Strony

6 marca 2017

Sprawa radnego Kamila Wojciechowskiego

To było 8 grudnia 2014 roku tuż przed zaprzysiężeniem pana Piotra Łyżwy na stanowisko burmistrza Bielawy. Radnego Kamila Wojciechowskiego spotkałem w pomieszczeniu przy sali plenarnej, gdzie zwykle można się rozebrać i pogadać w „kuluarach”. To było drugie z nim spotkanie licząc jako pierwsze to ograniczające się do kurtuazyjnego uściśnięcia dłoni jako jednemu z „naszych” – z obozu popierającego nowego burmistrza tuż po ogłoszeniu wyników. Nie znaliśmy się. Sporo pisano o panu radnym, również na moim blogu, po rzekomych wypadkach, jakie miały miejsce z udziałem pana Kamila w Hotelu Dębowym. Od początku nie wierzyłem w to, co pisali komentatorzy. Naciskali, abym i ja zajął w tej sprawie stanowisko. Nie wypowiadałem się, a informacje te traktowałem jako insynuacje.

            W tym wyjątkowym dniu, kiedy spotkaliśmy się w tych „kuluarach”, chociaż nie byliśmy sami, zapytałem pana Kamila, czy to prawda, co o nim mówią i piszą. Rozumiał pytanie i powiedział, że to nieprawda. Uwierzyłem i odetchnąłem z ulgą. Przez cały następny okres zupełnie się tym nie interesowałem, choć był jakiś proces, niewinnego radnego oskarżono i wymierzono karę w zawieszeniu. Był to oczywiście dla pana Kamila wyrok niezrozumiały i niesłuszny, i stąd odwołanie do sądu apelacyjnego.
            Jak to w naszych sądach bywa, sprawa się wlekła i wreszcie, kiedy miała wejść na wokandę, i pan radny Kamil Wojciechowski miał być oczyszczony z zarzutów, okazało się, że się przedawniła. Sprawę umorzono. Choć orzeczenie pierwszej instancji podtrzymano, to jednak zaistniała sytuacja nie dała możliwości pełnego oczyszczenia pana Kamila z zarzutu.

            Sprawa prawnie jest zamknięta. Nikt nie może powiedzieć, że radny Kamil Wojciechowski jest skazany. Nikt też nie może powiedzieć, że pan Kamil jest winien. Ja o tym wiedziałem już 8 grudnia 2014 roku i mi niepotrzebne są jakieś domysły i posądzenia.
Uwierzyłem Człowiekowi, który przecież nie miał żadnych powodów, aby mnie oszukać. Dalej wierzę, bo trzeba wierzyć ludziom i mieć do nich zaufanie. Inaczej – cóż wart byłby ten świat? Cóż warte byłyby kontakty oparte na kłamstwie, na zakłamaniu, na celowym oszukaniu?
Dla mnie sprawa też już jest ostatecznie skończona.




1 komentarz:

  1. Przecież sędzina mówi jasno, że "ta zawartość alkoholu od 0,2 do 0,5 z całą pewnością była" więc okłamał, że jest niewinny. Udało mu się wykręcić z tego i zastanawia mnie, czy był to przypadek z tym przedawnieniem.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.