Strony

28 kwietnia 2015

Rowerem do Głuchołaz

W ostatni weekend razem z kol. Jankiem przeżyliśmy rowerową przygodę, uczestnicząc w 38. Szkoleniowym Zlocie Przewodników Turystyki Kolarskiej PTTK Województwa Opolskiego „Szlakiem nyskiej drogi św. Jakuba”.  Co roku jestem zapraszany na w/w imprezę i z zaproszenia korzystam, lecz ciągle mam problem z towarzystwem na dość wymagającej trasie. W tym roku bardzo chętnie zadeklarował się kol. Janek, dzięki któremu średnia prędkość na trasie była nieco wyższa od przeciętnej.

W piątek 24 kwietnia o godz. 10.00 wyruszyliśmy z Ronda Miast Partnerskich, aby pokonać dystans pomiędzy Bielawą a Głuchołazami. Na początek podjazd pod Kietlice – niezła rozgrzewka. W Przedborowej zatrzymujemy się przy plebanii w celu uzyskania ostatniego potwierdzenia, czyli pieczątki na Kolarską Odznakę Pielgrzyma (obiekty sakralne). Chciałbym nadmienić, że zdobyłem już wszystkie stopnie Kolarskiej Odznaki Turystycznej i trudno jest zrezygnować w zdobywaniu dalszych odznak.
W szybkim tempie mijamy Ząbkowice Śląskie, Kamieniec Ząbkowicki – pamiątkowe zdjęcie na tle zamku z czterema wieżami, Byczeń i droga, którą nie lubią cykliści; monotonna, nierówna (płyty betonowe), duży ruch samochodowy. W Paczkowie w rynku robimy dłuższą przerwę na posiłek oraz korzystamy z informacji turystycznej młodego gimnazjalisty na temat zabytków tego miasta. Następnie przejeżdżamy przez Ujeździec i w Dziewiętlicach przekraczamy granicę państwa na 55 km. W Republice Czeskiej jazda rowerem to czysta przyjemność, dlatego wybraliśmy ten wariant trasy. W pewnym momencie powiedziałem do kolegi: „ - Jeśli znajdziesz dziurę w jezdni, stawiam czeskie piwo”. Wiedziałem, co robię, ponieważ na tym odcinku (30 km) nie ma ani jednej dziury w asfalcie. Jeżeli Czech użyje sygnału dźwiękowego, to raczej jest to gest pozdrawiający aniżeli ostrzegawczy.
I tak mijamy kolejne miejscowości: Bernartice, Vidnava, Vielkie Kunetice, Mikulovice i ponownie wracamy do kraju już w Głuchołazach. O godz. 16.00 meldujemy się w bazie Zlotu, a licznik rowerowy wskazał przejechanych 86 km. Kwaterunek, prysznic, kolacja i prelekcja uczestników pieszej pielgrzymki szlakiem św. Jakuba do Santiago de Compostella. Właściciele obiektu, w którym byliśmy zakwaterowani (Czerwony Kozioł) w Głuchołazach co roku pokonują pieszo etap szlaku, a na ścianie korytarzowej widnieje mapa pokazująca stan faktyczny; ile przeszli i ile jeszcze zostało. Były zdjęcia, komentarze, przeżycia, świadectwa. Po zakończeniu nabrałem chęci, aby szlak św. Jakuba przejechać rowerem. Do późnych godzin nocnych rozmawialiśmy z kolegami, wspominając wspólne zloty, tysiące razem przejechanych kilometrów.
Następnego dnia po śniadaniu o godz. 9.00 - wyjazd na wcześniej zaplanowaną trasę przy pięknej słonecznej pogodzie. Z Głuchołaz przez rynek do Bodzanowa, następnie Nowy Świętów i Biskupów. Tu się zatrzymujemy i zwiedzamy Klasztor Benedyktynów oraz robimy sesję zdjęciową pod pomnikiem św. Jana Pawła II. Dalej przez Morów, Białą Nyskę i w Nysie dłuższa przerwa na zwiedzanie zabytków tego pięknego miasta. W pierwszej kolejności Katedra Nyska, Muzeum oraz Twierdza. Ze względu na napięty program nie było szans na zwiedzenie większej ilości obiektów, więc przez Siestrzechowice dotarliśmy do miejscowości Koperniki. Tam dowiedziałem się, że przodkowie naszego astronoma pochodzili z tej miejscowości i aby to uczcić w świetlicy utworzyli małe planetarium z wysokiej klasy teleskopem i rozsuwanym dachem. Panie z koła gospodyń trudnią się wypiekiem pysznych pierników, postawiono drewniane wiaty, aby strudzony turysta miał gdzie odpocząć. Hitem dnia była miejscowość, w której przed tabliczką z nazwą Kijów ustawiała się kolejka. Każdy chciał sobie zrobić zdjęcie na pamiątkę.
Przez Sławniowice wjeżdżamy na teren Czeskiej Republiki i podobnie jak dzień wcześniej pokonujemy analogiczną trasę do Głuchołaz. W tym dniu licznik wskazał 70 km. Wieczorem obiadokolacja i posiedzenie Komisji Turystyki Kolarskiej PTTK, gdzie omawiane były sprawy organizacyjne, a następnie ognisko i pieczenie kiełbasek. W niedzielę rano śniadanie i o godz. 10.00 podsumowanie i zakończenie Zlotu, w którym wzięło udział 92 uczestników. A był to międzynarodowy Zlot ze względu na udział dużej grupy z Ukrainy, było kilku Czechów i Słowaków oraz Niemiec. Z zazdrością spoglądałem na kilkunastoosobową grupę ze Strzelec Opolskich w jednakowych kamizelkach odblaskowych z logiem swojego klubu. Podobnych do naszych z „Wirażu” z tą jednak różnicą, że oni jeżdżą i ich widać.
O godz. 11.00 wyruszamy w drogę powrotną, która pokrywa się z sobotnią, lecz z drugiej strony wygląda inaczej. Dojeżdżamy do Bernartic, ale nie przekraczamy granicy jadąc w kierunku Javornika, Bila Voda i tu wjeżdżamy na teren kraju w Złotym Stoku. Przed nami Przyłęk, gdzie zaczyna padać deszcz i trzeba było uruchomić pelerynki, Potworów, Brzeźnica, Jemna, Grodziszcze, Ostroszowice i Bielawa. Na liczniku ukazała się cyferka 104 km.
Tak jak wspomniałem jest to impreza cykliczna i co roku odbywa się w innej miejscowości woj. opolskiego. W przyszłym roku ma się odbyć nad Jeziorem Turawskim i już dzisiaj serdecznie zapraszam chętnych do wzięcia udziału. Trasę Bielawa – baza zlotu - można również pokonać samochodem, a dopiero w sobotę wsiąść na rower i przejechać ustaloną trasę rajdową w powolnym tempie z przerwami na zwiedzanie ciekawych obiektów.


                                                                                                                             Tadeusz Gonet









4 komentarze:

  1. Bardzo popieram i gratuluję. Podziwiam szczególnie odwagę podjęcia decyzji, aby wyruszyć w taką drogę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Drogi Tadziu! Nie bardzo rozumie Twojej zazdrości grupy ze Strzelc. Koledzy z "WIRAŻA" też jeżdżą a nie widać ich dlatego że wstydzą się założyć "grupową" kamizelkę czego przykład jest na zdjęciach zaprezentowanych na stronie. Przykre.
    A. Karasiński

    OdpowiedzUsuń
  3. Kolego Andrzeju! Przykre to jest to, ze Grupa Wiraż własnie nie jeździ. Nasza mała grupa, która co sobotę jeździ, nie będzie robić na konto Wirażu, który robi wszystko, oprócz jazdy na rowerach, jak to onegdaj było. A kolega Janek jeździ w kamizelce i jest w tym konsekwentny. Koledzy, którzy z Tadeuszem jeździli na zgrupowania i on nawet gdy jeździł sam, też jeździli w kamizelkach Wirażu, a nawet nie wklejono na stronę Wirażu sprawozdania z tej imprezy, choć Tadeusz o to prosił w pierwszej kolejności. Tym razem też mnie pytano, czy mają jechać w kamizelkach. Odradziłem, bo nie reprezentowali grupy, tylko siebie, jako prywatne osoby. Jutro jedziemy do Sulistrowiczek, to pogadamy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kolego Andrzeju na wyjazd do Głuchołaz nie zakładałem kamizelki Wirażu ponieważ nie utożsamiałem się z grupą rowerową. Wyjaśniam dlaczego: rozpoczęcie sezonu 2 maja trochę późno, jak również dwie czy trzy pielgrzymki w roku za mało.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.