam nową Mife.Gdy wygrałem na loterii motorower Komar(z pedałami) rower odstawiłem.Były jeszcze motocykle Jawa,SHL,WFM.Po wojnie Ojciec miał Indiana.
Jazda bez trzymanki...
naszeblogi.pl/48593-ograniczenia-dla-rowerzystow-koniecznoscia
Niedawno w Ludwikowicach mijałem się z kolumną rowerzystów,gdy nagle z naprzeciwka wyskoczył mi na trzeciego samochód osobowy.Ja zachowałem spokój,ale moja żona...dobrze,że mam"zdrową podłogę"w moim rzęchu:)
No, no. Rower Szozdy. Szozda z Szurkowskim stanowili świetny duet. Przyznam, że kolejne wygrywane etapy i wyścigi przez Szurkowskiego już mnie nudziły. Było wiadome, kto wygra gdy startował Szurkowski. Nasze chłopaki z Bielawy jeździli w "Dolmelu" i z Szurkowskim mieli kontakt. Ja miałem okazję kiedyś w Dzierżoniowie postać koło niego i miałem i z tego radość. W Sobótce spotkaliśmy kiedyś Janka Magierę. To następny, wielki kolarz.
UsuńKombinowano, by zdobyć rower :) na szczeście dziś jest o to o niebo lepiej
OdpowiedzUsuńObecnie wybór rowerów jest tak ogromny, że z pewnością każdy znajdzie odpowiedni model dla siebie
OdpowiedzUsuń