Zdarza się czasami i tak, że ja muszę
zrobić zakupy. Jak trzeba to trzeba. Chodzi o takie bieżące, codzienne, czy
prawie codzienne zakupy. Tylko co kupić?
- Kup chleb, bułki i coś do chleba, i
jakieś lekkie ciasto!
No
tak, kobiety z tym nie mają jakoś problemu, a przecież w Hercie jest tyle
gatunków chleba i kilka rodzajów bułek. Kupiłem „staropolski” i na wszelki
wypadek po dwie bułki w trzech gatunkach. Ciasto – pierwsze z brzegu. Jakoś się
upiekło.
- Jeszcze kup jajka, najlepiej w tym warzywnym!
- A dlaczego w warzywnym? – myślę po
cichu. Pojadę na targ.
Na targu jajka na wyspecjalizowanym
stanowisku od 0,25 zł do 0,80 zł w cenie o 0,10 zł wyższej w kolejnym słupku.
Czy to ma jakieś znaczenie, jakie ja kupię? Na wszelki wypadek wziąłem takie ze środka.
- I jeszcze trzeba kupić coś do chleba,
skończyła się marmolada, no i jakieś mięso na zupę, i na drugie danie, na dziś
i jutro, bo to jutro niedziela. Możesz iść do Netto.
- Co to znaczy coś do chleba i jakie
mięso mam kupić!? – zaczynam już mieć wewnętrzne rozterki, ale muszę wytrzymać,
bo przecież i tak te zakupy muszę zrobić.
Myślałem, że to już koniec, a tu jeszcze
potrzeba pół litra mleka dwuprocentowego i herbatę „Tylos”.
- To kupisz w „Marcepanku”!
- No, przynajmniej wszystko jasne i nie
muszę wybierać. – myślę na wszelki wypadek po cichu.
Nigdy nie byłem w „Marcepanku”, choć od
dawna zbierałem się, aby iść tam i zapytać, czy są marcepany. Poszedłem na tą Parkową,
a idąc myślałem, jak to kobiety umieją robić codziennie zakupy, wiedzą, co
gdzie jest i nie narzekają.
Pani w „Marcepanku” była sama, a
ponieważ podobno w Bielawie wszyscy się znają, trudno, żeby właścicielki sklepu
nie znać. Kupiłem herbatę i mleko. Jest wyjątkowa okazja i zapytam o te
marcepany.
- A czy są marcepany? – pytam uprzejmie.
Jeśli pani odpowie, że są, to kupię i
sprawa zakończona, ale gdy powie, że nie ma, to będzie ciekawiej, bo jak to
może nie być, skoro sklep nazywa się „Marcepanek”?
- Marcepanów nie ma. – usłyszałem.
- No… ale sklep nazywa się „Marcepanek”,
to myślałem, że są. – mówię według przygotowanego scenariusza.
- Były, ale było małe zainteresowanie
klientów. – usłyszałem w odpowiedzi. – Ale proszę, dla pana mam marcepana.
I pani podała mi marcepana w formie
bardzo dużego 100-gramowego cukierka i to jako prezent od sklepu. Poczułem się
nieswojo, bo mój scenariusz zupełnie się nie sprawdził i dostałem nie tylko
marcepana ale i po nosie.
Swoją drogą nazwa sklepu kojarzyła mi
się z czymś właśnie wyjątkowym, a takim jest niewątpliwie marcepan. To wyjątkowa
masa najwyższej klasy wykonana ze zmielonych, prażonych migdałów z cukrem z
dodatkiem olejku migdałowego. To coś
naprawdę wyjątkowego. Niebo w gębie. Dawniej był to hit, dopóki nie nastała
czekolada.
A i sklep z założenia miał być
wyjątkowym i takim jest. Specyficzny, szeroki asortyment wszystkiego, co jest
na bieżąco potrzebne w domu z artykułów spożywczych. W ciepłe dni można
posiedzieć sobie przy stolikach na zewnątrz. Kto mieszka tam blisko, to na
pewno zna, a kto chciałby poznać, to kiedyś zapewne do „Marcepanka” trafi.
No proszę jak nasz Pan Bolesław się zmienia najpierw psy wiesza na byłym wiceburmistrzu Andrzeju a teraz reklamuje sklep z jego familii
OdpowiedzUsuńBardzo dziękuję za to stwierdzenie "nasz". Tak to miło odebrałem, jakoś tak familijnie. Zawsze to milej usłyszeć "nasz" niż "nie nasz".
Usuńnie ważne czyj jest sklep. Ważne ze obsługa jest zawsze miła a sklep dobrze wyposażony Ja też lubię tam robić zakupy i polecam
OdpowiedzUsuń