W Bielawie nie można się nudzić. Mamy
jezioro, którego nie mamy, a nawet jeśli go nie ma, to jest jego pełno w
lokalnych mediach. Niedawno Telewizja Sudecka udostępniła na fejsie tekst
Marzeny Zdolskiej w sprawie tego niby naszego jeziora. Po przeczytaniu tekstu
raz i drugi, nie sposób nie docenić trafnego i zgodnego z prawdą tytułu
informującego czytelnika z czym będzie miał za chwilę do czynienia, a
mianowicie z dalszym ciągiem kłamstw o zbiorniku. Pomimo tego, że sam tekst to
co prawda kupa bzdur, to posiada on niewątpliwie jedną wartość – link do umowy,
jaką zawarł Burmistrz Dźwiniel z właścicielami jeziora – Państwem Buczek.
Ta umowa to ewenement. Burmistrz jak ją
podpisywał to albo jej nie czytał, albo nie rozumiał, albo miał przyłożony
pistolet do głowy. Innych możliwości nie śmiem sugerować. Umowa została zawarta
dokładnie na rok czasu, obowiązywała od 1 czerwca 2014 roku do 31 maja 2015
roku. Umowa formalnie przekazuje gminie obiekt jeziora w dzierżawę i
jednocześnie nie przekazuje. Tak, dobrze czytacie. § 3 ust. 1 umowy, pomimo
wydzierżawienia jeziora gminie, prawo jego użytkowania przez cały okres
dzierżawy przyznaje … Państwu Buczek. To tak jakbyście wynajęli na rok
mieszkanie, a jego właściciel zastrzegł sobie w umowie, że w dowolnym momencie
może sobie przyjść, nabałaganić, zrobić imprezę, kazać wam sprzątać i jeszcze
za to płacić. I tak co weekend albo częściej.
Fajnie nie?
Wbrew temu co możemy przeczytać i
usłyszeć, umowa nie zawiera żadnych wiążących zapisów odnośnie zbycia jeziora i
ceny jakoby wynegocjowanej. Owszem, gmina pisze, że chce kupić za 7 mln zł, a
właściciele piszą, że ewentualnie sprzedadzą, ale nie ma mowy o kwocie
sprzedaży, nie ma mowy o deklaracjach, nie ma w końcu żadnych konkretów
właściwych dla przedwstępnej umowy sprzedaży. Tak naprawdę nie ma nic.
Ciekawa
rzecz to zobowiązanie się gminy do spuszczenia wody z jeziora przed 31 maja
2015 roku. Jakieś zaćmienie umysłowe ogarnęło obydwie strony umowy przy
formułowaniu tego zobowiązania, bo jeden się na to zgodził, a drugi nie zawarł
w umowie żadnych sankcji na przypadek niewywiązania się gminy z tego zobowiązania.
Teraz, jeżeli Buczki będą chciały zgodnie z prawem wodę spuścić, to będą
musieli wystąpić do sądu o wykonanie zastępcze, a jego kosztami mogą starać się
obciążyć gminę. Bo sami nie mogą. I tu jest sprawa następująca: sąd w
prowadzonym ewentualnym postępowaniu będzie musiał rozpatrzyć wszystkie aspekty
sprawy, słuszny interes społeczny i ochronę przyrody również. Proces będzie
trwał latami, albo jeszcze dłużej. Co ciekawe koszty wykonania zastępczego to
godzina pracy człowieka (odkręcenie zasuwy w wieży przelewowej). Jakieś 30 zł
brutto.
W
skrócie: za 600 tys. zł gmina Bielawa zyskała możliwość ograniczonego dostępu
do jeziora przez rok, pod warunkiem, że zwolni właścicieli z podatków, wycofa
wszystkie sprawy sądowe i nie będzie wszczynała nowych, w żadnych sądach i
urzędach, będzie ponosiła pełną odpowiedzialność za bezpieczeństwo na obiekcie,
będzie utrzymywała i remontowała obiekt na swój koszt. Nie jestem w stanie
określić ile łącznie jest warte to zobowiązanie, ile wynosi podatek od nieruchomości,
jakie nakłady gmina poniosła na utrzymanie. Czy razem jest to 800 tys. zł, czy
raczej okrągły milion.
Czego w umowie nie ma, a propaganda
medialna przekonuje, że jest. Nie ma określonych żadnych kar umownych,
ewentualne odszkodowania będą rozpatrywane na zasadach ogólnych – to znaczy, że
po stronie właścicieli spoczywa ciężar udowodnienia poniesionej konkretnej
szkody. Nie ma w umowie sankcji, które
by rozciągały się poza okres obowiązywania umowy. Nie ma w końcu obowiązku
przywrócenia obiektu do stanu uniemożliwiającego korzystanie z niego (rozkopane
drogi, rozebrane przęsła pomostu, zaspawane furtki), wprost przeciwnie, gmina
miała obowiązek wykonać naprawy i remonty na nieruchomości, tak, aby można było
z niej korzystać zgodnie z przeznaczeniem. Nie ma potrzeby spisywania zgodnego
wspólnego protokołu przekazywania obiektu, umowa wygasła sama z siebie o
północy 31 maja, gmina obiektu już nie użytkuje, czy to się podoba Pani
Zdolskiej i Państwu Buczek czy nie. Bo tak się umówiono. I to jest dobra
wiadomość.
Złe
wiadomości dotyczą formy zawarcia umowy i są złe dla podpisującego umowę w
imieniu Gminy Bielawa ex burmistrza Ryszarda Dźwiniela. Na umowie powinna być
kontrasygnata skarbnika gminy. To nie jest tak, że dowolny burmistrz może sobie
wpaść na pomysł wynajęcia całego Pałacu Kultury w Warszawie na rok i tak się
stanie. Żeby tak było, skarbnik musi potwierdzić, że jest na to, mówiąc
trywialnie, kasa w gminnym sejfie. Jeżeli nie potwierdzi tego poprzez złożenie
na umowie swojego podpisu, to pod względem prawnym umowa jest co prawda ważna,
ale nie wywołuje skutków prawnych. To bardzo ważne. Kolejna rzecz – nie
wyobrażam sobie, aby tak ważna umowa była zawarta bez udziału prawników
zatrudnianych przez gminę. Sam ex burmistrz cytowany przez Panią Marzenę
Zdolską mówi: „My współpracowaliśmy z poważną kancelarią i doskonale
wiedzieliśmy na co możemy sobie z Buczkiem pozwolić.” Jeżeli tak, to gdzie jest parafka tej
kancelarii na umowie? Hę? Umowa jest tak fatalna dla gminy i tak dziadosko
sformułowana, że żaden gminny prawnik jej nie zaaprobował. I mimo tego została
podpisana. To się nazywa działanie na szkodę gminy. Tak po prostu.
Oczywiście to wszystko jest prawdą,
jeśli prezentowana przez Panią Marzenę Zdolską umowa jest dokumentem
autentycznym. Zresztą nieważne, miejmy
nadzieję, że ponad 15-to letnia historia dziwnych, podejrzanych decyzji,
ciemnych transakcji i milionowych interesów robionych na było, nie było naszym jeziorze
właśnie się skończyła i długa kolejka ludzi w nim umoczonych odeszła w
polityczny niebyt.
Amen.
Amen.
Radek Kisielewicz
Panie Kisielewicz. A nie boi się Pan pani Marzeny Zdolskiej? Toż to zdolna, rasowa redaktorka. Sam kilka razy zachodziłem w zeszłym roku do siedziby DTP, gdzie "pracowała", aby zdobyć jej autograf, do czego zachęcała sama w jednym ze swoich "świetnych" artykułów. Za pierwszym razem powiedziano mi, że pani Zdolskiej nie ma, bo jest w Warszawie. Za drugim razem - nie ma, bo jest na zwolnieniu lekarskim. Za trzecim razem usłyszałem w Redakcji, że jej nie ma i już nie będzie. Ciekawy zapewne życiorys. Taka znana w Bielawie, a ja jej jeszcze nie znam. Może bardziej zacznie się zwierzać na swoim blogu. Może nawet ktoś ja posłucha, bo Dźwiniel wg jej opinii słuchać jej nie chciał.
OdpowiedzUsuńMarzena Zdolska naprawdę kapitalnie pisze, ma prawdziwy talent, zdolność przekuwania własnych obserwacji w nośne słowa i pojęcia, pozostaję pod nieustającym wrażeniem jej erudycji i właśnie takiej lekkości, ale i mocy pióra. Jej teksty bywają świetne, często emocjonalne, a czasem bardzo osobiste. To wszystko prawda, naprawdę jestem pod wrażeniem. Ale...
UsuńŻycie bywa czasem bardzo przyziemne i gdy schodzi na konkret który trzeba opisać, to dobrze jak się wie o czym się pisze. I się nie uczestniczy w tym konkrecie. Inaczej przejmuje się, może i podświadomie, argumentacje swojego pryncypała i się ją powiela choćby dziurawa była jak dziadowski płaszcz. W dziennikarstwie najbardziej podobno ceniony jest obiektywizm, a tu, jakby tak delikatnie powiedzieć i nie nakłamać, jest on towarem deficytowym.
Czy się boję? Mam mieszane uczucia, trochę podziwiam (i doceniam) warsztat, trochę jestem zirytowany, że tak łatwo można podejść i sobie ułożyć (staram się być baaardzo delikatny i taktowny) dziennikarkę.
A można tą umowę na blogu udostępnić?
OdpowiedzUsuńTu jest ta nieszczęsna umowa: https://marzenazdolska.files.wordpress.com/2015/06/umowa-dzierc5bcawy-zb-sudety.pdf
UsuńMArzena bije na głowe tekstami Pana Bronka jak chce, przynajmniej nie kłamie w swoich tekstach i pisze obiektywnie
OdpowiedzUsuńA kto to jest pan Bronek? Bo "Marzena", to chyba pani Marzena Zdolska - nieprawdaż? No, a w którym miejscu pan "Bronek" kłamał. Proszę pokazać. Co do obiektywizmu w tekstach pani Zdolskiej, jeśli to o tę Marzenę chodzi, to na miejscu anonima byłbym ostrożny.
UsuńW tej umowie dzierżawy jest ciekawe zdanie: "Wydzierżawiający oświadcza że użytkownik wieczysty gruntu i właścicielka budowli a także urządzeń posadowionych na tym gruncie jest zainteresowana zbyciem Zbiornika Wodnego Sudety". Wniosek z tego, że właścicielka nie zamierza cokolwiek w obrębie zbiornika działać. Nie jest zbiornikiem jako takim zainteresowana, a chodzi tylko o korzystną transakcję sprzedaży. No to trzeba się dogadać, bo szkoda mitrężyć czas na bezowocne spotkania.
OdpowiedzUsuńBolek ale bzdury piszesz!!!!
OdpowiedzUsuń