Strony

20 lipca 2014

Bielawa - Srebrna Góra

     
    Sobota 19 lipca 2014 r. Na zbiórkę pod pomnik Papieża na godz. 10:00 zgłosiły się dwie osoby: kol. Janek i ja. Nie dziwię się, bo ostatnio aura daje nam popalić i to dosłownie. Temperatura jest bez mała piekielna. Prażące słońce odbiera chęć do wychodzenia z domu, chyba, że jest to Sudecka Plaża lub Park Miejski.

            Zaproponowałem jazdę do Srebrnej Góry od strony Woliborza, bo jest to moja ulubiona trasa dla samotnika, a ponieważ jeżdżę nią co roku nawet kilka razy, stała się już jakby trasą sentymentalną. Lubię na nią wracać i kontemplować potem teren fortów i uroczego miasteczka. Dlaczego to trasa również z innego powodu sentymentalna, będzie powiedziane w treści reportażu.
            Pojechaliśmy tym razem przez Myśliszów. Zachęcam do odwiedzania tamtej trasy. Jest bardzo trudny wjazd aż do lasu. To najbliższa od Bielawy wioska. I na dole i w górnej jej części sporo się buduje. Przypuszczam, ze to bogaci mieszczuchy, którzy szukają spokoju i ładnych widoków. Teren ten i jedno, i drugie wymaganie w całej rozciągłości spełnia. Bliskość Bielawy i Dzierżoniowa, nie daje odczucia, że mieszka się gdzieś na peryferiach świata. Ciekawy jest stamtąd widok na Bielawę przez pryzmat Krzyż Milenijnego na wzniesieniu określanym umownie Górą Pojednania.
            Jak pod górę, to potem z góry – aż do Ostroszowic, wąską, wyasfaltowana drogą, czasami tylko odwiedzaną prze samochody. A jakie widoki na nasze góry! Dech zapiera.
            Z Ostroszowic jedziemy do Jodłownika. Byliśmy tu zaledwie dwa tygodnie temu. Spokojnie, w cieniu drzew, podjeżdżamy pod górę. Tuż za pierwszym zakrętem zatrzymujemy się przy drzewie z drewnianym krzyżem na jego konarze. Poniżej stoi krzyż kamienny. Ktoś tu zginął. Ja pamiętam tę sytuację. Zjeżdżało kilka, a może to już nawet kilkanaście lat temu, z góry dwóch znanych kolarzy. Jeden z nich wjechał kołem w podłużną szczelinę w asfalcie na środku drogi. Przy dużej prędkości na zakręcie wyrzuciło go z drogi prosto na to drzewo. Nie miał kasku. Ten zjazd zakończył się dla niego tragicznie. Nie znam nazwiska i szczegółów tego wydarzenia.



            Trochę wyżej są już w asfalcie takie szczeliny. W cywilizowanym świecie takie ubytki byłyby już od razu uzupełnione. U nas, których cywilizacja jakby omijała, trzeba czekać na kolejny wypadek, żeby potem powiedzieć – i po co tamtędy jechał!
            Na Przełęczy Woliborskiej widać już z daleka dużą gromadę młodych ludzi. Jeszcze tylu tutaj nie widziałem.
            Ostrożny zjazd na dół, bo nigdy nie wiadomo, co może spotkać nas pod kołami. Dobra miejscami nawierzchnia, pozwalająca rozpędzić się nawet do 50 km/godz., niespodziewanie przechodzi w łaty, dziury i muldy. Taki urok naszych tras.
            Na dole niespodzianka. Droga na Dzikowiec zamknięta. Remontują wreszcie nawierzchnię, co sugerowałem już dwa tygodnie temu.


            Droga na Srebrną Górę jest bardzo malownicza. Wjazdy, zjazdy, zakręty i piękne widoki dają namiastkę dalekich Alp, których nigdy z bliska nie zobaczę i nie poczuję. 



      Na jednym z odcinków wspinamy się prawdziwą serpentyną. To najtrudniejszy odcinek, wynagrodzony krótkim postojem przy wiadukcie kolejowym Kolei Sowiogórskiej. Zniszczenie jej przez zdziczały powojenny system, jest ogromną stratą dla naszych terenów.







            Zaczyna się teren fortów, a są tu aż trzy, z których najbardziej okazałym jest „Donjon”.






      Po lewej stronie na jednej z posesji podziwiamy ścianki, ułożone w fantazyjne wzory z polnego kamienia. 



      I tu zaczyna się moja sentymentalna przygoda. To tu właśnie w 1963 roku przywieziono nas z Włocławka na kolonie letnie. Skończyłem wtedy szóstą klasę szkoły podstawowej. Mieszkaliśmy w pawilonach poniżej przełęczy po prawej stronie, które również pokazuję na zdjęciach.





            Była okazja poopowiadać o tym koledze Jankowi. Forty – to wtedy była zupełna ruina. Chodziliśmy tam z wychowawcami, no, bo gdzie mieliśmy chodzić. Prawie co dzień też schodziliśmy do Srebrnej Góry.
            Zjazd do Srebrnej Góry jest bardzo stromy i zarazem malowniczy. Tuż przy wjeździe do miasta ciągle jest jeszcze czynne źródełko, ale nie jest pewne, czy woda jest zdatna do picia. Do ochłody jest jednak wspaniała, tym bardziej, że było ono w cieniu. Od tego miejsca zjazd aż do samego dołu wyłożony jest kostką brukową. Asfalt zapewne w takich warunkach by popłynął.



            Zatrzymaliśmy się na posiłek na skwerku. Poniżej – wspomnienie placu zabaw dla dzieci z kolonijnego okresu. Ładnie prezentuje się kościół i kamieniczki przy ulicy. Zapewne trudno tutaj żyje się mieszkańcom na takiej stromiźnie.















            Zanim jeszcze zjedziemy na dół – krótka anegdota.
            Nasze przepiękne okolice obfitują nie tylko w piękne widoki i zabytki, ale też mogą poszczycić się wspaniałymi, znanymi kolarzami. Ja pamiętam: Sienkiewicza, Janka Brzeźnego, Wronę, Chrzanowskiego, Mirka Angiela, Cześka Bronowickiego i naszego Staszka Klekotę. Będę wdzięczny, gdy ktoś jeszcze doda znane nazwiska. Otóż kiedyś pojechaliśmy z chłopakami z nieformalnej grupy „Chmiel” na Przełęcz Srebrną kibicować w ogólnopolskim wyścigu kolarskim, który obejmował pętlę z uwzględnieniem Przełęczy Walimskiej i Srebrnej. Pamiętam, że jeździł w tym wyścigu również znany kolarz -Krzeszowiec. Było kilka okrążeń. Jeździli też nasi, miejscowi, w tym Chrzanowski, popularnie nazywany „Chrzanu”. Oczywiście emocje wszystkim się udzielały. Sienkiewicz też czasami jeździł z naszą grupą i wypadało go na trasie wspomagać. Nie pamiętam, kto zapytał starszej pani na przełęczy, kto wygra. Odpowiedziała, że oczywiście „Chrzanu”. Było jakieś zdziwienie, że zna zawodników, a jeszcze większe, gdy na pytanie czy go zna, odpowiedziała, że to jej syn.
            Chrzanowski wygrał ten wyścig. Na swoim terenie nawet utytuowanym zawodnikom nie dał szans. Z jednym z nich rozmawialiśmy na trasie pod górę na Woliborską. Mówili im, że tu będą góry, ale jeśliby wiedzieli, że aż takie, to by nie przyjechali.
            Zjechaliśmy na dół. Dalej można jechać przez Jemną, Stoszowice i Przedborową, albo Ząbkowice. Było ciężko i zaproponowałem najkrótsza trasę. Jedziemy przez Jemną. Jeszcze ostatnie spojrzenie na Srebrną Górę i dobrze widoczny fort. Widać też, że zaczęły się żniwa.

    
         Kiedy patrzę z dołu na tę trasę, wspominam wielokrotne podjazdy na przełęcz od strony miasta. Było to kilkanaście lat temu i zapewne byłem mocniejszy w nogach. Ale wjeżdżanie na kolarskim rowerze z szosowymi przełożeniami było wysiłkiem ektremalnym. I choć nigdy nie zszedłem z roweru, to za kazdym razem zachodziłem w głowę i zadawałem sobie pytanie - po co ja to tobię?
            W Jemnej zatrzymaliśmy się jeszcze, żeby zrobić zdjęcia pomalowanego przystanku i tworzącemu się gustownemu ogrodzeniu z wykorzystaniem polnych kamieni. Ciekawa kompozycja.





            Dalej już znaną trasą jedziemy do Bielawy. Jeszcze krótkie zatrzymanie w Grodziszczu, żeby pokazać koledze źródełko z bardzo dobrą wodą.
            Przejechaliśmy zaledwie 46 kilometrów. Jednak ta trasa, choć krótka, jest szczególne do polecenia. Ona jakby w skrócie pokazuje wszystkie walory naszego terenu i zachęca jednocześnie do odwagi, by wybrać się nawet gdzieś dalej, niekoniecznie z nami. A my, dziękując sobie wzajemnie, już zapraszamy na sobotę 26 lipca. Może pojedziemy do Sobótki. To bardzo ciekawa trasa, a po drodze jest o czym opowiadać, choćby o corocznych wyjazdach do Sulistrowiczek z Grupą Rowerową „Wiraż”, których tak teraz brakuje.
           Serdecznie zapraszamy.


5 komentarzy:

  1. Bardzo fajna wycieczka rowerowa. Piękne okolice. W Jemnej jest bardzo ładny przystanek autobusowy, żeby go tylko nie zdemolował jakis gagatek. Widać , że mieszkańcy dbają o swoje domy i ogrodzenia.
    Gratulacje.
    pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  2. Ładnie"pocisnęliście"w ten upał.Ale fotorelacja super.
    W latach 80-tych ub.w.na tym stromym zjeździe,traktorzysta z firmy w której pracowałem,miał wypadek.
    Zjeżdżał traktorem,na przyczepie miał załadowane płyty warstwowe(azbestowo-cementowe).
    "Wysiadły"w ciągniku hamulce,ale stało się to w połowie tego stromego zjazdu.Próbował hamować biegami,ale obciążona przyczepa spychała traktor.Nie próbował nawet skręcać,pojechał prosto po schodach.Przyczepa zaczepiła o ścianę budynku po prawej stronie,płyty wyrwały przednią burtę i runęły na ciągnik.
    Kierowca złamał rękę i się poobijał.Na ścianie budynku bardzo długo był widoczny ślad uderzenia przyczepą.

    W latach 60-tych na pewno jeździli w tym towarzystwie Walimiacy-Gerard Wilski,Bolesław Mazur.Gerard Wilski był dobrym kolarzem.
    A w Lechii Dzierżoniów znakomitym bramkarzem był syn mojego kolegi z Walimia-Jacek Kubasiewicz.

    A jak pojedziecie w okolice Ślęży to nie zapomnijcie o:
    "dolny-slask.org.pl/513329,Sulistrowiczki,Park_Wenecja.html"
    Wodospad już bez wody,wodociągi załatwiły sprawę.

    "www.youtube.com/watch?v=Atd1k3jjBxk"
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Greate post. Keep writing such kind of info on your blog.

    Im really impressed by it.
    Hi there, You have performed an incredible job.
    I'll certainly digg it and in my opinion suggest to my
    friends. I am sure they will be benefited from this website.


    Also visit my webpage kolektory słoneczne cennik

    OdpowiedzUsuń
  4. I read this piece of writing fully about
    the resemblance of most up-to-date and previous technologies, it's
    remarkable article.

    My blog post energia solarna

    OdpowiedzUsuń
  5. Z taką pomocą nie ma szans by nasze dywany wyglądały jak stare, niepotrzebne rzeczy, dlatego pranie dywanów gdańsk (https://twitter.com/MariolaOlkowska/status/496625919340322817) dywanów to coś z czego będziemy zadowoleni.

    OdpowiedzUsuń

Proszę o tematyczne, nie obraźliwe i kulturalne komentarze.