Strony

30 marca 2017

Pius XI, a rozwodnicy

To również ciekawy temat, dotyczący papieża Piusa XI i jego zapatrywania się na rozwiedzionych „możnych tego świata”. Każda epoka ma swoje wyzwania, z którymi i papieże muszą się zmierzyć, zachowując jednocześnie w całości naukę Chrystusa, płynącą z kart Ewangelii. Pamiętam z dzieciństwa nauki w kościele. Pamiętam nauki, jakie otrzymałem od swoich rodziców. Kiedyś Chrystus był tym, który „za dobre wynagradza, a za złe karze”. Teraz Chrystus jest już tylko Miłością, a więc karać nawet Mu nie wypada i przyjmuje wszystkich i głaszcze po głowach, i o grzechy nie pyta, bo jeszcze ktoś mógłby się obrazić, a na koniec pogrzeb z orkiestrą i najlepiej z samym proboszczem.  
         „Możny tego świata” to pułkownik Józef Beck, polski Minister Spraw Zagranicznych w okresie międzywojennym, prawa ręka Józefa Piłsudskiego, bezgranicznie w wodza wierzący i bezwzględnie prowadzący do końca jego politykę. Ten koniec to wojna 1939 roku, kiedy wszystko się zawaliło łącznie z doktryną Becka. Był bardzo pracowitym ministrem i znanym w całej Europie, i świecie, z którym wszyscy się liczyli, nawet do czasu – Adolf Hitler.
            Ministra Józefa Becka poznałem z książki Olgierda Terleckiego „Pułkownik Beck” wydanej w 1985 roku. Warto było przeczytać. Wracam jednak do właściwego wątku.
            W pierwszym rozdziale autor pisze:

            Przed wyjściem na światową arenę Józef Beck zdołał uporządkować swoje najważniejsze sprawy prywatne. Przeprowadził był mianowicie rozwód z pierwszą żoną, która towarzyszyła mu w Paryżu i z którą miał syna, Andrzeja, i ożenił się, też ją wprzód oczywiście rozwiódłszy, z dotychczasową żoną kolegi legionowego i bardzo zdolnego oficera, podobnie sprawnie wspinającego się po szczeblach kariery, Stanisława Burhardt-Bukackiego, po przewrocie majowym szefa Sztabu Generalnego i następnie drugiego wiceministra spraw wojskowych. Gen. Burhardt-Bukacki również zamierzał ożenić się z inną kobietą, i tak rzecz została rozstrzygnięta ku zadowoleniu czworga osób.
            Druga pani Beckowa, Jadwiga, od razu wzięła w karby swego nowego męża.

            No i tak sobie żyli w międzywojennej Polsce, i na każdej niwie walczyli o jej dobro, rozwój, bezpieczeństwo.
            W 1938 roku Beck służbowo wyjechał do Włoch, do Rzymu. Jeździł zresztą bardzo dużo. Autor pisze:

            Na cześć polskiego ministra urządzono istotnie w Rzymie niemal morderczy maraton bankietów i pokazów, przy czym zmuszono nawet króla, aby, łamiąc ściśle dotąd przestrzegany protokół dworski, przyjął państwa Becków na śniadaniu.

            W tym zmuszaniu brał nawet udział sam Mussolini. No i być w Rzymie, i papieża nie widzieć, a właściwie jak na Becka – nie spotkać się – to jak pokazać się w kraju? Autor pisze:

            Nie doszło jednak do również twardo przez niego żądanej audiencji u papieża. Był w oczach Kościoła odstępcą, człowiekiem rozwiedzionym, który celem zawarcia małżeństwa także z rozwódką porzucić musiał obrządek rzymsko-katolicki. Już wcześniej w Polsce miały miejsce spory z hierarchią kościelną o udział drugiej pani Beckowej w nabożeństwie z okazji święta państwowego w katedrze św. Jana. Postawa w tej sprawie Watykanu była nieustępliwa. Lecz w opinii polskiej, i to nie tylko w kręgach opozycyjnych, nieprzyjęcie przez Ojca Świętego ministra sprawa zagranicznych Polski, państwa oficjalnie katolickiego, odbiłoby się bardzo złymi echami. Wysocki dołożył więc wszelkich starań, zabiegając również u generała zakonu jezuitów, czyli, jak jego stanowisko określali Włosi, „czarnego papieża” (II Papa nero); był nim podówczas ojciec Włodzimierz Ledóchowski, rozporządzający w Watykanie ogromnymi wpływami. Ale ojciec generał, choć rodak, nie kwapił się do ułatwienia odstępcy jego życia politycznego. Rzecz w końcu rozstrzygnął los: papież Pius XI zachorował właśnie tak ciężko, iż nie mogło być mowy o żadnych w ogóle audiencjach, o czym urzędowy dziennik watykański, „Osservatore Romano”, ogłosił stosowny komunikat. Okoliczność ta umożliwiła ministrowi zachowanie twarzy we własnym kraju. Nigdy nie dbał o aplauz szerokich mas, ale w tym przypadku wolał uniknąć konfrontacji z wszystkimi parafiami, kuriami biskupimi, episkopatem i prasą nie tylko katolicką.

            No i byłby obciach, jak to mówił ostatnio polityk Grzegorz Schetyna. A jakby było teraz? Nie byłoby żadnego problemu. Inne czasy, inne obyczaje, inny papież, choć wiara i religia ta sama.
            A co powiedziałby Józefowi Beckowi Jan Chrzciciel? Zapewne to samo co Herodowi Antypasowi.



Ścięcie Jana Chrzciciela


W owym czasie doszła do uszu tetrarchy Heroda wieść o Jezusie. I rzekł do swych dworzan: «To Jan Chrzciciel. On powstał z martwych i dlatego moce cudotwórcze w nim działają». Herod bowiem kazał pochwycić Jana i związanego wrzucić do więzienia. Powodem była Herodiada, żona brata jego, Filipa. Jan bowiem upomniał go: «Nie wolno ci jej trzymać». Chętnie też byłby go zgładził, bał się jednak ludu, ponieważ miano go za proroka.
Otóż, kiedy obchodzono urodziny Heroda, tańczyła córka Herodiady wobec gości i spodobała się Herodowi. Zatem pod przysięgą obiecał jej dać wszystko, o cokolwiek poprosi. A ona przedtem już podmówiona przez swą matkę: «Daj mi - rzekła - tu na misie głowę Jana Chrzciciela!» Zasmucił się król. Lecz przez wzgląd na przysięgę i na współbiesiadników kazał jej dać. 10 Posłał więc [kata] i kazał ściąć Jana w więzieniu.11 Przyniesiono głowę jego na misie i dano dziewczęciu, a ono zaniosło ją swojej matce.12 Uczniowie zaś Jana przyszli, zabrali jego ciało i pogrzebali je; potem poszli i donieśli o tym Jezusowi. 

                                                                                                                                       Mt 14, 1-12


Śmierć Jana Chrzciciela

17 Ten bowiem Herod kazał pochwycić Jana i związanego trzymał w więzieniu, z powodu Herodiady, żony brata swego Filipa, którą wziął za żonę. 18 Jan bowiem wypominał Herodowi: «Nie wolno ci mieć żony twego brata». 19 A Herodiada zawzięła się na niego i rada byłaby go zgładzić, lecz nie mogła. 20 Herod bowiem czuł lęk przed Janem, znając go jako męża prawego i świętego, i brał go w obronę. Ilekroć go posłyszał, odczuwał duży niepokój, a przecież chętnie go słuchał.
21 Otóż chwila sposobna nadeszła, kiedy Herod w dzień swoich urodzin wyprawił ucztę swym dostojnikom, dowódcom wojskowym i osobom znakomitym w Galilei. 22 Gdy córka tej Herodiady weszła i tańczyła, spodobała się Herodowi i współbiesiadnikom. Król rzekł do dziewczęcia: «Proś mię, o co chcesz, a dam ci». 23 Nawet jej przysiągł: «Dam ci, o co tylko poprosisz, nawet połowę mojego królestwa». 24 Ona wyszła i zapytała swą matkę: «O co mam prosić?» Ta odpowiedziała: «O głowę Jana Chrzciciela». 25 Natychmiast weszła z pośpiechem do króla i prosiła: «Chcę, żebyś mi zaraz dał na misie głowę Jana Chrzciciela». 26 A król bardzo się zasmucił, ale przez wzgląd na przysięgę i biesiadników nie chciał jej odmówić. 27 Zaraz też król posłał kata i polecił przynieść głowę Jana. Ten poszedł, ściął go w więzieniu 28 i przyniósł głowę jego na misie; dał ją dziewczęciu, a dziewczę dało swej matce. 29 Uczniowie Jana, dowiedziawszy się o tym, przyszli, zabrali jego ciało i złożyli je w grobie. 
                                                                                                                                      Mk 6, 17-29





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.