Strony

4 września 2014

Chce mi się wyć, czyli obywatelu Ryszardzie, jak żyć w lombardowym królestwie

Przez ostatnich dwieście lat znani byliśmy, my Bielawianie, jako włókiennicy. Ten przemysł był mechanizmem napędowym rozwoju miasta. W latach świetności niemal 30% miasta należało do zakładów Christin Dierig Aktiengesellschaft. Bielawskie zakłady włókiennicze prężnie rozwijały się również po zakończeniu II wojny światowej.  W okresie prosperity zatrudniały 13 tysięcy pracowników. Na karty historii i kultury dostaliśmy się także dzięki dzielnym tkaczom. Nie kto inny, jak późniejszy noblista Gerhart Hauptmann w swoim dramacie Tkacze opisał bunt bielawskich włókienników z czerwca 1844 roku. Mieszkał tu nawet przez pewien czas, by lepiej poznać atmosferę miasta i jego mieszkańców. Jaki dramat napisałby przesławny noblista, gdyby żył w dzisiejszym mieście? Chyba jedynie epos o miejscowych lombardach. To one dzisiaj są jednym z najbardziej widocznych osiągnięć obecnej władzy.
Nikt by jeszcze jakiś czas temu nie przypuszczał, że Bielawa stanie się królestwem lombardów. Bo czymże były w naszej świadomości takie miejsca? Chyba skamieliną po dawnych przedwojennych czasach, a nie receptą na kryzys. Pozbawieni łatwego dostępu do bankowych kredytów i przede wszystkim pracy Bielawianie, i nie tylko, tylko w ten sposób zdobywają pieniądze na bieżące wydatki. Próbują zastawiać niemal wszystko – odzież, używane buty, sprzęt AGD, stare gramofony, a nawet wypchane zwierzęta.
Dla niektórych są też sposobem na biznes, bo rynek pożyczania pieniędzy oceniany jest przez specjalistów na 500 mln złotych. Najczęściej powstają w niedużych miastach, takich jak nasza Bielawa. Są także wyznacznikiem wątpliwej skuteczności władzy, która wszem i wobec deklaruje chęci zwalczania bezrobocia. Wypisz wymaluj, jak u nas. Pewnie dla niektórych lombardowy, czy monopolowy biznes to biznes. Tylko, co czym on świadczy? O prężności społeczeństwa? O kreatywności? Chyba trudno porównać go choćby z wytwarzaniem dóbr społecznie użytecznych. No może, gdy bardzo się chce przykryć nieudolność rządzących miastem? Nie raz z ust dworzan obywatela Ryszarda słyszałem – „miasto nie jest od tworzenia miejsc pracy”. Nie??? A kto jest bodaj największym pracodawcą w Bielawie? Chyba nie pan Kazik, reperujący buty, czy stare telewizory. Z kim będzie rozmawiał potencjalny inwestor, który (chyba przez pomyłkę) trafi pod Wielką Sowę? Z panem Władkiem z osiedla? Ze starym Kowalskim, czy Nowakiem? Jeśli urzędnicy, opłacani co miesiąc pieniędzmi podatnika taką mają filozofię rządzenia, to niech lepiej pójdą na grzyby (sezon już tuż, tuż) i zwolnią miejsce ludziom kompetentnym i mającym wiedzę, jak podźwignąć Bielawę z tej koszmarnej zapaści. Inaczej nie można nazwać dzisiejszego stanu, w jakim wegetuje miasto!
A wracając do tematu lombardów. Został stworzony dla ludzi ubogich, którzy muszą zastawiać swoje rzeczy, by móc związać koniec z końcem. W naszym pięknym mieście jeden lombard przypada na 2000 rodzin i nie jest to powód do dumy. Podobno im więcej mamy takich instytucji, tym biedniejsze jest nasze społeczeństwo.
Dobrze byłoby na koniec przypomnieć bolesną prawdę, że potwierdzony na koniec ubiegłego roku dług miasta wynosi 43 mln 544 tys. 076 zł. Czyli każdy mieszkaniec, od nowonarodzonego po dobiegającego swoich dni, Bielawy ma do spłacenia po 1400 zł.
Zawdzięczamy to wszystko szesnastoletnim rządom obywatela Ryszarda!
 Mocno zniecierpliwiony Bielawianin
 Opublikowano dnia 09.08.2014 autor: admin
(kopiowane za zgodą ze strony porozumieniedlabielawy.pl)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.