Tak było w przypadku książki „Solidarność Ziemi Dzierżoniowskiej”, do której dałem do wykorzystania wykonane przeze mnie zdjęcia i inne materiały, i ku mojemu zaskoczeniu, jedno z nich wyeksponowano nawet właśnie na okładce. W książce, na stronie informacyjnej, jest adnotacja, że jest to zdjęcie z moich zbiorów.
Niezrozumiałe jest jednak dla mnie to,
że w przypadku tej książki o samorządzie, popełniono taki błąd.
Zrozumiałe jest natomiast dla mnie
oburzenie pana Jarosława Florczaka, gdy otrzymał uroczyście w prezencie od
gminy Bielawa jako radny egzemplarz publikacji na sesji czy komisji i zobaczył
okładkę. Zapewne jej projektu wcześniej nie znał, bo jeśliby znał, to może by
zareagował i upomniał się o swoje prawa wcześniej.
Pomijam, co działo się i w jakim
gronie w sprawie ustalenia szaty graficznej okładki, bo jeszcze tego nie wiem. Wiem
natomiast to, że okładka została wykonana poprzez tzw. przeprojektowanie z
zaproszenia na uroczystą sesję Rady Miejskiej w dniu 30 maja 2015 roku dla uczczenia
25. rocznicy samorządu bielawskiego. Bez trudu można zaproszenie znaleźć na
stronie PdB: http://porozumieniedlabielawy.pl/?p=689
Projektant
zaproszenia i okładki – ta sama firma. Wykonawcę projektu nie interesowało,
czyje są zdjęcia na zaproszeniu, jak i nie interesowało go, czyje są zdjęcia
dane na zaproszenie. Dostał zdjęcia z Urzędu Miasta i według ustaleń miał
wykonać projekt. Tak więc to UM te zdjęcia od radnego Florczaka otrzymał. Kto
to uczestniczył w tym, to ja nie muszę wiedzieć, ale logicznym jest, że to zapewne
referat Promocji Miasta. I, jeśli po 30
maja 2015 roku pan Florczak, co do wykorzystania jego zdjęć na zaproszenie nie
miał pretensji, to znaczy, że wyraził zgodę na ich publikowanie.
I tu jest ciekawa sprawa i być może
właśnie w tym punkcie popełniono błąd. Szanowny Komentator, który stwierdził,
że pana (czyli mój) tok rozumowania jest mocno wypaczony, niech
mi wytłumaczy taką hipotetyczną sytuację:
Czy jedna osoba, czyli „on”, który
został posądzony o tak niecne czyny, że aż został nazwany złodziejem albo
świnią, albo jakiś sztab, mając w pamięci zaproszenie i wyrażoną wcześniej
zgodę autora zdjęć do ich wykorzystania na zaproszenie, musiał ponownie pytać o
zgodę w przypadku okładki książki, która została wykonana na kanwie
zaproszenia? Moje mocno wypaczone rozumowanie podpowiada mi, że skoro raz była
wyrażona zgoda, czyli niejako Urząd Miasta otrzymał licencję na użycie tych
zdjęć, to i wykonane zaproszenie wraz z szatą graficzną było już własnością
Urzędu i Urząd mógł sobie robić z nią co chciał. W tym przypadku „chciał”
przeprojektować ją na okładkę. A może to właśnie jest pułapka i choć nie
zastawiona przez radnego Florczaka, to niewinna, niedoinformowana „zwierzyna”,
że to pułapka, w te sidła wpadła. A jak wpadła i pułapkę pan radny zauważył, to
dlaczego z tego nie zrobić pożytku. Za wypuszczenie „zwierzyny” – nagroda w
postaci zadośćuczynienia.
To oczywiście hipotezy, ale może coś
w tym prawdy jest.
Komentator na blogu również pisał,
że Pan Jarek dobrze wie, że jest na
pozycji wygranej i walczył, poszedłby do sądu i pewnie by wygrał.
No, w tym przypadku nie byłbym taki
pewien, czy by wygrał, bo nie przypuszczam, że była jakaś zła wola ze strony
Wydawcy, a może tylko niedoinformowanie. Wydawca nie musiał nawet wiedzieć,
czyje są zdjęcia na zaproszeniu. Tak więc to „pewnie”, pisane przez Komentatora,
ma dwa znaczenia – „na pewno” i „prawdopodobnie.
W zlikwidowanym materiale na Fb
jedna z komentatorek pisze:
Między
innymi ja… ale pozwolenie miałam. Myśli, że mu wszystko wolno.
Jarosław odpowiada: Dokładnie
I tu też się zastanawiam, czy to „dokładnie”,
jako zwyczajowy zwrot dotyczący potwierdzenia, dotyczy pozwolenia, czy tego „go”,
któremu wszystko wolno.
To dopiero ciekawe.
Panie bloger skoro kupił Pan komputer i licencję Windowsa na ten że komputer to nie znaczy że może Pan ją instalować na każdym następnym nowym komputerze .chyba jasno wyjaśnione a jak Pan nie zrozumiał to już nie zrozumie
OdpowiedzUsuńTym razem zrozumiałem, ale się z tym nie zgadzam. Ale rozumiem, że takie jest prawo, tylko kto o tym wie?
UsuńNiech Pan zrobi eksperyment z prawami autorskimi. Jest tu w powiecie kilka portali większych lub mniejszych, gorszych lub lepszych oraz grupa ludzi amatorów fotografów specjalizujących się np. w makro, portretach, naturze, sporcie itd. Wystarczy napisać do nich o możliwość wykorzystywania na przyszłość zdjęć na swoim blogu. W tych odpowiedziach będzie miał Pan porównanie w różnym podejściu do praw autorskich i zapewne odmienne podejście do zasad i warunków na jakich będzie miał Pan zgodę na publikację. Co do zdjęć radnego, to odpowiada za ten "pasztet" osoba, która dała te zdjęcia autorom okładki bez wiedzy radnego. Z drugiej strony radny mógł załatwić to bez publicznego wywlekania.
UsuńCiekawe czy pan bloger ma oryginalne oprogramowanie czy nie trzeba by było poddać Pana sprzet komputerowy weryfikacji odpowiednim służbom :-)
OdpowiedzUsuńZapraszam Szanownego Anonima z odpowiednimi służbami :-)
UsuńZabiorą komputerek na 3-6 miesiące do sprawdzenia oprogramowania nie tylko windowsa bo jak juz pan sie przyznal ze lubi pan sobie czasami cos sciagnac z sieci ,inaczej będziemy rozmawiać hehehe
UsuńAnonim, ale ty gł.pi jesteś.
Usuńtoś się anonimku rozpisał do anonimka bardziej zwięzłej odpowiedzi w życiu nie widziałam
Usuńto ze pan Florczak udostępnił zdjęcie do jednego projektu to nie znaczy ze to samo zdjęcie może być wykorzystywane ponownie do innych projektów. Prawa autorkie! Ma pan rower. Pozwolił mi się pan na nim raz przejechać. Po roku patrzy pan przez oko a ja jeżdżę na pana rowerze. I co? przecież pan mi raz pozwolił?
OdpowiedzUsuńTo nie było zdjęcie ani zdjęcia, tylko zaproszenie skomponowane z wykorzystaniem zdjęć pana Florczaka, o czym na etapie proponowania okładki nie wiedziano. Dowiedziano się o tym dopiero po interwencji pana Florczaka, kiedy już książka była wydrukowana i rozdana radnym.
Usuń